Ikea bez dziewczynek
MAGDALENA SZWARC • dawno temuNiedawno norweski premier Kjell Magne Bondevik wytknął firmie Ikea „niedopuszczalne propagowanie seksizmu” w instrukcjach do składania mebli. Dlaczego? Nie ma na nich ani jednej postaci w spódnicy. Na ilustracjach są wyłącznie postaci mężczyzn. Nasze feministki podchwyciły temat i dołączyły do protestu. Składanie mebli z Ikei nie jest trudne. O co więc chodzi w tym sporze?
Jak kilka dni temu donosiła prasa, Ikea, sklep meblowy, w Norwegii właśnie został okrzyknięty „seksistowskim” za „niedopuszczalne propagowanie stereotypów”. Poszło o instrukcje obsługi do składania szafek, stołów, krzeseł i kanap. Na obrazkach ilustrujących kolejne czynności brak jest postaci w spódnicy – sami chłopcy.
Oczywiście, zaraz za premierem Norwegii, Kjell Magne Bondevikiem swoje oburzenie dla tego faktu wyraziły też nasze rodzime feministki na czele z Izabelą Jarugą Nowacką, pełnomocnikiem rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. „Te obrazki utrwalają stereotyp: kobieta do garów, mężczyzna do narzędzi” - grzmiała. W odmiennym tonie wypowiadali się konserwatyści, m.in. poseł Robert Strąk. „Przecież kobiety nie chcą skręcać tych mebli. To ciężka i niewdzięczna praca, męska rzecz. Instrukcje są dobre, takie jakie są”. Wszystko działo to się na łamach Gazety Wyborczej, choć nie tylko tam.
I nic w tym dziwnego. Standard. Kolejna odsłona walki między konserwatystami i feministkami. Na śmierć i życie. Każdy pretekst jest dobry, by ze sobą się podroczyć dla dobra ogółu ludzkości. Ale właściwie czemu oni się tak nie lubią?
Zastanawiałam się nad tym trochę i mimo świadomości, że powodów może być nieskończenie wiele, jeden z nich obmyśliłam. Otóż, oni się tak nie znoszą z atawistycznej, biologicznej, najbardziej pierwotnej czy genetycznie zaprogramowanej w każdej komórce naszego ciała (z wyłączeniem komórek mózgowych) miłości do własnego potomstwa. Wiem, karkołomna to teza, ale postaram się ją tutaj udowodnić. Jeśli uznamy ją za trafną, wiele rzeczy wyda się jasne. Oczywiście przy założeniu dobrej woli, a nie politycznej kalkulacji – i prawdę mówiąc właśnie to założenie wydaje mi się najbardziej karkołomne.
No bo co sobie myśli taki facet-konserwatysta? Taki z krwi i kości. Może myśleć sobie tak:
— Chciałbym mieć dzieci i zapewnić im najlepszą opiekę z możliwych. Chciałbym, żeby były otoczone miłością i ciepłem. Żeby nie czuły się samotne. Pójdę więc do pracy i będę tak długo pracował, aż stać mnie będzie na utrzymanie w domu żony. Matka najlepiej zaopiekuje się swoimi dziećmi. Lepiej niż niańka, opiekunka w przedszkolu. Lepiej niż ktokolwiek. To najlepsze rozwiązanie i inwestycja w moje potomstwo. Wtedy wszyscy będziemy szczęśliwi, a dzieci zdrowe i wesołe, wyrosną na porządnych obywateli.
Słysząc takie wyzwanie, kobiety feministki aż się w środku gotują. Mogą sobie myśleć tak:
— No jak to, ja mam siedzieć w domu? Sprzątać, gotować, prasować, karmić, przewijać i to ma być dobre? Nigdy. Przenigdy. Zwiewamy, koleżanki. A facet niech sobie sam w domu siedzi, jak to takie wspaniałe, szczytne i dla dobra ludzkości.
Na widok zwiewającej z domu kobiety, nasz mężczyzna-konserwatysta może sobie myśleć tak:
— No jak to? To ona jest nieodpowiedzialna!!! Nienormalna. Ona nie chce dobra naszych dzieci? Nie chce ich wychowywać w spokoju? Chce je oddać do żłobka, do przedszkola? Skoro nie musi, bo ja przecież zarabiam na dom. To zła matka jest. Zła kobieta. Trzeba ją uciszyć, bo jak nie daj Boże inne kobiety usłyszą i ulegną tej ideologii. A co za pokolenie wyrośnie? Prawych obywateli nie będzie. Niedokochane, niedoopiekowane. Żłobkowe. Jak tu sprawić, żeby zostały w domu? Żeby kochały dzieci? Toż to jakieś potwory są, babochłopy, wyzute z kobiecości. Wyrodne matki. Przez ich nienawiść do dzieci wyginie gatunek ludzki.
Oczywiście przed takimi zarzutami feministki muszą się bronić, ale w duchu mogą myśleć sobie tak:
— Chciałbym mieć dzieci i zapewnić im najlepszą opiekę z możliwych. Chciałbym, żeby były otoczone miłością i ciepłem. Żeby nie czuły się samotne. Ale przecież wiem, że siedząc w domu całymi dniami, wśród kupek, przecierów, zakupów, prania, sprzątania będę sfrustrowaną babą. Dziecko nie będzie wystarczająco zadbane. Ale jeśli pójdę do pracy, odżyję. A ojciec dziecka mógłby w tym czasie się nim opiekować. Któż lepiej niż on się własnym potomkiem zaopiekuje? Opiekunka? Niańka? Żłobek? Miałby od maleńkości dobry kontakt z dzieckiem. Przecież nie musi mnie utrzymywać – jestem dorosłą osobą. A dzieci są nasze wspólne, więc wspólnie powinniśmy o nie dbać. Facet, który chce swoją kobietę zamknąć w domu na cztery spusty, odciąć od ludzi, od sukcesów zawodowych, od wyzwań, to jakiś oprawcą. Trzeba kobiety od takich oprawców wyzwolić. To najlepsze rozwiązanie i inwestycja w moje potomstwo. Wtedy wszyscy będziemy szczęśliwi, a dzieci zdrowe i wesołe, wyrosną na porządnych obywateli.
Cóż, jak przysłowie mówi, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Na porozumienie i zrozumienie wyznawców tych przeciwstawnych światopoglądów przyjdzie nam jeszcze poczekać. Na szczęście we własnym domu możemy robić co nam się podoba. Niech się kłócą skoro muszą, a życie i tak sobie płynie swoim własnym torem …
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze