"Projekt Brontë", Jennifer Vandever
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuPowieść Jennifer Vandever to nie tylko kawał dobrej literatury. To miejscami niezwykle analityczny tekst, poświęcony twórczości Charlotte Brontë. Bo oprócz Emily, autorki słynnych „Wichrowych wzgórz”, sukces literacki odniosła także jej siostra Charlotte. I równie bolesne było jej życie.
Skończyły się czasy, kiedy każdy student paradował po uczelni ze swoją ulubioną (czytaj: modną) powieścią, chociażby Jamesa Joyce'a czy Gabriela Garcii Marqueza. Dziś czytanie nie jest już tak „jazzy” jak dawniej. I na specjalistów od literatury patrzy się z dyskretnym politowaniem. O tym przekonać się można, czytając książkę Jennifer Vandever „Projekt Brontë”. Jest to zabawna i jednocześnie wzruszająca historia pewnej młodej badaczki literatury, która życie zawodowe próbuje bezskutecznie połączyć z uczuciowym. Sara Frost, bo o niej mowa, pisze doktorat o życiu Charlotte Brontë, autorki słynnej powieści „Dziwne losy Jane Eyre”. Materiałem badawczym są listy, w których Brontë szczegółowo opisuje swoje rozterki uczuciowe, pragnienia i marzenia. Sara wybiera temat nieprzypadkowo: jej wrażliwość i potrzeby emocjonalne, podobnie jak u Charlotte, zupełnie nie przystają do rzeczywistości.
Dziś przecież miłość, pożądanie, nienawiść i gniew trzeba wykrzyczeć pełnym głosem. A Sara jest zupełnie inna, bo inteligentna, wrażliwa, rozsądna i taktowna. Jej zupełnym przeciwieństwem jest Claire, wojownicza feministka, która doskonale czuje się w świetle reflektorów. To kobieta na wskroś wyzwolona, krzykliwa i często przez to komiczna. Sara interesuje się romantyzmem, a Claire pisze książkę o księżnej Dianie. Sara czyta wnikliwie listy angielskiej romantyczki, a Claire w swoich badaniach stosuje nowoczesne metody psychologiczne. Jeśli do tej układanki dodamy kilku mężczyzn, o których rywalizują młode badaczki, otrzymamy doskonałą historię.
Claire oczywiście nie zależy na stałym związku z mężczyzną, bo znacznie ciekawszy jest niezobowiązujący seks i przelotne znajomości. Natomiast Sara, podobnie jak bohaterka jej doktoratu, pragnie stałego, opartego na szczerych uczuciach związku. Kiedy opuszcza ją narzeczony (oczywiście z powodu Claire), Sara musi poważnie zastanowić się nad swoim życiem. Wtedy pojawia się w jej życiu bogaty reżyser z Hollywood, który proponuje jej napisanie scenariusza do filmu o Brontë. Czy nieśmiała Sara podejmie wyzwanie? A może znów na drodze stanie jej szalona doktorantka feministka? Zdradźmy odrobinę tajemnicy: pod koniec książki Sara będzie musiała wybierać między trzema mężczyznami, którzy zakochają się w niej jednocześnie.
Vandever wtajemnicza nas m.in. w związek Charlotte z profesorem Hegerem wykładającym na uniwersytecie w Brukseli. Znamy go dzięki listom, jakie młoda studentka pisała do swojego mentora. Jeśli mój mistrz całkowicie pozbawi mnie swej przyjaźni – pisze Charlotte – zupełnie stracę nadzieję – jeśli ofiaruje mi jej choć trochę, odrobinę – będę ukontentowana, szczęśliwa. Będę miała powód, by dalej żyć, pracować…
Najciekawsze w powieści jest właśnie to, że historię życia Charlotte poznajemy dzięki Sarze, która w pewnej chwili uświadamia sobie, jak bardzo bliska jest jej autorka „Dziwnych losów Jane Eyre”. „Projekt Brontë” to książka o tym, w jaki sposób można czytać literaturę, zżyć się z nią i wszystko jej poświęcić. Sara ma na pewno wiele wspólnego z Jennifer Vadever. Bo gdyby nie jej pasje literackie, „Projekt Brontë” byłby kolejnym pustym czytadłem. Autorka z doskonałym wyczuciem przytacza fragmenty listów Charlotte, analizuje ich znaczenie, opisuje okoliczności, w jakich zostały napisane. A w aneksie do książki precyzyjnie odnotowuje, z jakich tekstów korzystała i do których antologii warto zajrzeć. Ale „Projekt Brontë” jest również bezbłędną satyrą na amerykański show-biznes. Zadziwiające jest to, co hollywoodzcy scenarzyści potrafią zrobić z dowolnym życiorysem, by przenieść go na szklany ekran. Stąd dobra rada: po obejrzeniu biograficznego filmu z Hollywood zerknijmy na wszelki wypadek do encyklopedii.
Powieść Jennifer Vandever warto mieć w biblioteczce. Chociażby po to, by wrócić do niej po lekturze powieści Charlotte Brontë. Może książka zachęci kogoś do własnych poszukiwań badawczych? Jeśli nie, na pewno wciągnie w zakręcony świat nowojorskich naukowców.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze