„Fikołki na trzepaku”, Małgorzata Kalicińska
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuInteresująca lektura dla osób dorastających w czasach PRL-u. Ale i dzisiejsza młodzież znajdzie tam coś dla siebie: kilka ciekawych pomysłów na to, jak spędzić jesienne i zimowe wieczory bez telewizora i komputera. Gratka dla historyków, socjologów i kulturoznawców, zajmujących się czasami PRL-u. Autorka opisuje to, co działo się wtedy w zaciszu domów, wyprawy do sklepów z pustymi półkami, poszukiwania niezbędnych przedmiotów, modę, jedzenie i rozrywkę.
Wspomnienia o PRL-u są teraz bardzo popularne. Otwiera się muzea, organizuje wycieczki do kultowych miejsc, a przedmioty z tamtych czasów na serwisach aukcyjnych osiągają zawrotne ceny. Trudno się temu dziwić, skoro rzeczywistość zaprogramowana przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą miała w sobie tyle samo tragizmu, co i humoru (patrz: filmy Stanisława Barei). Ważne jest to, że wspominając nasze dzieciństwo i młodość, dostrzegamy w PRL-u więcej plusów niż minusów. Bo dla dzieci polityka i ekonomia nie istniały. Ważne były spotkania z rówieśnikami, zabawy na świeżym powietrzu, wyjazdy na kolonie i obozy. Takie wnioski płyną ze wspomnień opublikowanych przez Małgorzatę Kalicińską, autorkę popularnych powieści Dom nad rozlewiskiem i Powroty nad rozlewiskiem. Jej Fikołki na trzepaku to sentymentalna podróż w przeszłość, z pozoru szarą i byle jaką. Ale wystarczy przypomnieć sobie słynne resoraki, gumy Donald lub draże indyjskie, by mimowolnie uśmiechnąć się do siebie i uczciwie przyznać, że wtedy tak źle nie było.
Kalicińska to rodowita warszawianka, która swoje dzieciństwo i młodość spędziła na Saskiej Kępie, w rejonie ulicy Międzynarodowej. W centrum tego świata stał tytułowy trzepak – miejsce spotkań towarzyskich, podbojów miłosnych i sportowych wyczynów. Cóż, trzeba przyznać, że dziś od zabaw na trzepaku popularniejsze są wirtualne pogawędki i wycieczki do galerii handlowych. Może właśnie z tego powodu warto sięgnąć do książki: to wyjątkowa okazja, by zobaczyć świat, którego już nie ma, a który miał w sobie coś, co skłaniało ludzi do otwartości i pomysłowości. To przede wszystkim interesująca lektura dla osób dorastających w czasach PRL-u. Ale i dzisiejsza młodzież znajdzie tam coś dla siebie: kilka ciekawych pomysłów na to, jak spędzić jesienne i zimowe wieczory bez telewizora i komputera.
Fotografia zamieszczona na pierwszej stronie mówi sama za siebie. Widnieje na niej uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczynka w czapce i płaszczu. Poniżej znajdziemy podpis: Kasownik – tak mówiono na nas, bezzębnych. To ja! Autorka wspomnień w najpiękniejszym okresie życia, czyli jako dzika i swobodna podwórkowiczka. Oto najlepsza charakterystyka bohaterki Fikołków na trzepaku. Bo mała Małgorzata była wulkanem energii, przysłowiowym żywym srebrem, osobą, która nie potrafiła ustać przez moment w jednym miejscu. Nic więc dziwnego, że jako osoba dorosła Kalicińska zachowała tysiące zabawnych, barwnych wspomnień. Autorka pisze m.in. o cieszącym się olbrzymią popularnością serialu Zorro, o słynnym bloku czekoladowym i nieosiągalnej wówczas chałwie; wspomina smak mleka, tanich dropsów i oranżady w proszku. Bezbłędny jest też fragment o Wyścigu Pokoju: Na ulicach i w parkach gromadzono się wokół megafonów albo posiadaczy ręcznych, tranzystorowych radyjek (wielkim szpanem, honorem, dumą było mieć tranzystor!). Ekscytacje podnosiły słuchaczy z ławek, krzeseł, foteli, gdy Królak, Mytnik, Szurkowski, Szozda czy Krzeszowiec pokazywali, na co ich stać. Gdy toczyli cichą, czasami brutalną walkę z bezwzględnymi Rosjanami (Lichaczew) lub Niemcami, z którymi trzymali też Czesi. Dziś już żaden program telewizyjny nie przyciąga takiej publiczności. Może tylko Big Brother albo jakiś kontrowersyjny sitcom, adresowany do ludzi, którzy nie przeczytali w życiu ani jednej książki.
Wspomnienia Małgorzaty Kalicińskiej to niewątpliwa gratka dla historyków, socjologów i kulturoznawców, zajmujących się czasami PRL-u. Fikołki na trzepaku opisują bowiem to, co działo się wtedy w zaciszu domów, jak wyglądały wyprawy do sklepów z pustymi półkami, poszukiwania niezbędnych przedmiotów, kwestie związane z modą, jedzeniem i rozrywką. Dziś mamy wszystko na wyciągnięcie ręki, więc wspomnienia Kalicińskiej wydawać się mogą surrealistyczną opowieścią o nieistniejącym świecie. Ale dla tych, co pamiętają smak gumy Turbo, książka ta będzie ważną lekturą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze