Jestem zasadnicza
CEGŁA • dawno temuMam ochotę wyciągnąć rękę do człowieka, którego odtrąciłam z powodu swojego zasadniczego charakteru, tylko nie wiem, jak to zrobić i czy ma to sens. Charakter zresztą za bardzo mi się nie zmienił, nadal uważam, że pewne rzeczy są nie do przyjęcia i już. Podobno jak się ma wszystko „poukładane” w głowie, to łatwiej jest żyć. Nie wydaje mi się, nie w moim przypadku.
Droga Cegło!
Mam ochotę wyciągnąć rękę do człowieka, którego odtrąciłam z powodu swojego zasadniczego charakteru, tylko nie wiem, jak to zrobić i czy ma to sens. Charakter zresztą za bardzo mi się nie zmienił:-), nadal uważam, że pewne rzeczy są nie do przyjęcia i już. Podobno jak się ma wszystko „poukładane” w głowie, to łatwiej jest żyć. Nie wydaje mi się, nie w moim przypadku.
Chłopak, właściwie mężczyzna, o którym nie umiem przestać myśleć, niech ma na imię Mirek, bo pochodzimy z niewielkich miejscowości, po sąsiedzku. Widywaliśmy się praktycznie od dziecka, ale nigdy nic nas nie łączyło, nie chodziliśmy nawet do jednej szkoły. Ot, z dyskoteki się dowiadywałam, że a to sam sobie złożył motor, a to zaczął trenować kulturystykę, a to jedzie do Holandii na wakacje. Podobał się dziewczynom, był przystojny, zaradny, miał śliczny uśmiech i, staroświecko mówiąc, bardzo dobre maniery. Myślę jednak, że podobał się dlatego, że nie pił, nie łobuzował jak inni, nie wystawał przy furtce z nudów, tylko miał jakieś aspiracje — przepraszam, nadal ma. Obserwowałam jego życie z daleka, rozmawialiśmy może ze trzy razy w życiu po kilka nieznaczących zdań.
No i jak to bywa z chłopakiem, który się znacząco wyróżnia, szybko został „ułowiony”, oczywiście mówię to żartobliwie, bo jestem pewna, że ożenił się z miłości. Było to bardzo młode małżeństwo – ona 19 lat, on 21, potem szybko urodziły się dzieci, dwójka, jedno po drugim. Wiedziałam tylko tyle, że Mirek zawiesił swoją firmę, prowadzoną razem z kuzynem i wyjechał na dłużej do Holandii po większe pieniądze, bo miał tam już przetarte szlaki. Ja pojechałam do większego miasta zrobić chociaż licencjat – marzenia miałam nietypowe, bo postanowiłam, że wrócę na swoją wieś i będę nauczycielką albo bibliotekarką w szkole podstawowej. Cóż, nie dość, że zasadnicza, to jeszcze nudziara, prawda? :-) Ale ja nie mam nerwów do tzw. kariery, niestety… Lubię spokój, skromne, byle samodzielne życie, lubię być blisko rodziny (jest spora), czuć oparcie, spędzać razem ważne chwile.
Nie słyszałam nic o Mirku przez cztery lata. Po moim powrocie w rodzinne strony okazało się jednak, że i on wrócił z zagranicy, niemalże jednocześnie ze mną. Widziałam go w sklepie, w kościele — samego. Był szczuplejszy niż go pamiętałam i bardziej poważny. Koleżanki i sąsiadki szybko wzięły na języki jego rodzinę. Że podobno jak był w Holandii, jego żona straciła cierpliwość i jak to się brzydko mówi, „poszła w miasto”, na dodatek wydała wszystkie pieniądze, które przysłał, no i tym podobne ploty – nie wiem, nie byłam przy tym. Usłyszałam jeszcze tylko, że Mirek wrócił mieszkać do rodziców i podobno codziennie wystaje pod domem żony, która utrudnia mu widzenia z dziećmi.
Na początku lata spotkałam Mirka w sklepie, jakoś tak bez intencji uśmiechnęliśmy się oboje, nawiązała się koleżeńska rozmowa. Ostatecznie trafiłam do biblioteki, ale nie w szkole, tylko do publicznej, w mieście niedaleko. Mam dobry dojazd, popołudniowe godziny pracy, bardzo długie wakacje. Mirek zawiązał z powrotem spółkę z kuzynem na prowadzenie hurtowni, nic szczególnego w Holandii nie zwojował, żeby się bawić w wielki biznes… Taka gadka szmatka „co u nas słychać”, ale ani słowa o sprawach prywatnych, a ja nie pytałam. Z bliska, w rozmowie dłuższej niż kiedykolwiek, Mirek mi się podobał, przyznaję. I tyle. Był dla mnie mężem swojej żony i ojcem dwójki dzieci, miłym znajomym wśród miejscowych.Ale po jakimś miesiącu — dwóch Mirka zrobiło się nagle jakby „więcej” wokół mnie, ciągle się na niego natykałam, zajrzał też kilka razy do biblioteki i nawet nie raczył wypożyczyć książek dla zachowania pozorów – śmieję się, w sumie doceniam w ludziach szczerość, tylko nie w sytuacji, gdy w grę wchodzi rodzina, dzieci. Ja nie twierdzę, że jestem święta, po prostu tak mnie wychowano i dobrze mi z tym, że nie muszę krzywdzić ludzi, skoro tego nie chcę.
Ostatecznie musiałam jednak pojechać z Mirkiem do baru na drinka, bo nasze rozmowy zrobiły się dla mnie tak ciekawe, ciepłe i przyjacielskie, że zaczęłam się tego bać… W sumie niemądrze postąpiłam, bo jeśli on nie chciał mówić o swojej żonie, mogłam sama zagaić ten temat, a stchórzyłam. Zamiast tego przeprowadziłam „poważną” rozmowę z silnych, jak mi się zdawało, pozycji moralnych, z grubej, oj grubej rury… To była przemowa sędziowska niemalże! Zrobiłam z siebie idiotkę, zanim jeszcze otrzymałam jakąkolwiek propozycję, która mogłaby mnie zaniepokoić! Co mi strzeliło do głowy? Nie pytaj – nie wiem.
No i oczywiście dostałam po nosie. Mirek bardzo długo patrzył na mnie tymi swoimi ślicznymi oczami, jakby zdziwiony, oniemiały? Potem powiedział krótko — Jesteś inna, niż myślałem. Musisz być niesamowicie zarozumiała, czy odwrotnie, zakompleksiona, jeśli myślisz, że uderzałbym do ciebie, mając w domu kochającą żonę i przyjaciela w jednej osobie, a do tego jeszcze nasze dzieci. Szkoda, żeś nie dała mi dojść do słowa.
No i tak zostałam do dziś z tymi słowami, z głową pełną niedomówień, bo przecież poza plotkami — o jego prawdziwej sytuacji nie wiedziałam nic a nic. No i nie samą plotką człowiek żyje – nawet w małej miejscowości rozchodzą się też fakty, ludzie wiedzą o innych, co i jak… A w przypadku Mirka fakty są takie, że się rozwiódł, dwa miesiące temu. Miał już takie myśli, będąc w Holandii, w jego małżeństwie zgrzytało na tle finansów i nie tylko. Po powrocie wszystko było już wiadome, martwił się tylko, jak wszystko dobrze, ugodowo załatwić, żeby nie stracić kontaktu z dziećmi, wynajął nawet prawniczkę z miasta, która podpowiedziała mu polubowne rozwiązanie, a żona, o dziwo, poszła na to. Nieważne.
Mirek jest wobec mnie zdawkowy, już mnie nie szuka, w nieliczne chwile, gdy go widzę, mam wrażenie, że w jego oczach jest kpina, ale może mi się zdaje? Czuję się głupio i dziwnie – tęsknię za nim i jednocześnie jestem pewna, że nie mam już najmniejszych szans. A jak Ty myślisz?
Tusia
***
Witaj, Tusiu!
Sprawa jest w sumie dość prosta: nie okazałaś Mirkowi zaufania, poszłaś tropem swoich myśli i uprzedzeń – tropem oczywistym i najprostszym, zamiast poczekać, co on ma do powiedzenia, zaproponowania.
Rozumiem, że wyczułaś intuicyjnie intencje „romansowe” i na tym poprzestałaś. Pomyliłaś się w kwalifikacji i ocenie. Bywa. To, co mnie trochę dziwi, to fakt, że nie zrobiłaś (dyskretnie ani jawnie) żadnego „wywiadu” na temat tego, jak się mają sprawy w życiu Mirka – może takie zachowanie nie jest w Twoim stylu, potrafię to zrozumieć, ale w końcu szło o mężczyznę, który Ci się podobał – więcej, na którym zaczęło Ci zależeć. Z całym szacunkiem dla Twoich zasad, uważam, że nie zrobiłabyś nikomu krzywdy, zbierając na własną rękę ważne informacje. Rozwój wypadków pokazuje, jak ważne dla Was obojga, prawda?
Inna sprawa – wypowiedź Mirka jest dosyć enigmatyczna. Rozczarował się w jakimś sensie (po raz kolejny), to pewne, ale – czy rzeczywiście miał już skrystalizowane zamiary wobec Ciebie? Trudno powiedzieć. Może jeszcze poruszał się po omacku, byłaś w końcu pierwszą dziewczyną, jakiej okazał zainteresowanie po tym, jak jego małżeństwo okazało się fiaskiem…
I w tym upatruję sporą nadzieję, Tusiu. Jeśli sprawa pozostała niedoprecyzowana, niedopowiedziana – tym lepiej! Wasza znajomość ma szanse się odnowić, więcej, oboje macie szanse na nowo i na spokojnie zdefiniować to, co do siebie czujecie. Mirkowi może to zająć nawet więcej czasu niż Tobie, bo nie masz za sobą świeżej traumy.
Masz natomiast mnóstwo rzeczy do przemyślenia. Podoba mi się też, że masz tak otwarty stosunek do samej siebie, dostrzegasz, że to, co jest zaletą (np. określony system wartości), może czasem obrócić się przeciwko nam, wymaga więc stałej weryfikacji, nawet modyfikacji. Jesteś na to gotowa!
Twoja „mała miejscowość” wydaje się całkiem sympatyczna i normalna. Przestań zwracać zbyt wielką uwagę na pewne formy i pozory, odrzuć kilka zbędnych schematów, a zajmij się bez obaw szukaniem szczęścia. Tak – jak najbardziej namawiam Cię do wyciągnięcia ręki do Mirka – choćby po to, by zatrzeć negatywne wrażenie, jakie zrobiłaś na nim swoim perorowaniem na temat zasad… Odkręć to! Wyluzuj się, pokaż, że masz odwagę walczyć o to, na czym Ci zależy. Jaki będzie dalszy ciąg? Szczerze? Nie masz nic do stracenia, do zyskania zaś – mnóstwo! Zresztą… przecież sama doskonale to wiesz.
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze