Co on robi, gdy jest sam?
CEGŁA • dawno temuMąż utracił pracę przed wakacjami. Nie był ostatnio dobry czas na szukanie nowej, podobnej. Nie zależy mi na tym, by degradował się zawodowo i brał, co popadnie, doszliśmy do wspólnego wniosku, że kilka miesięcy możemy tak we dwoje wytrzymać, dzieci nam nie płaczą. Jestem dobrej myśli, mąż jest fachowcem, zna swoje możliwości i nie ciągnie go na kanapę. Moi rodzice i koleżanki z pracy podchodzą do tego inaczej.
Droga Cegło!
Mąż utracił pracę przed wakacjami. Nie był ostatnio dobry czas na szukanie nowej, podobnej. Nie zależy mi na tym, by degradował się zawodowo i brał, co popadnie, doszliśmy do wspólnego wniosku, że kilka miesięcy możemy tak we dwoje wytrzymać, dzieci nam nie płaczą. Jestem dobrej myśli, mąż jest fachowcem, zna swoje możliwości i nie ciągnie go na kanapę.
Niestety, moi rodzice podchodzą do tego inaczej. Dzwonią do mnie codziennie, jakbym znów miała 16 lat, wypytują, doradzają. Światłe rady sprowadzają się do tego, że ja mam znaleźć mężowi pracę, skoro on nie potrafi, bo do czego to podobne, żeby „chłop nie pracował”. Dochodzi do tego zachowanie koleżanek z biura, które robią wiele, żeby zepsuć mi humor. Żartują, że męża trzeba dobrze pilnować, bo ma za dużo wolnego czasu i coś mu może strzelić do głowy. Wiadomo, o jakie coś im chodzi.
Szczególnie jedna koleżanka bije rekordy, zasypując mnie budującymi przykładami ze swojego życia. Jej mąż podobno zamykał się w domu na podwójny zamek, którego ona nie mogła otworzyć od zewnątrz, wracając z pracy. Robił to niby niechcący, przez zapomnienie, ale ona dobrze wie, że siedział na czacie z innymi kobietami i nie chciał być przyłapany na zamykaniu komputera, a przez ten zamek zyskiwał na czasie. Jestem w pierwszym rzędzie zdumiona, że ona nie wstydzi się opowiadać takich rzeczy osobie w sumie postronnej. Po drugie, jest mi przykro. Nie wpadam w psychozy i nie daję wiary takim bzdurom, niemniej jednak ktoś tu chyba usiłuje postawić mnie w sytuacji pierwszej naiwnej i robi ze mnie obiekt dowcipów rodem z jakiejś sprośnej komedyjki.
Jestem pewna siebie w sprawach życiowych, nie ulegam łatwo wpływom i mam wyrobione zdanie na zasadnicze sprawy. Problem w tym, że nie zawsze umiem to zdanie wyrazić głośno. Nie jestem zależna służbowo od tych dziewczyn, mam samodzielne stanowisko, a mimo tego potrafię się zdobyć na jakąś reprymendę, żeby się odczepiły od mojego życia. Wiem, prawdopodobnie popełniłam błąd, informując niepowołane osoby o sytuacji domowej. Było to takie zwykłe, ludzkie, czy też babskie, gadanie, myślałam, że po kilku latach wspólnej pracy mogę sobie pozwolić na szczerość i normalność. Pomyliłam się.
Nie rozumiem, co kieruje takimi ludźmi, bo chyba nie jest to życzliwość.
Karina
***
Droga Karino!
Odpowiedź jest banalna: bezdenna głupota, zapewne z domieszką zawiści. Jesteś zdziwiona, czego można Ci zazdrościć w sytuacji bezrobocia męża? Ano, wielu rzeczy. Waszych dobrych relacji. Twojego spokoju i zrównoważenia. Braku oznak paniki w oczach. Niestandardowego podejścia do sprawy. Stabilności zawodowej, posiadania własnej, osobnej „działki”. Mniejszej liczby życiowych obowiązków (nie macie dzieci, może też kredytu).
Taka małostkowość wychodzi z niektórych zwłaszcza w trudnych czasach, jak obecnie, gdy statystyczna rodzina popada w tarapaty. Ludzie dążą do zbliżenia na bazie podobnych problemów, łączą się w stada, bo razem raźniej utyskiwać. Czasami się wspomagają, czasami nie. Bywa, że ten, kto nie narzeka, staje się odszczepieńcem. Trzeba go napiętnować i sprowadzić na ziemię, najlepiej na padół łez.
Pechowo trafiłaś na prymitywne osoby, które w niewybredny sposób dorzucają swoje trzy grosze, by Cię „ostrzec”. Nie wyrzucaj sobie, że się na nich nie poznałaś, lecz obdarzyłaś zaufaniem. Widocznie dotychczas nie znalazły pretekstu, żeby pokazać prawdziwe oblicza. Tacy ludzie rzucają się jak hieny na pierwszy objaw słabości. Tym się żywią.
Powiem tak: nawet gdyby któraś z nich – np. ta najbardziej uprzykrzona — była Twoją przełożoną, miałabyś prawo położyć stanowczo kres takim uwagom, oznajmiając, że sobie ich po prostu nie życzysz. Grzecznie odcinasz sprawy służbowe od prywatnych i pilnujesz tej granicy, trzymając się w kontaktach płaszczyzny ściśle zawodowej. Im mniej od nich potrzebujesz, tym lepiej. Nie bój się tego. Współpraca jest oczywiście obowiązkowa, ale nie musisz chodzić z tymi paniami na lunche, pijać kawy ani rozmawiać o życiu. Z tego, co piszesz, nie są to zresztą rozmowy, które mogłyby Cię w jakikolwiek sposób wzbogacić.
Z rodzicami natomiast, którzy kierują się miłością i troską (nawet, jeśli niezbyt udolnie), konieczna jest dyplomacja. Miłe spotkanie na obiedzie, spokojna rozmowa, w której wytłumaczysz, jak Ty i mąż widzicie swoje sprawy. Warto pokazać swój optymizm, podkreślając jednocześnie suwerenność Waszych małżeńskich decyzji i życiowej strategii.
Powinnaś też spróbować przejąć delikatnie inicjatywę w kontaktach. Wyjaśnij, że jesteś bardzo zaabsorbowana pracą w okresie urlopowym, popołudniami zastanawiacie się z mężem, jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji, musicie spotykać się z wieloma ludźmi, nawiązywać nowe znajomości i w związku z tym nie możesz zbyt często „wisieć” na telefonie. Obiecaj, że odezwiesz się za każdym razem, gdy pojawi się na horyzoncie coś obiecującego, i że będziesz co pewien czas dzwonić „tak sobie”, by zapytać o samopoczucie, ale że potrzebujesz też chwili oddechu, a naciski z ich strony niczego nie przyspieszą ani w niczym nie pomogą. Mów szczerze, że Cię to stresuje, odwołaj się do ich zaufania. Powinno zadziałać, czego z całego serca Ci życzę.
Trzymam kciuki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze