„Reset”, Michael Greenspan
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuŚwiadomość zagrożenia, bezradność i alienacja bohatera; do tego bezlitośnie upływający czas odbierający nadzieję na ratunek: wszystko to wsparte pomysłowymi zdjęciami i doskonale dobraną muzyką buduje sugestywny, udzielający się widzowi nastrój. Napięcie siada mniej więcej w połowie filmu. Reżyser podsuwa widzowi trudne pytania, posługuje się symboliką. Są tu sceny autentycznie hipnotyzujące.
Reset to przede wszystkim film spóźniony. W ostatnich latach mogliśmy oglądać kilkanaście obrazów o podobnej tematyce. Samotny (często ranny czy unieruchomiony) bohater desperacko walczy o przetrwanie (m.in. 127 godzin, Pogrzebany, Frozen). Świadomy tej zbieżności kanadyjski debiutant dorzuca drugi, niestety również mocno już oklepany motyw: amnezję.
W takiej właśnie sytuacji znajduje się bezimienny bohater grany przez Adriena Brody’ego. Mężczyzna budzi się w środku lasu, wewnątrz rozbitego samochodu. Pokiereszowany, z nogą zaklinowaną pod zgniecioną maską, nie pamięta, kim jest. Obok siebie widzi trupy, pod nogami znajduje naładowaną broń. Jednocześnie słyszy nadawany przez radio komunikat o brutalnym napadzie na bank. Spiker podaje nazwiska sprawców. Te same dane Brody widzi na znalezionych w kieszeni dokumentach. Po wielu próbach w końcu udaje mu się wydostać na zewnątrz auta. Wokół rozpościera się bezludna, pełna dzikich zwierząt puszcza. Mężczyzna ma złamaną nogę. Usztywnia ją przy pomocy gałęzi i zaczyna się czołgać.
Początek jest bardzo przyzwoicie skonstruowany. Świadomość zagrożenia, bezradność i alienacja bohatera; do tego bezlitośnie upływający czas odbierający nadzieję na ratunek: wszystko to wsparte pomysłowymi zdjęciami i doskonale dobraną muzyką buduje sugestywny, udzielający się widzowi nastrój. Niestety, owe napięcie siada mniej więcej w połowie filmu. Brody w końcu wydostaje się z metalowej pułapki, dalej już tylko w nieskończoność czołga się do przodu, co z czasem okazuje się nużące. Nie, żeby twórcy nie mieli pomysłów na urozmaicenie jego samotnej „wędrówki”. Mają i to bardzo ambitne. Bo (przypominająca nieco telewizyjne produkcje stacji takich jak np. Discovery) ekranowa lekcja przetrwania miesza się tu z bez mała filozoficznym traktatem. Reżyser podsuwa widzowi trudne pytania, posługuje się symboliką. Niekiedy wychodzi mu to całkiem zgrabnie: są tu sceny autentycznie hipnotyzujące.
Ale są to tylko pojedyncze sceny. Bo koniec końców Reset okazuje się ambitną porażką. Greenspan ma instynkt, czuje kino, ale brakuje mu umiejętności. I wyczucia. Ciekawe metafory sąsiadują tu ze zwykłymi banałami, całość nie trzyma napięcia, bywa naciągana, pozbawiona logiki i prawdopodobieństwa. W efekcie losy bohatera dość szybko stają się widzowi obojętne. Dalej nawet wyśmienite aktorstwo Brody’ego nie jest w stanie przysłonić prawdy: Greenspan miał ciekawy pomysł na krótką (czy co najwyżej średnią) formę. Rozciągnięty do półtorej godziny Reset okazuje się najzwyczajniej nudny. To debiut obiecujący, ale niestety nieudany.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze