"Gra wstępna", reż. Takashi Mike
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuBezpardonowe, przepełnione sadyzmem i makabrą kino psychologiczne o dużych walorach artystycznych. Twórcą filmu jest kultowy japoński reżyser Takashi Mike, który ma na swoim koncie kilkadziesiąt niskobudżetowych produkcji z pogranicza horroru, kina akcji i perwersyjnej pornografii. Prezentowany teraz film można by nazwać, z braku określenia, thrillerem. Jednak Gra wstępna ma się do zwykłego hollywoodzkiego dreszczowca tak, jak Roman Dmowski do Romana Giertycha.
Bezpardonowe, przepełnione sadyzmem i makabrą kino psychologiczne o dużych walorach artystycznych. Twórcą filmu jest kultowy japoński reżyser Takashi Mike, który ma na swoim koncie kilkadziesiąt niskobudżetowych produkcji z pogranicza horroru, kina akcji i perwersyjnej pornografii. Prezentowany teraz film można by nazwać, z braku określenia, thrillerem. Jednak Gra wstępna ma się do zwykłego hollywoodzkiego dreszczowca tak, jak Roman Dmowski do Romana Giertycha. Niby jest pewne podobieństwo, ale skala zupełnie inna.
Przede wszystkim, film jest przejmująco autentyczny a jednocześnie odrealniony. Przy całym surrealistycznym okrucieństwie i pławieniu się w fantazmatach podświadomości, sama historia mogłaby przydarzyć się każdemu. Pracoholik Shigeharu Aoyama, owdowiały producent telewizyjny, postanawia znaleźć sobie nową połowicę. Nie bardzo wie, jak ją spotkać, zresztą poprzeczkę ustawia wysoko. Wybranka musi być piękna, mądra i uzdolniona artystycznie. I podobna do jego zmarłej żony.
Z pomocą przychodzi przyjaciel, który podsuwa Aoyamie świetny pomysł. Organizują telewizyjny casting, by wyłonić tę jedyną z mrowia kandydatek. Ta część filmu jest całkiem zabawną obyczajówką i nic nie zapowiada nagłej zmiany nastroju. Przynajmniej do momentu, w którym pojawi się Asami, długonoga tancerka, mająca w sobie coś z wyjątkowo ponętnej, demonicznej topielicy. Zafascynowany Aoyama ignoruje wszelkie przestrogi kumpla i zaczyna spotykać się z dziewczyną. Zaś Asami okazuje się być osobą rzeczywiście niezwykłą…
Wyjątkowa moc tego dzieła tkwi w jego psychologicznej prawdzie.Aoyama usiłuje rozwikłać zagadkę ukochanej, pogrążając się w koszmarze, który na dobrą sprawę rozgrywa się w jego własnej jaźni. Wszystko, co mu się przytrafia, można by uznać za metaforę leku przed zaangażowaniem się w nowy związek, a także odwiecznej męskiej obawy przed pożerającym i zabójczym aspektem kobiecości.
Co ważne, obraz ten nie jest byle powierzchowną zabawą, która spływa po widzu, pozwalając mu rozkoszować się miłym dreszczykiem. Ma ogromną siłę perswazji, fenomen naprawdę wielkich filmów grozy. Ich twórcy najwyraźniej maja jakiś wytrych do podświadomości widza. Nieodzowny asortyment horrorów — wszystkie te pełzające, krwawe potworności, nabierają tutaj głębokiego znaczenia, co czyni je stokroć bardziej przerażającymi. Tak było w Lśnieniu Kubricka, tak jest i w Grze wstępnej.
Z góry uprzedzam, że film jest bardzo niebezpieczny dla mózgu, psychiki i żołądka. Nawet jeżeli sądzicie, że w kinie nic was już nie zaskoczy, o wstrząśnięciu nie wspominając, Gry wstępnej lepiej nie lekceważyć. Film obfituje w sceny przemocy i tortur, ukazane w sposób naturalistyczny i wcale nie zabawny. Na ekranie jest dużo strachu i jeszcze więcej bólu, namacalnie odczuwanego cierpienia. Takashi Mike nie bawi się tutaj konwencją ani nie mruga do widza. Z premedytacją go torturuje. Nie polecam na pierwszą randkę, a zaręczonym tym bardziej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze