Nie pomagam histeryczkom
CEGŁA • dawno temuKoleżanka zadzwoniła do mnie na wariata o 23 w nocy, że musi się wyprowadzić od chłopaka, natychmiast, żeby dać mu do myślenia, zniknąć chociaż na tydzień-dwa. Zdziwiłam się. Koleżanka wie, że mam brata, a on – służbowe kombi. Prosiła o pomoc w przeprowadzce. Próbowałam ją z tego pomysłu jakoś wykręcić. Ale nie słuchała. Krzyczała, że nie chcę jej pomóc, że gówniana ze mnie kumpela. Czy zawiodłam, trudno mi ocenić. Ona już nie dzwoni.
Droga Cegło!
Koleżanka zadzwoniła do mnie na wariata o 23 w nocy, że musi się wyprowadzić od chłopaka, ale już, natychmiast, jak on będzie w pracy, żeby dać mu do myślenia, zniknąć chociaż na tydzień-dwa. Mieszkają razem od kilku miesięcy, sami skrobali sobie i pieścili mieszkanie od najmniejszej deski aż po sufit, więc to chyba normalne, że się lekko zdziwiłam?
Koleżanka wie, że mam brata, a on – służbowe kombi. Coś mi się nie zgadzało: jak wraca do mamy na próbę, to czemu od razu zabiera telewizor, szafkę, mówiła nawet o zmywarce? Nie brzmiała w rozpaczy, powiedziałabym, że raczej cynicznie, wyrachowanie wyliczała, czego mu nie zostawi, bo się dołożyła finansowo, a teraz on będzie sam korzystał… Takie tam, wiadomo, głupoty powiedziane w złości. Próbowałam ją z tego pomysłu jakoś wykręcić, tłumaczyłam, że przecież jej mama ma małe mieszkanie, kto to wszystko zataszczy na strych, trzeba by dodzwonić do imprezy ze dwóch kolegów i zaraz zrobi się sensacja, a ona za tydzień będzie chciała wracać i wszystko trzeba będzie zwozić od nowa. Powiedziałam prosto: na tydzień wystarczy Ci plecak i walizka, weź ubrania, kosmetyki, książki, laptopa, bo Twój. Garnki i wszystko masz u matki. Chyba on się zorientuje, że nie wyszłaś po gazetę, i zadzwoni do Ciebie, to spokojnie pogadacie… Ale nie słuchała. Krzyczała, że nie chcę jej pomóc, taka-siaka-gówniana ze mnie kumpela. Mnie też to wkurzyło, bo uważam, że poradziłam dobrze, i w takim razie mówię otwarcie, że ja do tego ręki nie przyłożę.
Nie znam dobrze jej chłopaka, wiem jedno – było gadane o ślubie, po roku wynajmowania kupili tę zrujnowaną norę na wspólny kredyt i naprawdę uwili wspólnymi siłami jako tako ciepłe gniazdko, dosłownie stworzyli coś z niczego. Na mój rozum w takie interesy się nie wchodzi z kolesiem, który pije, bije, czy coś w tym stylu. Tacy kolesie nie pracują, nie dostają kredytów, nikt ich nie bierze poważnie, to po pierwsze. Dlaczego ja mam się wtrącać, angażować rodzinę i chyłkiem, z zamkniętą przyłbicą wynosić komuś drogie sprzęty z mieszkania? A ja wiem dokładnie, co jest czyje i kto co kupił? Brat zresztą też się popukał w czoło, poradził, żeby oni sobie najpierw we dwoje od serca pogadali, a ja jej to przekazałam, bo to również moje zdanie.
Czy zawiodłam, trudno mi ocenić. Ona nie dzwoni, nie wiem nawet, czy ktoś jej pomógł zrealizować ten dziki plan, a może się opamiętała? Mnie zadzwonić jest jakoś głupio, robić za troskliwą ciotkę po tym, jak spuściłam ją ze schodów. Ogólnie nienawidzę wtrącać się w cudze sprawy, a szczególnie w konflikty, wiem, jak się na tym wychodzi, po prostu taką mam naturę. A na pokojowego negocjatora się w tym momencie nie kwalifikuję, bo za słabo znam gostka.
No i taka historia… Dotąd widywałyśmy się na uczelni co 2 tygodnie przez 3 dni i dużo częściej na imprezach, kilka, nawet kilkanaście razy w miesiącu. Ta cisza mnie trochę, nie powiem, męczy. Za parę dni przekonam się, czy ona pojawi się na zajęciach i czy się do mnie w ogóle raczy odezwać… Mam takie poczucie, że mimo wszystko to ja miałam rację, a Ty?
Baranica
***
Moja Droga!
Jeśli nick to zodiakalny, a my, załóżmy, wierzymy w horoskopy, to jesteś statystycznym uparciuchem i twardzielką przekonaną o słuszności swoich poczynań, co zresztą stoi napisane w liście jak Byk:). Zapytać należy o źródło Twojej pewności w tej konkretnej sprawie. Bo mam wrażenie, że wspólne studia i balangi nie ukonstytuowały miedzy Wami czegoś, co już można by uznać za przyjaźń. W przyjaźni wyglądałoby to zapewne nieco inaczej. Przede wszystkim byłoby prościej.
Jeżeli sprawa dotyczy koleżanki – bliskiej, ale nie takiej od serca, na śmierć i życie – to trzeba zrozumieć, że w takiej relacji dochodzi czasem do wymiany usług czysto praktycznych, utylitarnych, bez wchodzenia sobie w duszę z kopytami. Jeden kolega umie naprawić Ci komputer, inna koleżanka może pożyczyć od Ciebie rower na weekend. Wymieniacie się dobrami, nie wnikając w szczegóły, na przykład – czemu Twój chłopak nie odda Ci kompa do serwisu, albo czy koleżanki nie stać na własny rower? W zaawansowanym stadium przyjaźni ludzie wiedzą o sobie takie rzeczy i nic ich nie dziwi. W drobiazgach kumple po prostu działają odruchowo: mogę, więc pomogę, bez wczuwania się.
Problem pojawia się wraz z ryzykiem własnej straty. Po co mam wkładać stopę między drzwi? Nie dość, że zaboli, to jeszcze w czymś namieszam. Właśnie doświadczyłaś tego rodzaju dylematu. Koleżanka poprosiła Cię o coś, co rozsadza ustalone ramy Waszej znajomości. Domyślam się, że działała pod wpływem impulsu, nie miała akurat do kogo się zwrócić, a Ciebie uważała za osobę wyluzowaną – właśnie taką, która o nic nie zapyta, bo ją to – wybacz – bliżej nie interesuje, ma natomiast niewątpliwą zaletę w postaci zmotoryzowanego brata…
Moim zdaniem nie warto oceniać działań tak nagłych i emocjonalnych jako chęć wykorzystania akurat Ciebie. W całym tym galimatiasie koleżanka (całkiem przytomnie) obdarzyła Cię zaufaniem, bo potrzebowała szybkiego i sprawnego załatwienia sprawy, niczego więcej. Ty jednak stchórzyłaś, bo jesteś bardziej zachowawcza, niż można by sądzić. Zaczęłaś dorabiać sobie legendę w postaci udanego związku i przesadnej reakcji koleżanki – tak było Ci wygodniej i masz prawo szukać własnej wygody w momentach wątpliwych. Zadziałałaś we własnym interesie – nie dla ich dobra. Nie wstydź się tego, ale o tym pamiętaj.
Postaraj się na przyszłość trzymać jednej zasady: nie zakładaj niczego z góry i nie okraszaj swojego stanowiska tzw. dobrymi radami. Nie chcesz czegoś zrobić – nie rób. Wymów się bólem głowy. Nie miałaś pojęcia, co wydarzyło się między tymi dwojgiem, nie znasz motywów dziewczyny, nie zapytałaś nawet o nie — nie oceniaj ich zatem jako merkantylne czy nieuzasadnione. Nie namawiaj nikogo do spokojnej rozmowy, jeśli nie jesteś pewna, czy nadal jest z kim i o czym rozmawiać. Owszem, mogła to być czysta fanaberia zakochanych po kłótni o drobiazg, ale mogło też być coś zgoła innego: dramatyczne wydarzenie, które skłoniło koleżankę do chaotycznych działań w celu zorganizowania sobie panicznej ucieczki. Może w tamtym momencie było to najwłaściwsze dla tej pary rozwiązanie – terapia szokowa umożliwiająca z czasem renegocjacje. Powtarzam, co sama przyznałaś: nic Ci nie wiadomo na ten temat.
Koleżanki nie unikaj, ale czekaj grzecznie, aż sama się do Ciebie odezwie. Może wyjdzie „po Twojemu” i zbagatelizuje tamtą historię z wyprowadzką. Byłoby fajnie – dla Ciebie przede wszystkim. Niestety, może też być tak, że chłopak zrobił jej jakiś nieprzyjemny numer i ze ślubu nici! A wówczas raczej nie licz na zwierzenia.
Co nie znaczy, że masz się zadręczać wyrzutami. Byłaś po prostu sobą i koleżanka tak czy inaczej już to wie.
Pozdrawiam,
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze