Oni nie robią dziobka do słit foci!
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuJesteśmy społeczeństwem obrazkowym. Silniej przemawia do nas program telewizyjny niż artykuł. Szybciej przyswajamy informacje zapisane w postaci piktogramów niż przekazane w postaci nawet najlepiej napisanego tekstu. Czy to dobrze czy źle? Na to pytanie sami musimy sobie odpowiedzieć.
Jesteśmy społeczeństwem obrazkowym. Silniej przemawia do nas program telewizyjny niż artykuł. Szybciej przyswajamy informacje zapisane w postaci piktogramów niż przekazane w postaci nawet najlepiej napisanego tekstu. Czy to dobrze czy źle? Na to pytanie sami musimy sobie odpowiedzieć. Ale zanim zdecydujemy się na (słuszną moim zdaniem!) krytykę nieczytającego społeczeństwa, stańmy w obronie fotografii. Nie tej reklamowej, marketingowej, tylko fotografii artystycznej, przemyślanej, oryginalnej.
Właśnie z taką obcować możemy w warszawskim Domu Spotkań z Historią, gdzie prezentowane są zdjęcia holenderskigo fotografa i fotoreportera Willema van de Polla. Artysta ten odwiedził Polskę w 1934 roku i jej poświęcił około 400 swoich zdjęć. Część z nich pokazywana jest w Warszawie na wystawie noszącej tytuł „Zwyczajny 1934”. Utrwalona na szklanych negatywach w 1934 roku Polska jest dostatnia i bezpieczna. Tętni życiem i jest wielobarwna. To ostatni taki zwyczajny rok Drugiej Rzeczpospolitej – pisze we wstępie do albumu towarzyszącemu wystawie prof. Ryszard Żelichowski z Instytutu Studiów Politycznych PAN. To świat, który wkrótce przestanie istnieć. To niezwykła podróż w przeszłość w poszukiwaniu pięknego świata, który odszedł w zapomnienie za sprawą II wojny światowej. To także szansa na obcowanie ze zdjęciami, które przywracają wiarę w to, że dobry fotograf (a nie specjalista od Photoshopa) jest w stanie przekazać prawdę o otaczającym nas świecie.
Cóż, w świecie pięknych, nienaturalnie smukłych twarzy lub powiększonych do granic możliwości piersi i pośladków (przykład: Kim Kardashian lub Jennifer Lopez), pragniemy doświadczać ożywczej naturalności. Także w środkach masowego przekazu, m.in. w kolorowych gazetach i programach telewizyjnych. Dlatego wystawa powinna być impulsem dla tych, którzy dawno już zapomnieli, że oprócz kreacyjności sztuka (malarstwo, fotografia, muzyka) ma również oswajać nas ze światem, a więc mieć wymiar realistyczny. Amerykańska pisarka Susan Sontag stwierdziła kiedyś, że Wszystkie fotografie to memento mori. Zrobić zdjęcie to wziąć udział w śmiertelności, słabości, zmienności innej osoby. Poprzez wycięcie tego momentu oraz „zamrożenia go”, wszystkie fotografie świadczą o nieustająco płynącym czasie. Przyjrzyjmy się więc zdjęciom Polski sprzed osiemdziesięciu lat. I cieszmy się życiem. Tak jak robili to Polacy w 1934 roku, nie spodziewając się, że już za kilka lat rzeczywistość stanie do góry nogami. Zwróćmy także uwagę na ujęcia twarzy przyglądających się obiektywowi aparatu holenderskiego artysty. Może to, co powiem, zabrzmi dość pokrętnie, ale… na żadnej fotografii Willema van de Polla nikt nie robi dziobka do słit foci. Na szczęście.
Źródło informacji i zdjęć: dsh.waw.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze