Pożegnanie, ale z klasą
CEGŁA • dawno temuSłuchając koleżanek, zastanawiałam się: dlaczego my wszystkie nie weźmiemy po prostu karabinów maszynowych i nie powystrzelamy tych naszych wszystkich kochanych misiów czy pieseczków? Przychodziło mi to do głowy najczęściej w chwili, gdy słuchałam, jak polski mężczyzna zostawia swoją kobietę. Ile farby śnieżki zużywa, żeby się wybielić, jakim cudem nie zadławi się własnymi kłamstwami. Posmakowałam tego i ja. Mój narzeczony próbował zerwać za pomocą SMS-a.
Droga Cegło!
Słuchając koleżanek, zastanawiałam się: dlaczego my wszystkie nie weźmiemy po prostu karabinów maszynowych i nie powystrzelamy tych naszych wszystkich kochanych misiów czy pieseczków? Przychodziło mi to do głowy najczęściej w chwili, gdy słuchałam, jak polski mężczyzna zostawia swoją kobietę. Ile farby śnieżki zużywa, żeby się wybielić, jakim cudem nie zadławi się własnymi kłamstwami.
Posmakowałam tego i ja. Mój narzeczony próbował zerwać za pomocą SMS-a, co jest klasyką. Tyle że nie zaliczamy się już dawno do licealistów, więc udało mu się jednak mnie zaskoczyć.
Najpierw nie rozmawialiśmy ze sobą przez 2 tygodnie, w stosunku do 4-letniej znajomości nie jest to jeszcze, uważam, samo w sobie tragedią. Powód miałam konkretny: biegałam codziennie do taty do szpitala, co jego zbytnio nie ruszało, o nic nie pytał, wcale mi nie pomagał. Kiedy prosiłam o coś konkretnego, umawialiśmy się – zapominał lub nawalał, wymyślając na usprawiedliwienie jakieś bzdury. Celem było, jak wiem teraz, żebym przestała prosić i się odczepiła, co też w końcu zrobiłam, bo ile można. Ale miałam do niego żal i nie rozmawialiśmy.
Kilka dni temu w pracy dostałam SMS-a: Skarbie, czy mam Ci wpłacić pieniądze na konto? (ja załatwiam rachunki, dlatego mamy taki układ, że ustaloną część swojej pensji po każdej wypłacie on mi przelewa). A może powinienem je przeznaczyć na usunięcie się z Twojego życia, w którym Ci chyba ostatnio zawadzam?
Dostałam drgawek jak wściekły grzechotnik! Napisałam, że jak ma tego typu rozterki, to niech stanie i porozmawia ze mną twarzą w twarz. Pieniędzy zatem nie przesłał, a uniki przed rozmową robił jeszcze ze 2 dni, zamiast wracać z pracy o 23.00, wracał, powiedzmy, o 1.00–2.00 i szedł spać do drugiego pokoju (ja na niego nie czekałam).
Wreszcie sam miał chyba dosyć i umówiliśmy się w knajpie (patrzył na mnie z roztargnieniem, próbując udawać, że skupia go jakiś mecz, a może już naprawdę mnie olewał). Ponieważ ja się zacięłam i nie mówiłam żadnych swoich pretensji, znał je zresztą już od dawna, sam zaczął mówić, naturalnie o drobnostkach. Że go osaczam, zadaję za dużo pytań, wszystko mi przeszkadza – jak głośniej szurnie widelcem czy coś upuści, gdy ja oglądam film. Musi przy mnie chodzić na paluszkach, ciągle jednocześnie będąc gotowym do rozmowy, kiedy ja chcę, a on niestety musi być czasem sam, lubi to, tak odpoczywa, i tym podobne. Poza tym, ja się wszystkim zamartwiam, każdy problem muszę mieć załatwiony natychmiast, bo inaczej robię piekło w domu. Może jestem perfekcjonistką, ale to w takim razie on nie jest dla mnie dość dobry i muszę mieć kogoś lepszego, kto będzie uprzedzać moje życzenia, bo on nie potrafi i nie pasujemy do siebie.
Dokładnie kiedy słyszę takie słowa, rozglądam się za tym karabinem, Cegło! Jeśli ktoś ma mnie dosyć, znalazł już kogoś czy się zwyczajnie znudził, wypalił, niech powie wprost, a nie pie… o tym, że nie jest dla mnie dość dobry! Inna sprawa, że jak ma do mnie jakieś konkretne żale o moje zachowanie, niech zwraca mi uwagę na bieżąco, zamiast zbierać latami na kupę i wywalić wszystko razem, dla lepszego efektu czy jak? Ja mu zawsze mówiłam, gdy było coś nie tak, zranił mnie albo zawiódł w czymś, nie dusiłam w sobie – poza tą ostatnią historią z ojcem, kiedy czułam się bardzo samotna i nawet nie było go obok, żebym czasem mogła się wyżalić…
A jeśli tyle mu się nazbierało i tak strasznie mnie nienawidzi, to po co 4 lata ze mną zmarnował? I chciał je przekreślić jednym SMS-em, żebym to ja zdecydowała za niego, wzięła odpowiedzialność za rozstanie? Nie wiem, skąd w facetach ta podłość i brak uczuć, chociaż pomyślenia, jak się czuje ta druga osoba podsumowana w ten sposób i postawiona pod ścianą.
Potem zaproponował, żebyśmy się na chwilę „odkleili” od siebie i widywali z doskoku, może to pozwoli spojrzeć z dystansem. Ja mu na to kazałam spakować się, dałam dwa tygodnie, pieniędzy od niego nie chcę. Wtedy on się wściekł, że niby stawiam mu ultimatum. Raczej to on je postawił, albo ja jestem niespełna rozumu?
Najśmieszniejsze, że w maju mieliśmy brać ślub. Po prostu super.
Dizu
***
Droga Dizu!
Nie znam Ciebie ani Twojego narzeczonego na tyle, by zawyrokować o słuszności Twojej decyzji. Nie zwężałabym też pewnego typu zachowań do wszystkich mężczyzn, a tym bardziej akurat do Polaków:).
Wydaje mi się, że sytuacja, którą opisałaś (treść SMS-a) jest charakterystyczna dla osób bardzo suwerennych i/lub, jak to się teraz modnie mówi „dorosłych autystyków”, którzy często nie rozumieją, czego się od nich oczekuje, albo za co się ich karze (np. milczeniem), dopóki im się tego wyraźnie i spokojnie nie powie. Cztery lata to okres dostatecznie długi, by para zorientowała się wzajemnie w swoich charakterach i preferencjach, oraz opracowała swój osobniczy sposób skutecznego komunikowania się. Wam chyba się to nie udało – może w nadmiarze zajęć nie mieliście na to czasu lub cierpliwości?
Niektórzy ludzie źle się czują w atmosferze „drylu”: gdy na przykład wyznacza się im terminowe zadania i zbyt skrupulatnie je egzekwuje… Wolą działać we własnym tempie. Do tego dochodzi potrzeba samotności, o której wspomniałaś. Przejawia się to różnie – mężczyzna lubi mieć swoje miejsce (pokój, garaż, antresolę, chociażby biurko), azyl. I fizyczny czas tylko dla siebie. Mogło być tak – tylko zgaduję – że wyznaczałaś narzeczonemu tych obowiązków zbyt wiele i nastąpił bunt.
Pamiętaj, że dla zdrowia związku, poza przestrzenią wspólnych spraw, każde z Was powinno mieć własny świat, kawałek życia. Inaczej można się udusić. Niewykluczone, że ten bardzo trudny dla Ciebie czas choroby ojca był dla Twojego faceta… okresem wytchnienia, ulgi. Nie burz się na te słowa. Rzadziej bywałaś w domu, a On mógł bez ograniczeń „szurać sztućcami”. I nagle poczuł — być może — że jest Mu z tym lepiej. Cóż poradzić?
Nie widzę tu tchórzliwej rejterady ani nienawiści z Jego strony. Ot, przemyślał parę spraw i postanowił wytyczyć granice własnego terytorium, które Mu się nieznośnie skurczyło. Ty masz pełne prawo widzieć to inaczej, nie zgadzać się z Jego punktem widzenia. Nie musisz też korzystać z uchylonej furtki, którą pozostawił… Twoja wola.
Jego komentarze do Twojego perfekcjonizmu wzięłaś jednak zbyt dosłownie – moim zdaniem to była ironia. Chciał Ci dać do myślenia.
Byłaś zaabsorbowana innymi sprawami i nie miałaś chyba ostatnio dość czasu, by uczciwie zanalizować to wszystko. Jeżeli kryzys z tatą minął, spróbuj może zastanowić się raz jeszcze nad tym teraz. Może warto odetchnąć od siebie, zamiast dramatycznie wszystko kończyć i skreślać? Przecież jeszcze niedawno chcieliście się pobrać, a to nie byle jaka decyzja… A Ty byś od razu chwytała za karabin – nie sądzisz, że to zbyt proste i radykalne rozwiązanie?
Życzę miłości, nie wojny…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze