Brudasy z biurka obok
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuProblem zdaje się być błahy: sprzątanie po sobie w miejscu pracy. Okazuje się jednak, że dla wielu ludzi zbyt lekkie traktowanie tej kwestii przez współpracowników może być źródłem wielkiej frustracji. Zastanawiałaś się kiedyś, kto w twojej pracy zmywa twoje kubki po kawie?
Anna (28 lat, informatyczka z Warszawy):
— Pracuję z facetami, bo branża komputerowa to ich domena. Z przykrością muszę stwierdzić, że wszystkie dowcipy i legendy o tym, jacy to syfiarze (i nie waham się użyć tego może mało eleganckiego słowa), to święta prawda.
Kilka miesięcy temu awansowałam. Bardzo mnie to ucieszyło, bo wiedziałam, że uwolnię się od towarzystwa mojego kolegi Szymona z biurka obok. Szymon miał wielkie trudności z higieną osobistą i mieliśmy ostrą wojnę. Na początku byłam dyskretna i tylko aluzjami dawałam mu do zrozumienia, że jego zapach jest nie do zniesienia. Nic sobie nie robił z moich uwag, nawet wtedy, gdy już mówiłam mu wprost, że piąty dzień chodzi w tej samej koszuli, a jej smród przenika chyba nawet przez ściany naszego pokoju. Śmierdział papierosami palonymi w niewietrzonych, ciasnych pomieszczeniach, smażeniną, potem, nie chcę myśleć, czym jeszcze. Szymon, oprócz tego, że był śmierdzielem, był jeszcze chamem. W firmie narobił plotek, że jestem wrażliwa jak rozwielitka, czepiam się wszystkiego i przeszkadza mi, że jego ubranie pachnie jedzeniem.
Więc to chyba zrozumiałe, że ucieszyłam się z przeniesienia do innego pokoju. Przyjrzałam się moim nowym współpracownikom i odetchnęłam z ulgą – byli czyści i ładnie pachnieli.
O naiwności!
Kiedy moi nowi koledzy zaprowadzili mnie do nowego miejsca pracy, stanęłam jak wryta. Pokój co prawda nie śmierdział, ale, mówiąc z grubsza i oględnie, wyglądał jak śmietnik! Nigdzie nie było ani skrawka wolnego mebla, biurka, niczego, na czym mogłabym położyć swoją torebkę. Wszędzie piętrzyły się jakieś stosy papierów, dysków, rozbebeszonego sprzętu, gazet, pudełek po pizzy, kubków po kawie i kto wie, czego jeszcze. Na początku nie powiedziałam nic, bo nie czułam się w ich towarzystwie zbyt pewnie, a poza tym krępowała mnie myśl, że jeśli znów zacznę walczyć o swoje, pomyślą, że rzeczywiście jestem czepialska.
Kiedy jednak po kilku dniach poznaliśmy się lepiej, zaproponowałam, żebyśmy razem zrobili porządek. Tłumaczyłam, że w czystych, uładzonych pomieszczeniach pracuje się lepiej. Mówiłam o feng shui, o energii, która wśród nas krąży. Patrzyli na mnie jak na wariatkę, ale zgodzili się. Sprzątanie zajęło nam prawie cały dzień, ale nasz pokój zyskał całkiem przyzwoity wygląd.
Po kilku dniach jednak znów bałagan odrósł. Moi koledzy zachowywali się jak szympansy, które nie wiedzą, że po zjedzeniu pizzy należy wyrzucić pudełko, a po wypiciu herbaty kubek umyć i odłożyć na miejsce. Tak było ze wszystkim. Podejmowane czynności kończyli tak, jak stali, zostawiając wokół wszystko, czego właśnie używali. Powiedziałam im o tym grzecznie, tłumacząc, że to mi przeszkadza. Wtedy jeden z nich odpalił, że jak mnie słucha, to jakby swoją żonę słyszał i że on takie coś ma w domu, a w pracy od sprzątania jest sprzątaczka. Drugi przyznał mu rację i przypomniał mi znaną w całej firmie historię z Szymonem. Tylko trzeci nie powiedział nic.
Znów jestem na ścieżce wojennej, tym razem mam dwóch przeciwników. Nikt nie sprząta. Kilka godzin dziennie spędzam w zabałaganionym, zasyfionym pomieszczeniu z durniami, którym sprawia trudność umycie kubka po swojej kawie. I całkiem serio myślę o tym, żeby się zwolnić. Mam tego dość.
Małgorzata (32 lata, telefonistka z Włocławka):
— W pracy wszyscy myślą, że jestem wariatką. Pokazują sobie mnie palcami i śmieją się pod nosem. Mówią, że mam obsesję, a ja nie mogę się nadziwić, że to wszystko dzieje się w XXI wieku. Chyba dość wiemy o bakteriach, wirusach, rotawirusach i meningokokach, żeby zrozumieć, dlaczego codziennie rano, zanim zacznę pracę, dezynfekuję słuchawkę mojego telefonu? Nie wiem przecież, kto korzystał z niej przede mną, czy jest zdrowy, czy właśnie nie wyszedł ze szpitala gruźliczego i nie prątkuje.
Śmieją się też, że na moim biurku wszystko leży idealnie poukładane: notes, długopis, komputer, wszystko ma swoje miejsce. Wiem, że nawet mam pseudonim: Higienistka. Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Ja nie mówię przecież nikomu, że śmieszy mnie jego naiwność, że choroby spotykają innych ludzi, nie jego. Nie nazywam moich współpracowników brudasami. Robię, co uważam, nie naruszając niczyich granic. Dlaczego jest, jak jest?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze