W dowcipie starym i niekoniecznie śmiesznym policja tropi faceta podejrzanego o kradzież cysterny z czystym spirytusem. Odnajdują winowajcę w jakieś mysiej dziurze, urżniętego w pestkę, skuwają kajdankami i zaczynają indagować o losy rzeczonej cysterny. Sprzedałem, odpowiada mężczyzna. A pieniądze? Przepiłem rzecze mrużąc oczy. Zagadka ułożona przez Petera Mayle w Wytrawnym przekręcie ma nieco bardziej skomplikowany charakter.
Rzadko kiedy zdjęcie autora zamieszczone na okładce tak trafnie oddaje charakter jego prozy. Wystarczy zerknąć na tego starszego, sympatycznego gentlemana, jak siedzi sobie przy stoliku na jednej z paryskich uliczek, śmieje się do otwartej gazety i już wiadomo, że żaden z niego Forsythe czy inny Ludlum, ale zwyczajny zadowolony z życia człowiek. Tylko czemu zamiast wina na stoliku stoi kawa? Wytrawny przekręt zaledwie markuje powieść kryminalną, sensacyjną – całą fabułę mógłbym tutaj streścić w trzech tylko zdaniach. Ale miło posnuć się tak po Francji, gdzie pod piórem Mayle’a czas płynie trochę wolniej, poczytać o delektowaniu się kieliszkiem z dobrego rocznika, smacznym jedzeniem, rozmową z ekspertami od przyjemności. Znajdzie się zacne, kobiece towarzystwo, a jeśli przecież tropimy pięćset butelek wina, byłoby grzechem nie uszczknąć dla siebie jednej albo i dziesięciu, prawda?
Alkohol spełnia szereg funkcji kulturowych, w zależności od swojego stężenia. Piwo jest doskonałym napojem chłodzącym. Wódka to kompan do męskich pogaduszek, ułatwiający szczerość. Wino, zdaniem Mayle'go, symbolizuje radość życia, spokojną i pozbawioną ekstatyczności. W butelkach za tysiące dolarów kryje się luksus i spokój, to szczególna zapłata za dobre życie i cały znój, aby takiego życia się dochrapać. Znamienne – Wytrawny przekręt jest jedyną znaną mi powieścią poświęconą w całości trunkom, gdzie nikt ani razu się nie upija.
Miarą jakości literatury alkoholowej są praktyczne konsekwencje dla czytelnika. Podczas czytania Moskwy-Pietuszki Jerofiejewa człowiek odczuwa przemożną, niemożliwą do odegnania potrzebę napicia się taniej wódki, najlepiej ze Wschodu. Pod mocnym aniołem Pilcha wywołuje podobne parcie na żołądkową gorzką, z kolei Hunter Thompson czyni wszelkie używki świata zwyczajnie niezbędnymi. Peter Mayle ze swoja nieśpieszną, urokliwą powieścią znalazł się o krok od podobnego efektu. Czytałem spokojnie, przy drewnianym stole, co rusz zerkając w stronę półeczki na której leżały wina, rozważałem też wyprawę po butelczynę do sklepu, rozumiejąc, że Wytrawny przekręt właściwie wymaga czytania i popijania.
W lodówce był jednak browar.