U wodopoju
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: jeśli wielbłąda przyprowadzić do wodopoju, a on nie zechce skorzystać, nie ma takiej siły, która go do tego przymusi. Nigdy nie zrozumiem ludzi, dla których nie tylko małżeństwo, ale i rodzicielstwo jest w życiu nieznaczącym epizodem i którzy, zrywając więź z współmałżonkiem, zrywają ją niefrasobliwie również z dziećmi.
Margolu,
Po rozwodzie trochę straciłam pewność siebie. Trudno mi się pozbierać, choć za kilka dni minie rok od rozwodu, a dwa lata, odkąd rozstałam się z byłym mężem. Żyję już w nowym związku, a ciągle mam wyrzuty sumienia, że skrzywdziliśmy poprzez rozstanie dwójkę naszych dzieci. Mieszkają ze mną, a były mąż widuje je co drugi weekend. Przez całe dwa tygodnie prowadzi nowe życie z nową kobietą, o dzieciach nie pamięta. Nie jestem o nią zazdrosna, ponieważ nie kocham byłego męża. Chodzi mi tylko o dzieci… Zadaję sobie pytanie, dlaczego je odtrącił i nie tęskni. Przecież takie spotkania – raz na dwa tygodnie – to jest raczej, jak dla mnie, rola dobrego wujka, a nie ojca. Być może się mylę — powiedz mi, Margolu, jak to jest? A może ja za bardzo oglądam się wstecz? Przyczyną naszego rozwodu było wiele spraw gromadzących się latami: ośmioletnia różnica wieku, poza tym dla męża liczyły się tylko pieniądze i budowa domu, bardzo się różniliśmy, nie potrafiliśmy rozmawiać ze sobą, mieliśmy inne marzenia, inne poglądy… Czułam się z nim jak ptaszek w złotej klatce. W końcu postanowiliśmy się rozstać. Niby obydwoje doszliśmy do takiego wniosku, a jednak rozwód był burzliwym okresem w naszym życiu. Teraz tylko boli mnie kwestia dzieci, do których były mąż stracił serce… Dlaczego?
Pozdrawiam
Hanna
***
Droga Hanno,
Nie bardzo umiem Ci pomóc, Hanno. Twojego byłego męża nie zmienię. Ale na pewno pomóc możesz sobie – i dzieciom – sama. Nade wszystko: nie przejmuj na siebie winy za to, że po Waszym rozstaniu on nie chce widywać się z dziećmi. Poczucie winy jest niszczące, jakkolwiek świadomość winy pomaga uniknąć popełniania błędów, które do czegoś złego doprowadziły. Rozpad małżeństwa jest doświadczeniem niezwykle bolesnym, nawet dla inicjatorów ostatecznego rozstania (pomijam tu przypadki osób pozbawionych uczuć wyższych i skupionych tylko na sobie). Wytrąciło Cię to z równowagi i jeszcze w pełni do niej nie powróciłaś, co jest stanem zupełnie normalnym, nawet jeśli nawiąże się już relację z nowym partnerem. Dla dobra jednak tej relacji należałoby uporać się z demonami przeszłości i pogodzić z rzeczywistością. To prawda, że rozwód niekorzystnie wpłynął na dzieci. Na pewno cierpią, zwłaszcza że tata stracił nimi zainteresowanie. Myślę, że trzeba z nimi o tym rozmawiać. Nie wieszać psów na byłym mężu, a spróbować wyjaśnić dzieciom, że być może nie dojrzał jeszcze do roli ojca. Że jest człowiekiem słabym. To ułatwi im uporanie się z negatywnymi uczuciami wobec niego. Z całą pewnością nie jest przyjemnie kochać kogoś i myśleć o nim źle. Takie rozdarcie trochę nie na dziecięce nerwy… Pomóż im w tym, pomóż im kochać ojca mimo wszystko. Nie oszukuj siebie i ich, że nie masz o to żalu, masz prawo go mieć i dzieci też mają prawo go mieć. Ale nie można temu żalowi pozwolić zdominować relacji dzieci z ojcem. Bardzo często tatusiowie dorastają aż do dorosłości swych dzieci, nawet do ich pierwszych większych sukcesów… A czasami wcale. Po prostu tracą zainteresowanie. Po sprawiedliwości, rzecz dotyczy niekiedy również i mamuś… Myślę sobie jednak, że miłość zakłada także trud dawania szansy. Trud cierpliwego oczekiwania na zmianę. A jeżeli ta nie nastąpi – trud wybaczenia. Z tym czasami trzeba się mocować całe dorosłe życie… Łatwiej będzie dzieciom się pogodzić z obojętnością ojca, jeśli nie będziecie na ten temat milczeć. Jeśli pomożesz im zrozumieć, że niektórzy ludzie nie są zdolni dorosnąć do wysokości zadań, jakich się podjęli.
Nie piszesz, jakie relacje mają Twoje dzieci z obecnym partnerem. Często zdarza się, że ktoś, kto zastępuje ojca, spełnia się lepiej w tym zadaniu niż ten, kto został nim biologicznie, mniej świadomie. Może tu jest jakaś jaśniejsza droga? Myślę, że warto nad tym popracować, droga Hanno.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze