Robię to jak dziewczyna, ponieważ… nią jestem
MONIKA SZYMANOWSKA • dawno temuPo obejrzeniu filmiku Lauren Greenfield „Like a Girl”, który ponoć zawojował Internautki całego świata i natchnął je nowym haustem pewności siebie, mam bardzo mieszane uczucia. Cieszy fakt, że znane światowe marki coraz śmielej i inteligentniej zabierają głos przeciwko dyskryminacji płciowej. Niepokoi trochę to, że w morzu autentycznych i dramatycznych problemów kobiet bierze się na warsztat drobiazgi i banały, czyniąc z igły widły.
Po obejrzeniu filmiku Lauren Greenfield „Like a Girl”, który ponoć zawojował Internautki całego świata i natchnął je nowym haustem pewności siebie, mam bardzo mieszane uczucia. Cieszy fakt, że znane światowe marki coraz śmielej i inteligentniej zabierają głos przeciwko dyskryminacji płciowej. Niepokoi trochę to, że w morzu autentycznych i dramatycznych problemów kobiet bierze się na warsztat drobiazgi i banały, czyniąc z igły widły.
Jeżeli badania potwierdzają, że pierwsza miesiączka jest momentem krytycznym w psychice dziewczyny, obniżając rażąco jej samoocenę (zamiast wbijać w poczucie dumy), to warto się zastanowić, co jest tego przyczyną. Domyślam się, że negatywne komunikaty domowe i społeczne na temat trudów kobiecości w ogóle. A miesiączka – wiadomo: to słabość, niewygoda, ból, skrępowanie, zagrożenie ciążą. W wielu kulturach - „nieczystość”, do dziś głęboko zakodowany lęk przed krwawieniem.
Ale nie oszukujmy się. Wszystkich niedogodności związanych z menstruacją – zjawiskiem całkowicie naturalnym — wyeliminować się jednak nie da. Potrzebna jest edukacja, terapia przeciwbólowa, większy reżim higieniczny, warunki sprzyjające minimum intymności, stuprocentowo pewne opatrunki. Żadna prokobieca i prorównościowa kampania nie sprawi, że wszystkie dziewczyny będą bezstresowo paradować z plamą na spódnicy, ćwiczyć na wuefie zaciskając zęby z bólu czy zmieniać tampon w obecności swojego chłopaka. Walcząc o równouprawnienie, nie zapominajmy, że nadal pozostaną istotne różnice pomiędzy płciami i nie wszystkie są złe.
Autorka filmu „Like a Girl” – nota bene stworzonego przez lidera w produkcji podpasek – słusznie wytyka pewne stereotypy krzywdzące kobietę i od dzieciństwa ustawiające ją w tzw. drugim szeregu. Wiadomo, że określenie „robisz coś jak dziewczyna” jest obraźliwe i uwłaczające. Dotyczy sposobów poruszania się (w filmie jest to akurat karykaturalne bieganie) i zachowania (płaczu, histerii, mizdrzenia się). Z takimi stereotypami na pewno warto walczyć, lecz czasem lepiej skwitować to wzruszeniem ramion, bo, jak już wspomniałam, są ważniejsze sprawy.
Żyjemy w czasach, gdy muzułmanki zawzięcie grają w piłkę nożną, a kickbokserki nie dziwią już nikogo, w żadnym kraju. Żyjemy również w czasach, gdy ciąża bywa używana jako środek dopingujący lub poprawiający urodę, a wiele kobiet nie waha się przed hormonalnym blokowaniem miesiączki, żeby nie psuła im urlopu czy namiętnego seksu… Dlatego teza, jakoby fakt bycia kobietą – w sensie biologicznym i mentalnym — osłabiał nas i frustrował, wydaje mi się coraz bardziej naciągana.
Proponuję odwrócić sytuację i nakręcić film „Like a Man”. Czy wytykanie komuś męskich zachowań jest fajne i uprawnione? „Robisz coś jak facet” oznacza, między innymi, że drapiesz się publicznie w genitalia, plujesz, klniesz, rozmawiasz z petem w ustach i rękami w kieszeniach, bekasz po jedzeniu, otwierasz piwo zębami i walisz w szczękę, gdy brakuje ci argumentu. Współcześni mężczyźni, którzy nauczyli się płakać, doradzać przy kupnie sukienki i siedzieć w domu przy garach, też mogliby poczuć się dotknięci takim ujęciem tematu.
Mój skromny apel: nie przeginajmy. Zachowajmy czwartorzędne cechy płciowe i bądźmy sobą tak długo, jak nie krzywdzi to nas ani innych.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze