Bycie matką jest nudne!
MARTA KOWALIK • dawno temuMacierzyństwo jest przereklamowane. Wiele z nas zgodzi się z tym twierdzeniem. Ale w duchu, nie głośno. I nie chodzi nawet o to, że bycie matką to ciężka praca wymagająca poświęcenia. O tym przecież trąbią gazety, programy telewizyjne i fora internetowe. Ale zapominają dodać, że bycie matką jest po prostu nudne.
Wstajesz, karmisz, myjesz, przewijasz, karmisz, znowu przewijasz? A w międzyczasie przysypiasz razem z dzieckiem, jednym okiem patrząc w telewizor albo ekran komputera? Nudy. Zdecydowanie nie jest to wycieczka do amazońskiej dżungli ani zdobywanie K2. Współczesne kobiety są często przyzwyczajone do aktywnego i pełnego wrażeń życia. Gdy rodzą dziecko, czują się jakby ktoś odłączył je od prądu.
Takie spostrzeżenia ma Karolina, trzydziestopięciolatka z Poznania. Jest matką trzymiesięcznego dziecka i już wie, że macierzyństwo było jej najgłupszym pomysłem w życiu:
— Oczywiście, że kocham Antosia. Ale gdybym mogła cofnąć czas… Dobra, nie powiem tego głośno. Dwa lata staraliśmy się z mężem o dziecko, bałam się, że już nie zdążę. To mi całkiem przysłoniło rozsądek: perspektywa, że mogę być zwyczajnie za stara. Wszystkie ciotki mi to krakały. Mówiły, że po co mi doktorat, po co mi awans, najważniejsze przecież dla kobiety to być matką. No, to mamy dziecko, jestem górą.
Ale moje życie zdecydowanie było lepsze i ciekawsze przed Antosiem. Dużo podróżowaliśmy, zarabiałam więcej niż mój mąż. Czułam się panią swojego losu, nowoczesną kobietą. Byłam aktywna, nie mogłam w miejscu usiedzieć. Teraz czuję się jak wielofunkcyjne połączenie dojnej krowy, niani i robota kuchennego. Codziennie to samo, jedyną zmienną jest kolor kupki. Antoś jest zdrowym, grzecznym dzieckiem. Dużo śpi. Nie marudzi i nie płacze. Moje koleżanki są nim zachwycone. Ja nie, bo to tylko wzmaga nudę. Czemu nikt mi nie powiedział, że to tak będzie wyglądać? Może zbyt długo czekałam i psychicznie jestem już za stara na dziecko?
Chciałabym wracać do pracy, ale trochę nie wypada. Trzy miesiące to rzeczywiście mało, odczekam do końca tego ustawowego macierzyńskiego. Ale już czasem dzwonię i pytam, co w pracy, jak sobie radzą beze mnie. Najgorsze, że właśnie sobie radzą. To mnie frustruje, bo zawsze czułam się niezastąpiona. Najchętniej zostawiłabym dziecko mężowi. Mogę zarabiać na całą rodzinę, nie ma problemu. Mąż chętnie by z nim został, jest wniebowzięty i uważa synka za siódmy cud świata. Ale za coś takiego rodzina mnie wyklnie, mama już powiedziała, że jakoś dziwnie się zachowuję jak na młodą matkę. Niby nie doceniam swojego szczęścia.
Nie wiem, może jak Antoś zacznie mówić, jakoś bardziej reagować… może wtedy będzie ciekawiej. Póki co, nudzę się jak diabli i skreślam dni w kalendarzu. Jeszcze trzy miesiące.
A jak to wygląda z drugiej strony? Dzieckiem znudzonej macierzyństwem kobiety jest Dominika, dziś dwudziestoletnia studentka. Z jej perspektywy takie matki nie mogą liczyć na współczucie:
— Odkąd pamiętam, zajmowała się mną babcia. Nie jakoś tak oficjalnie, nie adoptowała mnie ani coś w tym stylu. Ale mama ciągle mnie podrzucała swoim rodzicom. Żeby gdzieś wyjechać, wyjść z jakimś facetem. Była młodą samotną matką, więc może to ją jakoś usprawiedliwia. I nie mogę powiedzieć, żeby jakoś mnie źle traktowała… nie biła mnie, kupowała prezenty, ogólnie pewnie się starała. Tylko szybko ją niecierpliwiłam, nie byłam partnerem do rozmowy i rozrywek. W dodatku w dzieciństwie dużo chorowałam, więc opieka nade mną była kłopotliwa. Ale dziadkowie jakoś sobie radzili, mimo pięćdziesiątki na karku.
Dzisiaj matka chciałaby wszystko nadrobić. Faceci się skończyli, zmarszczki się zaczęły, na dyskoteki jest za stara. Teraz niby rozumie swoje błędy. Tłumaczy się, że wtedy ta proza życia była dla niej za trudna. Nie spodziewała się, że macierzyństwo jest takie monotonne. Tęskniła za studenckim życiem, którego praktycznie nie miała. Ale jakoś nie mam dla niej zrozumienia. Niby co sobie wyobrażała? Dziecko to przecież obowiązki, każdy o tym wie, w końcu nikt jej nie zmuszał do bycia matką. Nie prosiłam się na świat.
A ona wymyśliła sobie, że teraz – kiedy jestem dorosła, pracuję i studiuję, dobrze sobie radzę – będzie się mną chwalić przed wszystkimi, jak to świetnie mnie wychowała niby. Mamy chodzić razem na zakupy i zwierzać się sobie ze spraw sercowych. Takie psiapsióły z serialu, tu na kawkę, tu na imieniny do znajomych. Powiedziała nawet, że to po niej jestem taka rozsądna. Pewnie. Babcia już nie żyje, więc łatwiej sobie przypisać zasługi.
Rzecz w tym, że teraz jest za późno. Nie mam z nią o czym gadać, czego wspominać. Trzy na krzyż wspólne fotografie. Nie mamy żadnej więzi. Irytują mnie te próby odrabiania straconych lat. Nie traktuję jej jak matki, bo tę rolę pełniła babcia. To ona mnie kochała bezwarunkowo. A na moją przyjaciółkę… powiem brutalnie: matka jest zbyt nudna.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze