„Pamięć absolutna”, Len Wiseman
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuPlastyczna wizja, pierwsze dwadzieścia minut operuje typowo Dick’owską dwuznacznością. Ale po zawiązaniu intrygi Wiseman koncentruje się wyłącznie na nagromadzeniu nużących scen akcji. Ekranowe łubu-du nie wciąga. Brakuje wyrazistych postaci (Farell nie sięga Schwarzeneggerowi do pięt), dobrze nakreślonego konfliktu, znanej z pastiszowej nuty i przede wszystkim tego co najciekawsze u Dicka - schizofrenicznej niepewności: co jest prawdą, co fikcją.
Nigdy nie rozumiałem idei remake'ów. Sequele, prequele, ewentualnie ponowne ekranizacje dzieł niszowych czy klasyki starego kina — to jeszcze ma sens. Ale powtórne sprzedawanie tego samego filmu zawsze odziera go ze świeżości, odbiera element zaskoczenia i w zasadzie nigdy się nie udaje. Wiseman’owski remake klasyka Verhoevena ze Schwarzeneggerem i Sharon Stone potwierdza ową prawidłowość w szczególnie jaskrawy sposób.
Mimo wcześniejszych zapewnień, że twórcy inspirowali się jedynie literackim oryginałem (a więc powieścią Philipa K. Dicka pt. Przypomnimy to panu hurtowo) Wiseman wiernie powtarza kadry Verhoevena. A więc oglądamy świat po zagładzie, ostatnie zdatne do życia tereny to UFB (United Federation of Britain) i Australia (zwana tu Kolonią). Pierwszą zamieszkują uprzywilejowani bogacze, drugą wykorzystywani przez nich robotnicy. Jednego z nich, Douglasa Quaida (Colin Farrell) męczy poczucie niespełnienia, powracające koszmarne sny, dziwne wrażenie, że „coś tu nie gra”. Chandrę planuje zwalczyć korzystając z modnej usługi Recall, a więc chemicznego zabiegu umożliwiającego wszczepienie dowolnie barwnych wspomnień. Modyfikacja ma jednak swoje ograniczenia: wykonywana powtórnie może okazać się niebezpieczna. Tak dzieje się w przypadku Quaida: zabieg wykazuje, że w istocie jest on tajnym agentem, któremu wszczepiono wspomnienia robotnika. Zaczyna się pościg, któremu przewodzi jego fałszywa żona, Lori (Kate Beckinsale).
Początek zaskakuje pozytywnie: plastyczna wizja UFB przebija Verhoevenowską, pierwsze dwadzieścia minut operuje typowo Dick’owską dwuznacznością. Ale dalej jest już tylko gorzej: po zawiązaniu intrygi Wiseman koncentruje się wyłącznie na nagromadzeniu nużących w gruncie rzeczy scen akcji. Ekranowe łubu-du nie wciąga. Bo też brakuje tu wyrazistych postaci (o dziwo Farrell nie sięga Schwarzeneggerowi do pięt), dobrze nakreślonego konfliktu, znanej z oryginału pastiszowej nuty i przede wszystkim tego co najciekawsze u Dicka. A więc schizofrenicznej niepewności, wahania: co jest prawdą, co fikcją, kim w istocie jest nasz bohater? Niedostateczne wygranie tego aspektu zarzucano już Verhoevenowi. Wiseman właściwie z niego rezygnuje: niby stawia znaki zapytania, ale dba, by wszystko było jasne. Tym samym odbiera Pamięci fabularny sens.
Drażni też brak wyobraźni plastycznej. Nowy Total Recall to ciąg topornych, nazbyt czytelnych cytatów. Aranżacja Koloni nieudolnie kopiuje scenografię Blade Runnera, kostiumy policji Gwiezdne wojny, walki Matrixa, sny Incepcję itd. Wiseman wysługuje się też Verhoeven’em. Mamy tu wszystko od słynnego potrójnego biustu po elektroniczny kamuflaż twarzy. Wszystko, poza towarzyszącymi oryginałowi emocjami.
Oczywiście: kiedy Verhoeven ukończył w 1990 roku Pamięć absolutną krytycy również nie kryli dezaprobaty. Zarzucali mu zmarnowany potencjał (po części słusznie: jedyną w pełni udaną, mainstreamową adaptacją Dicka pozostaje Blade Runner), komercję, wyśmiewano Schwarzeneggera itd. Ale inaczej oceniła go historia: dziś adaptacja Verhoevena to klasyka science fiction. Wisemana nic takiego nie spotka: o jego Pamięci (nomen omen) zapomina się już w kwadrans po opuszczeniu kina.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze