„Szlakiem Gringo”, Mark Mann
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuPrzesycona odurzającym dymem historia trójki brytyjskich podróżników, odwiedzających najbardziej niebezpieczne, dzikie, opanowane przez handlarzy narkotyków i skorumpowaną policję miejsca. Swoją podróż rozpoczynają w Ekwadorze, później odwiedzają Peru, Boliwię i Kolumbię. Najciekawsza trasa prowadzi przez Peru, słynnym Szlakiem Gringo, obejmującym Machu Picchu, Cuzco, Nazca oraz jezioro Titicaca. Przemierzają bezdroża uprawiając seks, zażywając narkotyki i dyskutując o świecie. Mann ma talent do opowiadania historii. Książka inspiruje do podjęcia własnej wyprawy szlakiem Gringo.
Indie, Nepal, Tybet – oto miejsca, która na stałe wpisały się w krąg zainteresowań współczesnych podróżników, poszukujących wyjątkowej przygody, rozwoju duchowego i odpoczynku od zachodniej cywilizacji. Niestety kraje te, bombardowane milionami turystów, przystosowują się do światowych tendencji, całkowicie zmieniając swoje oblicze. Jeszcze kilka lat i na ulicach Katmandu będziemy co kilka metrów napotykać restauracje z amerykańskimi hamburgerami, a opanowany przez Chińczyków Tybet zmieni się w krainę pustych klasztorów, do których będzie można wejść za cenę kilku dolarów. Ale pozostał jeszcze kontynent, który oferuje naprawdę ekstremalne doznania, nie zaprawione cywilizacyjnymi przyprawami. Chodzi o Amerykę Południową, o której fascynująco pisze Mark Mann, autor autobiograficznej książki Szlakiem Gringo. Jest to przesycona odurzającym dymem historia trójki brytyjskich podróżników, odwiedzających najbardziej niebezpieczne, dzikie, opanowane przez handlarzy narkotyków i skorumpowaną policję miejsca. Swoją podróż rozpoczynają w Ekwadorze, później odwiedzają Peru, Boliwię i Kolumbię. Najciekawsza trasa prowadzi przez Peru, słynnym Szlakiem Gringo, obejmującym Machu Picchu, Cuzco, Nazca oraz jezioro Titicaca. Gringo to pogardliwe określenie Amerykanów lub Brytyjczyków, odwiedzających Amerykę Południową. Odnosi się również do każdego turysty, który zawita na ten niezwykły, często nieprzyjazny dla obcych, kontynent. Do bohaterów książki Manna rzeczownik „gringo” pasuje idealnie. Mark Mann i jego dziewczyna Melissa pragną połączyć przyjemne z pożytecznym: poznać historię i kulturę kontynentu oraz zabawić się w rytmie południowoamerykańskiej samby. Wyłącznie rozrywką zainteresowany jest trzeci uczestnik wyprawy – „halucynogenny” Mark, oczytany w książkach religioznawczych i poradnikach do chemii hippis z Wielkiej Brytanii, który marzy o totalnym odlocie w stylu Ginsberga, Kerouaca, Leary'ego i Morrisona. Swoje marzenia bohater realizuje w stu procentach.
Książka Szlakiem Gringo Marka Manna słusznie porównana została do kultowej powieści Jacka Kerouaca W drodze - portretu bitników (pre-hippisów), którzy przemierzali bezdroża Stanów Zjednoczonych, uprawiając seks, zażywając narkotyki, pisząc poezję i dyskutując o świecie. Podobnie czynią bohaterowie Marka Manna (oprócz pisania wierszy) – ludzie nad wyraz inteligentni, oczytani, chłonący wszystkimi zmysłami magię Ameryki Południowej (oraz kilogramy marihuany). Efektem tych obserwacji są przekomiczne i inteligentne historie, które na długo zapadną nam w pamięć. Bo z całą pewnością Mann ma talent do opowiadania historii: Przepuścili go. Najwyraźniej celnicy w Ekwadorze nie zawracają sobie głowy osobami wwożącymi środki halucynogenne do Ameryki Południowej. Na wszelki wypadek Mark ukrył je bezpiecznie w sobie, zanim jeszcze wysiadł z samolotu. A rozszerzone źrenice i głupawy uśmiech mogłyby być przecież skutkiem braku tlenu. W końcu przyleciał z Anglii do miasta, które jest drugą najwyżej położoną stolicą świata.
Narkotyki na szczęście nie otępiły tak bardzo naszych podróżników, by nie dostrzegli ubóstwa i niesprawiedliwości społecznej. Mann, daleki od snucia głębokich refleksji politycznych, wtajemnicza nas w historię kontynentu, pokazując, jak wiele negatywnych zjawisk społecznych w Ameryce Południowej było wynikiem procesów kolonizacyjnych, za którymi stała bogata, dysponująca pieniędzmi i siłą militarną Europa. Przemawia do wyobraźni fragment książki noszący wymowny tytuł Holocaust. Mann pisze w nim, że na skutek chorób przywiezionych przez Europejczyków w ciągu życia jednego pokolenia wyginęło 90 procent mieszkańców całego Nowego Świata. Zdaniem niektórych historyków liczba ludności inkaskiego imperium spadła z 32 milionów w 1520 roku do pięciu milionów w 1548 – w ciągu zaledwie 28 lat – a w roku 1600 wynosiła dwa miliony. Skala zagłady była większa niż podczas epidemii „czarnej zarazy” czy w nazistowskich obozach śmierci. To był największy w dziejach holocaust.
Powieść Marka Manna to książka inspirująca do podjęcia własnej wyprawy szlakiem Gringo. Nawet za cenę niebezpieczeństw, o których pisze autor. Bez wątpienia warto jest zobaczyć ten przedziwny kontynent, który tak wymownie przedstawił w Wojnie futbolowej najsłynniejszy polski reporter Ryszard Kapuściński. Dlatego tuż przed wyprawą nie zapomnijmy sięgnąć do książki Szlakiem Gringo. Lektura na pewno się przyda.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze