Miłość z hipermarketu
ALEKSANDRA POWIERSKA • dawno temuJesteśmy konsumentami. Kupujemy dużo i na ogół niepotrzebnie. Czas wolny spędzamy w galeriach handlowych, szukamy okazji, oglądamy, oceniamy, uczestniczymy w nieustającym maratonie wyprzedaży. Zapominamy, że niektórych rzeczy nie da się kupić i nie powinno przeliczać. Czy naprawdę wszystko jest dzisiaj tymczasowe i wykalkulowane? Czy w konsumpcyjnym świecie jest miejsce na prawdziwą miłość aż po grób?
Jesteśmy konsumentami. Kupujemy dużo, często i na ogół niepotrzebnie. Czas wolny spędzamy w galeriach handlowych, szukamy okazji, oglądamy, oceniamy i praktycznie każdego dnia uczestniczymy w nieustającym maratonie wyprzedaży. I zdaje się, że w tym wszystkim zapominamy, że niektórych rzeczy nie da się kupić i nie powinno przeliczać.
Ciągle próbujemy. Bo przecież dziecko to droga inwestycja, kandydat na partnera nie może być biedny, a nieopłacalny związek zawsze można zmienić… na lepszy model. Czy naprawdę wszystko jest dzisiaj tymczasowe i wykalkulowane? Czy w konsumpcyjnym świecie jest jeszcze miejsce na prawdziwą miłość aż po grób?
Kulturoznawcy i socjolodzy współczesną kulturę określają mianem kultury konsumpcyjnej. Jej znamienną cechą jest powszechny pociąg do posiadania dóbr materialnych, a właściwie samej czynności ich kupowania. Bo tutaj nie chodzi już o nasze potrzeby, nie chodzi nawet o pragnienia, ale o zwykłe zachcianki. Jak szybko kupujemy, tak szybko nudzą nam się nabyte rzeczy. Daleko nam od racjonalności, gdy wchodzimy w magiczną przestrzeń galerii handlowych, gdzie z każdej strony przekonują nas, że szczęście można kupić. Konsumpcja tak zdominowała nasze życie, że w kategoriach transakcji zaczynamy postrzegać nawet relacje międzyludzkie i takie wartości jak miłość czy przyjaźń.
Związek — opłacalny układ
Przyzwyczailiśmy się już, że gdy coś się psuje, to kupujemy nowe. Naprawa zbyt wiele kosztuje, za długo trwa, wymaga minimum zaangażowania, a nam się zwyczajnie nie chce, nie mamy czasu. Podobnie jest z relacjami i związkami. Znany krytyk kultury, Zygmunt Bauman wysuwa dość radykalne stwierdzenie, że traktujemy je tak samo, jak towary konsumpcyjne. I chyba coś w tym jest. Boimy się trwałych relacji. Coraz więcej par rezygnuje ze ślubu, który przecież zobowiązuje, a trwałych zobowiązań nie lubimy, bo trudno je zerwać. Gdy w związku zaczyna się nie układać, po prostu rezygnujemy i szukamy szczęścia z innym partnerem. Czasami decydujemy się na ślub cywilny, bo taki może się opłacać. Związek ma być zatem jak szybka pożyczka — zero formalności i maksimum satysfakcji. Może to i przerysowany obraz, ale faktem jest, że coraz więcej ludzi ocenia potencjalnego kandydata na męża/żonę po stanie jego portfela, zajmowanym stanowisku i posiadanym samochodzie. Liczba zawieranych małżeństw spada, a liczba rozwodów rośnie. I choć może same pieniądze szczęścia nie dają, to jednak to, co można za nie kupić, już tak. A wiele współczesnych związków opiera się właśnie na transakcji wymiany: ona gotuje obiady, on kupuje jej drogie prezenty, razem wyjeżdżają na zagraniczne wakacje, weekendami chodzą do kina, ona kupuje tuziny sukienek, on najnowsze gadżety, spędzają razem czas i niby są szczęśliwi, chociaż tak naprawdę niewiele o sobie wiedzą. Kupują — nie rozmawiają, konsumują — nie kochają.
Dziecko — droga inwestycja
W rodzinną kalkulację mocno wpisane jest „posiadanie” dziecka. Wiele par czeka z decyzją o powiększeniu rodziny ze względu na koszty związane z wychowaniem malucha. Nie oszukujmy się, dziecko kosztuje. Ale z drugiej strony, gdyby jednego roku zrezygnować z tropikalnych wakacji, czy nie kupować markowych ubrań, to okazałoby się, że budżet jest zupełnie wystarczający. Co ciekawe, to najczęściej bogaci ludzie najwięcej kalkulują. W biedniejszych rodzinach często nawet nie planowane dziecko wita się z radością i chociaż trudno związać koniec z koniec, to nikt się nie zadłuża na miliony, by je wychować. Sedno raczej w tym, że dziecko oznacza rezygnację z dotychczasowego trybu życia i wielu przyjemności. A z tym już trudniej się pogodzić. Ponadto jest to też przywiązanie do obecnego partnera. I raczej ciężko jest je potraktować jako dobro konsumpcyjne — szczerej miłości dziecka nie da się kupić. Ale są niestety i tacy, którzy dziecko traktują jak gadżet lub wizytówkę, którą można się pochwalić. Na szczęście nie ma ich jeszcze wielu.
Ja — najlepszy biznes
W pędzącym ciągle świecie wielu z nas dochodzi do wniosku, że najlepszą inwestycją jesteśmy my sami. Zamiast angażować się w związek, który może nie mieć przyszłości, lepiej postawić na rozwój osobisty — w końcu siebie możemy być pewni. Niestety rozwój ten sprowadza się często do wydawania mnóstwa pieniędzy na różnego rodzaju szkolenia, kursy i warsztaty. Do tego dochodzą fryzjerzy, kosmetyczki, styliści, wizażyści…
Można odnieść wrażenie, że współczesny człowiek uwielbia otaczać się przedmiotami i korzystać z wielu usług w myśl zasady: im więcej, tym lepiej. Nie szukamy szczęścia w sobie, w bliskich nam osobach, ale w tym, co posiadamy, a konkretniej w tym, co możemy kupić. A chyba nie tędy droga! Szczęście „na wagę” nigdy nie będzie prawdziwym szczęściem, a „miłość z hipermarketu” prawdziwą miłością.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze