Trzej źli panowie
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuDo tych historii prawie każda z was dopisze swoją. Molestowanie to nadal powszechny problem. Dotyka osoby w różnym wieku. Najczęściej kobiety. Mimo że media bardzo często informują o przypadkach pedofilii, gwałtach i molestowaniu, więcej uwagi poświęcają sensacji niż możliwości pomocy osobom poszkodowanym. Prawie żadna z pytanych przeze mnie kobiet nie wiedziała, gdzie udać się po pomoc.
Do tych historii prawie każda z was dopisze swoją. Molestowanie to nadal powszechny problem. Dotyka osoby w różnym wieku. Najczęściej kobiety. Mimo że media bardzo często informują o przypadkach pedofilii, gwałtach i molestowaniu, więcej uwagi poświęcają sensacji niż możliwości pomocy osobom poszkodowanym. Prawie żadna z pytanych przeze mnie kobiet nie wiedziała, gdzie udać się po pomoc. Wszystkie moje czytelniczki łączy zmowa milczenia. Bagatelizując problem, narażają inne kobiety, którym może zdarzyć się to samo, ze strony tego samego mężczyzny. Przeczytajcie ich opowieść, opiszcie swoją i pozwólcie pomóc sobie i innym.
Nauczyciel
Klaudia (27 lat, asystentka z Ciechanowa):
— Przypuszczam, że każdej kobiecie zdarzyło się to przynajmniej raz. Mnie nawet kilka razy. Ten pierwszy raz pamiętam najbardziej. Było to pod koniec szóstej klasy szkoły podstawowej. Tam gdzie się uczyłam, był dziwny zwyczaj robienia kanapek dla nauczycieli na pracach technicznych. Miałyśmy przyzwyczajać się do gotowania i uczyć łączenia smaków, tak naprawdę chodziło o to, żeby nauczyciele zajadali się podczas długiej przerwy lub na zebraniu. Szłam właśnie z tacą pełną kanapek po korytarzu. Miałam ją zanieść do pokoju nauczycielskiego. Po drodze spotkałam nauczyciela wychowania fizycznego. Młodego, tuż po studiach, umięśnionego, wysportowanego, bardzo przystojnego pana. Wszystkie dziewczyny za nim szalały. Chodziły nawet plotki, że z jedną z nich umawiał się w parku, całował i chodził za rączkę tuż po skończeniu przez nią podstawówki. Mnie także bardzo się podobał.
Zatrzymał mnie na korytarzu i poprosił, żebym przyniosła też kanapki do pokoju wuefistów. Tak też zrobiłam. Czekał na mnie. Był sam. Powiedział do mnie: „A teraz możemy…” i zaczął iść w moim kierunku, zapędzając mnie w kąt tego pokoju. Nie dokończył, bo nagle weszły dwie koleżanki z mojej klasy, żeby wziąć klucz do szatni. Właśnie miałyśmy mieć lekcję w sali gimnastycznej z naszą nauczycielką. Zaczęły się śmiać, zabrały klucz i wyszły. Rzuciłam się za nimi, a wtedy nauczyciel powiedział do mnie, że ma nadzieję, że to zostanie między nami. Kiwnęłam głową i wyszłam. Był trochę przerażony tym, co się stało, a ja zdziwiona. Wstydziłam się koleżanek i nie rozmawiałam o tym z nimi, nie zwierzyłam się nawet przyjaciółce i mamie. Z jednej strony byłam dumna, że zwrócił na mnie uwagę bożyszcze wszystkich nastolatek w mojej szkole, ale z drugiej strony czułam się dziwnie. Do tej pory nie wiem, jak zakwalifikować to zdarzenie: czy to atak pedofila, niedoszłe molestowanie czy głupi żart?
Instruktor
Iza (24 lata, sekretarka z Kalisza):
— Miałam wtedy prawie 18 lat. Zdawałam na prawo jazdy. Miałam lekcje u instruktora, kolegi mojego taty i ojca mojej koleżanki z podwórka. Uczył dobrze, był lubiany, miał poczucie humoru. Często czułam od niego alkohol. Czasem pił kilka dni i w ogóle nie przychodził na lekcje. W moim mieście wszyscy wiedzieli, że trzeba się do niego zapisać na lekcje jazdy, wtedy zda się egzamin. Lekcje wyglądały dość dziwnie. Owszem, dużo jeździliśmy, ale głównie załatwialiśmy jego sprawy. Czasem musiałam czekać na niego kilka godzin przed jakimś sklepem lub urzędem. Potem przeciągał lekcję, żeby mi to wynagrodzić. Nie to jednak było najgorsze. On mnie dotykał, a właściwie klepał po kolanie i udzie. Robił to niby dla niepoznaki, bezwiednie, na przykład rugając mnie, gdy źle skręciłam lub chwaląc, gdy jechałam płynnie. Klepał mnie znacząco, silną ręką. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Wstydziłam się powiedzieć tacie, bo był to jego kolega. Było mi głupio z powodu córki instruktora — mojej koleżanki, rówieśnicy, z którą bawiłam się w jednej piaskownicy i chodziłam do tej samej szkoły.
Poklepywania zdarzały się coraz częściej, a nauka jazdy przestała mi się podobać. Kiedyś kazał mi jechać za miasto. Cieszyłam się, bo pozwalał mi dodawać gazu, ale jednocześnie się bałam. Trudno było skupić się na jeździe, gdy wciąż byłam przygotowana na poklepywanie. Coś kupował od jakiegoś rolnika. Gdy wracaliśmy, położył mi rękę na nodze tak wysoko, że prawie mnie „tam” dotknął. Wtedy zareagowałam. Zdecydowanym ruchem odsunęłam jego dłoń i powiedziałam, że powinien się wstydzić, bo ma córkę w moim wieku. Od tego momentu zaczął się hamować, aż w końcu przestał mnie poklepywać. Po latach dowiedziałam się, że robił to także innym uczennicom. Oczywiście nigdy nikomu o tym nie powiedziałam.
Szef
Ludwika (30 lat, copywriter z Warszawy):
— Był moim przyjacielem, mogłam na niego liczyć i zwrócić się do niego z każdą prośbą. Zawsze szukał rozwiązania i próbował mi pomóc. Zbieranie reklam w tej redakcji było moją pierwszą pracą, wykonywaną na drugim roku studiów. Mówiłam o nim, że jest moim warszawskim tatusiem, bo prawdziwy tatuś został w moim rodzinnym domu, dwieście kilometrów stąd. Cieszył się. Nigdy na mnie nie spojrzał z pożądaniem, nie lustrował moich nóg lub dekoltu. Tym bardziej zaszokował mnie pewnej nocy, gdy byliśmy w Spale na firmowym wyjeździe integracyjnym. Przyglądał mi się, jak tańczę, i odganiał wszystkich adoratorów. Bawiłam się świetnie, dużo wypiłam i tańczyłam bez przerwy, bo tego wieczoru miałam ogromne powodzenie. Gdy bal dobiegał końca, przyszedł do mojego stolika i powiedział, że odprowadzi mnie do hotelu, żeby nic mi się nie stało. Wolałam, żeby odprowadził mnie kolega, z którym tańczyłam najwięcej, ale nie znałam go tak dobrze jak mojego szefa, więc się zgodziłam. Poza tym on nalegał, bo chciał coś ze mną po drodze omówić. Siła wyższa. Wyszliśmy razem.
W drodze najpierw chwalił mój taniec i to, jak wyglądałam, potem śmiał się, że nie było ani jednego faceta na sali, który nie miałby na mnie ochoty. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że miał też na myśli siebie. Rozmawialiśmy o redakcyjnych planach na przyszłość, aż dotarliśmy do hotelowego holu. On mieszkał na tym piętrze, a ja wyżej. Sama zaproponowałam, żebyśmy usiedli i skończyli rozmowę, ale miałam na myśli fotele na półpiętrze, a nie jego pokój. Zaproponował, żebyśmy poszli do niego. Zgodziłam się, bo ani przez chwilę nie podejrzewałam, że może chcieć ode mnie czegoś więcej. W pokoju nie rozmawialiśmy już o pracy. Opowiadał mi o problemach rodzinnych, o żonie i wychwalał moją pracowitość i zaangażowanie. Potem pogłaskał mnie po policzku, przyznał, że jestem tylko dwa lata starsza od jego córki.
Wziął mnie za rękę i podziwiał dłonie. Wtedy poczułam się jak zbity pies, który stracił zaufanie do pana. Uwierzyłam mu, a on tak mnie potraktował. Zaczął przechwalać się swoimi rozmiarami i możliwościami i opowiadać, że miał właściwie wszystkie kobiety w redakcji i że do mnie też ma prawo, w końcu jest moim szefem. Zaczął ściągać ze mnie marynarkę. Protestowałam i szamotałam się. Nawet nie wiem, kiedy zamknął drzwi wejściowe, bo gdy do nich dobiegałam, nie mogłam ich otworzyć. Musieliśmy zachowywać się bardzo głośno, bo ktoś zaczął uderzać w ścianę i to go na chwilę ocuciło. Skorzystałam z okazji i dobitnie krzyknęłam, żeby otworzył drzwi. Zrobił to, a ja wybiegłam. Do końca wyjazdu unikałam go, a gdy wróciliśmy, złożyłam wymówienie. Zgodził się na moje natychmiastowe odejście z pracy. Nigdy go nie podałam do sądu. Właściwie do niczego nie doszło. Pozostał tylko niesmak. Nie jestem już tak ufna wobec mężczyzn, zwłaszcza gdy są moimi szefami.Jeśli jesteś ofiarą molestowania lub gwałtu, tu szukaj pomocy:
http://www.federa.org.pl/telefon.htmhttp://www.niebieskalinia.plhttp://anonimowy.przyjaciel.webpark.pl/#http://forum.onet.pl/0,1045,zlydotyk.htmlhttp://www.przyjaciele.org/pomoc/gdzie_pomoc.phphttp://psychotekst.com/strona.php?nr=6http://www.interwencjakryzysowa.pl./osrodki.php
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze