„Żona oligarchy”, Anna Blundy
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuTo historia kilku młodych ludzi, którzy próbują wyrwać się z biedy lub odnaleźć swoją ścieżkę w życiu. To książka trudna w odbiorze, bo pokazuje rzeczywistość, w której na pewno nie chcielibyśmy się znaleźć. Jest w niej mnóstwo nienawiści, okrucieństwa, perwersji, niesprawiedliwości i zazdrości, a relacje międzyludzkie buduje się wyłącznie po to, by mieć z tego konkretny, namacalny zysk.
Życiorys słynnego rosyjskiego handlarza bronią Wiktora Buta wiele mówi o kraju na Wschodzie, który dwadzieścia jeden lat temu przeszedł gwałtowne zamiany. Rozpad Związku Radzieckiego doprowadził do ciekawej sytuacji: ci, którzy radzili sobie za komuny (między innymi żołnierze, politycy i gangsterzy) rozwinęli skrzydła w nowym ustroju, a ludzie biedni (oprócz kilku wyjątków) wciąż biedni pozostali. Oczywiście schematy zawsze opisują tylko część prawdy, ale książka Anny Blundy Żona oligarchy idealnie wpisuje się w te wyobrażenia, pokazując smutny, brutalny obraz kraju, w którym – aby odnieść sukces – trzeba wykazać się bezwzględnością: w interesach i w typowych, codziennych relacjach z ludźmi.
Powieść ta to historia kilku młodych ludzi, którzy próbują wyrwać się z biedy lub odnaleźć swoją ścieżkę w życiu. Katia i Paweł mieszkają na mroźnej Syberii w Kirgasku. Piękna dziewczyna pochodzi z ubogiej rodziny (jej ojciec zginął w kopalni), więc ma świadomość, że tylko dzięki urodzie może coś osiągnąć. Niestety udział w konkursach piękności nie gwarantuje sukcesu, bo ten można okupić wyłącznie sprzedając swoje ciało. Dziewczynie udaje się wyjechać do Moskwy, a tam – żeby przeżyć – musi uczestniczyć w spotkaniach ze starszymi, spragnionymi seksu panami. A Paweł? To młody chłopak, który pochodzi z tego samego miasta, co Katia. On także szuka sposobu na wyrwanie się z biedy i samotności. W jego przypadku rozwiązaniem jest półlegalny handel i kontakty ze światem przestępczym. Paweł wie, że niczego na Syberii się nie dorobi, jeśli nie będzie brutalny i bezwzględny. A jeśli już marzy o bogactwie i władzy, to najszybciej zdobędzie je w Moskwie – jednym z najdroższych miast na świecie.
Przypadek sprawia, że Katia i Paweł spotykają parę Anglików Mo i Eliego, którzy przyjechali do Moskwy, zafascynowani plotkami i opiniami o tym kraju oraz możliwością doświadczenia czegoś zupełnie odmiennego od brytyjskiej kultury (Eli tak zachęca Mo do wyjazdu: Mamy po dwadzieścia jeden lat. Świat. Ostryga. Chodniki. Złoto. Absolwenci Oksfordu robią karierę w Moskwie. Na co czekasz?) Losy czworga ludzi ściśle się ze sobą łączą. Wśród nich dominować będzie Paweł, któremu wkrótce uda się zdobyć pieniądze i sławę, i któremu przypadnie zaszczytne w Rosji miano „oligarchy”, a więc kogoś, kto jest członkiem grupy posiadającej władzę. Również marzenia Katii w pewien sposób się spełniają, bo Paweł prosi ją o rękę. Ale małżeńskie szczęście długo nie potrwa. Wkrótce dojdzie do tragedii, w którą zamieszana będzie Katia i Mo.
Żona oligarchy to książka trudna w odbiorze, bo pokazuje rzeczywistość, w której na pewno nie chcielibyśmy się znaleźć. Jest w niej mnóstwo nienawiści, okrucieństwa, perwersji, niesprawiedliwości i zazdrości, a relacje międzyludzkie buduje się wyłącznie po to, by mieć z tego konkretny, namacalny zysk. Łzy ludzkie w tym świecie nie mają żadnej wartości, a życie to nieustanna walka o utrzymanie się na powierzchni. Anna Blundy zderza ze sobą dwa światy: ludzi bogatych i biednych. Te dwie rzeczywistości różnią się od siebie ekstremalnie, dokładnie odzwierciedlając to, co dzieje się we współczesnym świecie. Podział na posiadających i „posiadanych” robi się bardzo wyraźny i pogłębia się z dnia na dzień. Aby to zrozumieć, nie trzeba zagłębiać się w literaturę, tylko wyjrzeć przez okno. Blundy to zjawisko brutalnie opisała na przykładzie Moskwy, której przerażający klimat świetnie wyraża reportaż telewizyjny Dzieci z Leningradzkiego, opisujący życie bezdomnych dzieci na dworcu w Leningradzie. Co roku organizacja Lekarze bez Granic próbuje policzyć bezdomne dzieci błąkające się po ulicach Moskwy. Kilka lat temu były to 2 tysiące osób. Ile z nich zostało porzuconych przez rodziców, a ile uciekło z domu, by w Moskwie znaleźć szczęście? Może wśród nich jest nasza Katia lub Paweł, którzy uciekli z Syberii ścigając swoje marzenia? Anna Blundy napisała ciekawą książkę, którą po przeczytaniu warto zestawić z informacjami dziennikarskim napływającymi do nas z Rosji. A może w tym kraju wszystko się zmieniło i trzeba napisać inną opowieść o współczesnej Moskwie? Miejmy nadzieję, że tak.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze