Kim Kardashian. Madonna z wielkim cycem
MONIKA SZYMANOWSKA • dawno temuCzasem można odnieść wrażenie, że ciąża i macierzyństwo przemieniają kobietę w jakąś przedziwną kreaturę, która rządzi się innymi prawami niż reszta świata, lub raczej – inne prawa zaczynają rządzić nią. Brzuch i dziecko to strażnicy przyzwoitości, a delikwentka ma chodzić po świecie zapięta pod szyję lub chować się za stertą pampersów. Męczeński wizerunek matki (któremu przeczy nakaz emancypacji i przedsiębiorczości), drażni mnie od dawna.
Czasem można odnieść wrażenie, że ciąża i macierzyństwo przemieniają kobietę w jakąś przedziwną kreaturę, która rządzi się innymi prawami niż reszta świata, lub raczej – inne prawa zaczynają rządzić nią. Brzuch i dziecko to strażnicy przyzwoitości, a delikwentka ma chodzić po świecie zapięta pod szyję lub chować się za stertą pampersów. Męczeński wizerunek matki (któremu przeczy nakaz emancypacji i przedsiębiorczości), drażni mnie od dawna.
Kiedy widzę w mediach kolejną, bliżej nie wiadomo, z czego znaną mamę (przyszłą lub świeżo upieczoną), która pręży się na ustawionych fotkach, a wielkie tytuły sugerują, że „pokazała za dużo”, zastanawiam się, kto tu kogo robi w, nomen omen, balona. Kiedyś przetoczyła się przez Polskę burzliwa dyskusja, czy wypada publicznie karmić piersią… Naiwnie i na serio przeciwstawiano dobro dziecka – dobrym obyczajom. Myślę, że „gwiazdy” stawiają to pytanie inaczej: ile można za to dostać. Czy należy je za to potępić? Chyba nie. Nie każda kobieta ma predyspozycje do Nobla, ale większość instynktownie stara się zabezpieczyć interesy swoje i dziecka. Najlepiej jak potrafi.
Wydekoltowana kobieta w smokingu i z wózkiem niedbale przyrzuconym pieluchą wygląda ekscentrycznie i trochę śmiesznie. Byłaby smakowitą postacią w zjadliwym sitcomie, rozgrywającym się przy Bulwarze Hollywood. Można by pomyśleć – czyżby niania karmiąca, zatrudniona przez naturalną matkę z powodu braku własnego pokarmu?
Ale sztuka naśladuje życie — z wzajemnością. To istota z krwi i kości, niejaka Kim Kardashian. Samonakręcający się fenomen, kobieta hybrydowa: biznes-woman o wyglądzie Barbie brunetki, dla niektórych po prostu blachary, sądząc po komentarzach.
Ludzie się martwią, że „trochę przesadziła”. Tymczasem, ona wyszła na spacer, który dopompuje jej na konto kolejny milion dolarów do osiemnastu zarabianych rocznie. Matka-symbol współczesnej popkultury. Nie musi niczego tworzyć, by zapewnić córce przyszłość. W zasadzie nie musiałaby nawet wychodzić z domu – jej rodzinne reality show rozgrywało się przecież we wnętrzach. Wystarczy, że jest.
Kim często bywa obiektem drwin i nienawiści, a najpopularniejszą stosowaną wobec niej obelgą jest „głupia” (np. jak but). Mam poważne wątpliwości, czy głupia kobieta potrafiłaby tak się wypromować, zrobić niemal dosłownie coś z niczego. Lubimy krytykować osoby handlujące własną skórą, zapominając o tym… jaka to ciężka praca. Bo dla przeciętnego człowieka praca to coś innego, „szlachetnego”. W krajach z beznadziejnym socjalem i takim samym rynkiem zatrudnienia, jak Polska, gospodynie domowe domagają się pensji za to, że żonglują garami, odkurzaczem, żelazkiem i dzieckiem. Bardzo słusznie, ale czemu nie umiemy zaakceptować faktu, że jeśli kobieta ma inną opcję, to z niej korzysta?
Pamiętam dyskusje wokół pierwszego macierzyństwa Madonny. Nie tylko media, lecz także inne, bardziej „świątobliwe” artystki zjadliwie ubolewały nad losem potomstwa skandalizującej piosenkarki. Jak będą się czuły dzieci, oglądając wulgarne teledyski i albumy fotograficzne z roznegliżowaną mamusią w roli głównej? Nawet sama Madonna, obnosząca się raz na jakiś czas ze swoim katolicyzmem, miała chwile zwątpienia i zawahania, próbowała podobno wziąć się nieco w karby i zaprzestać epatowania seksem… Nie wyszło. Całą siebie zbudowała na wizerunku brykającej wyuzdanej (czytaj: wolnej) klaczki — i wygrała. Po co zmieniać coś, co idzie dobrze? Dzieci rosną, Madonna będzie stosować choreografię kopulacyjną, dopóki nie wysiądą jej stawy. Jej zasługą jest niezależność od mężczyzny, od pracodawcy, od zasiłku. Zawsze uważałam, że właśnie o to powinny walczyć kobiety.
Jeśli ktoś myśli, że to, co wystawiają na sprzedaż celebrytki, pokrywa się z ich prywatnym wizerunkiem czy poglądami, to jest naiwny. Muszą wylać wiele potu i łez, żeby ktokolwiek zechciał je sfotografować czy kupić ich zdjęcia z gołym cycem lub pupą, jeśli nie mają innych atutów. To nie leżenie na kanapie, tylko godziny żmudnych ćwiczeń, dziesiątki bolesnych operacji, wieczory i poranki pełne narad i przekomarzanek z nudnymi ludźmi, których „trzeba” znać. To smarowanie się samoopalaczem od stóp do głów i niekończące się sesje z fryzjerem. A wszystko po to, żeby zarobić pieniądze.
Nie widzę żadnej różnicy pomiędzy ciężką harówą singielki i matki dzieciom. I zawsze sobie powtarzam, że każdy orze, jak może. Udawana rozwiązłość, fingowane skandaliki, śluby i rozwody pod publiczkę, bezguście – to towary wyjątkowe chodliwe. Płacimy za nie bez mrugnięcia okiem. A dziecku najbardziej szkodzi bezrobocie lub okrucieństwo matki, nie jej dekolt do pępka.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze