Aaaa… Wynajmę pokój. Wariat.
URSZULA • dawno temu„Wynajmę pokój miłej, młodej, niepalącej studentce” to najczęściej spotykana treść ogłoszeń o poszukiwanych lokatorach. Tylko, kto ich szuka? Raczej nie mili, młodzi studenci. W dużej mierze socjopatyczni wariaci, którzy powinni zostać odizolowani od reszty społeczeństwa.
Nie żeby mnie to jakoś szczególnie interesowało, zwłaszcza, że mam swoje mieszkanie i nie zamierzam szukać pokoju do wynajęcia, po prostu zadzwoniła do mnie Olka. Olka należy do tego rodzaju ludzi, którzy zawsze wszystkich trochę irytują tym, że są święcie przekonani, że wszystko im się od świata należy i ani chwili nie wahają się tego żądać.
– Ratunku! – zażądała Olka.
– Ile masz w mieszkaniu pokoi?
Zamurowało mnie. Przez ostatni miesiąc przerabiałam ostateczne rozstanie Olki z jej wieloletnim chłopakiem, co łączyło się z koniecznością natychmiastowej wyprowadzki z jego mieszkania. Mniej więcej co dwa dni zjawiała się u mnie z butelką wódki i łzami w oczach. Wysłuchując jej niekończących się żali, przekonywałam ją, że na pewno szybko znajdzie jakiś kąt i urządzi się na nowo. Długo opracowywałyśmy strategię i kosztorys. W końcu Olka ze spisem mieszkań na kartce oraz optymistycznym nastawieniem do życia i świata ruszyła w teren. To było tydzień temu. A teraz ten telefon. Szybko umówiłam się z nią na kawę.
— Jestem idealną kandydatką na lokatorkę – oświadczyła Olka, kiedy w końcu się spotkałyśmy.
– Młodą, miłą, niepalącą i do tego studentką.
Wszystko się zgadza.
— Ale wiesz co? Ja nie chcę mieszkać z tymi ludźmi. Pokoje wynajmują sami wariaci!
Z listy, którą ułożyłyśmy wspólnie na podstawie internetowych ogłoszeń, na pierwszy ogień poszli faceci.
– No wiesz – uśmiechnęła się Olka.
– Ja jestem taka trochę niepewna siebie po tym rozstaniu, a kiedy zobaczyłam w ogłoszeniu: 30- letni, z własną firmą, tanio wynajmie pokój… Pomyślałam sobie, że może poznam kogoś ciekawego…
Pokój owszem był piękny. W ogóle mieszkanie było piękne. W nowym bloku, takim eleganckim — ładne parkiety, nowoczesne meble. Cena super niska. Właściciel niczego sobie. Zrobił mi dobrą kawę, pytał, czym się zajmuję. Ja mu na to, że raczej mnie nie będzie widywał, bo pracuję w dzień i studiuję wieczorowo.
— A weekendy? – zapytał.
– Czy masz wolne weekendy?
— Tak – odpowiedziałam, już trochę podejrzewając, że coś jest nie tak.
– A czemu?
Troszkę się zmieszał, ale w końcu wyrzucił z siebie, że on nie ma żony i na razie nie planuje stałych związków, bo odpowiada mu życie singla i chce się wyszaleć. Ale lubi porządek i domowe jedzenie. Do tej pory mieszkała z nim ukraińska gosposia, starsza pani, ale on czasem lubił kumpli zaprosić albo panienkę sprowadzić i jej to przeszkadzało. Znalazła inną, lepszą ofertę i tyle ją widział. I teraz właśnie szuka kogoś, kto by dom poprowadził, dlatego ten czynsz taki niski, a jeżeli obiad byłby codziennie, to można w ogóle z czynszu zrezygnować…
Popatrzyłam na Olkę za współczuciem, ale ona tylko się roześmiała.
– Słuchaj dalej, bo to dopiero początek. Drugi pan – artysta malarz w ogóle mnie zawiódł, bo okazało się, że do wynajęcia ma nie pokój, tylko odgrodzony jakimiś szafami od reszty kawalerki kąt. Nawet się nie fatygowałam, żeby go obejrzeć. Pomyślałam, że koniec z facetami. Może kobiety mają nieco bardziej realny ogląd rzeczywistości.
Tak trafiłam do pani Teresy, emerytki. Mieszkała w starej, nawet dosyć klimatycznej kamienicy, w mieszkaniu z wysokim sufitem. Pokój był ładny, jasny. Wprawdzie umeblowany starymi, brzydkimi meblami, ale pomyślałam, że nie będę wybrzydzać. Cena nie była wygórowana.
- A gdzie pani pokój? – spytałam, kiedy popijałyśmy herbatkę w salonie.
– Ja śpię tutaj – odpowiedziała wskazując na kanapę, na której siedziałam.
– A tam za kotarą będzie spać moja córka z półtorarocznym synkiem.
Zamurowało mnie. Drzwi wejściowe do mieszkania wychodziły prosto na duży pokój. By dostać się do swojego, musiałabym przejść obok kanapy i kotary.
– Ale ja studiuję wieczorowo, będę późno wracać… — próbowałam przemówić pani Teresie do rozsądku.
— Nic nie szkodzi, my wszyscy bardzo mocno śpimy, proszę się niczym nie przejmować – trajkotała starsza pani.
Obiecałam, że się skontaktuję i czmychnęłam stamtąd jak najprędzej. Prosto w szpony pani Krystyny.
Pulchna blondynka po 40-tce siedziała przed telewizorem na kanapie. W pokoju unosiły się kłęby dymu papierosowego.
— Ogląda pani „Na dobre i na złe”? – spytała na dzień dobry.
– Właśnie się zaczyna.
Kiedy powiedziałam, że niekoniecznie i troszkę mi się spieszy, ściszyła dźwięk i odwróciła się w moją stronę.
- Studentka? – spytała.
– Tak, tak, studiuję wieczorowo – odpowiedziałam.
– A w dzień pracuję.
— Czyli nie będzie pani wieczorami w domu? — upewniła się pani Krystyna.
– Raczej nie – odpowiedziałam.
Moja rozmówczyni wyraźnie poczuła się rozczarowana.
– Eee tam, bo myślałam, że jak studentka, to będzie często w domu. Uczyć się do sesji… Bo widzi pani, ja trochę samotna jestem, potrzebuję, żeby ktoś ze mną trochę porozmawiał, serial obejrzał…
Olka spojrzała na mnie wymownie i zamilkła. Patrzyłam na nią z narastającym przerażeniem.
– No to jak, ile masz w domu pokoi? – spytała w końcu.
– Trzy… — odpowiedziałam nieśmiało.
– A was jest dwoje?
— No tak…
— Wiesz, ja jestem miłą, młodą, niepalącą studentką…
— No dobrze, porozmawiam z mężem – westchnęłam zrezygnowana.
Niestety, nie zgodził się.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze