"Mr. Brooks", reż. Bruce A. Evans
DOROTA SMELA • dawno temuThriller, którego głównym bohaterem jest psychopatyczny morderca, słowem coś, co współczesna publika lubi coraz bardziej. Z pozoru wzór wszystkich amerykańskich cnót - biznesmen, człowiek sukcesu, bogacz i wzorowy mąż - Brooks prowadzi podwójne życie. Za dnia zarządza fabryką opakowań. Po pracy lubi zabijać. Przy czym nie wystarczają mu sarenki, pożąda ludzkiej krwi i w odróżnieniu od Mr. Jekylla rzezi dokonuje z zimną krwią, będąc całkowicie przytomny.
![](https://m.kafeteria.pl/4aea9b93e5dcdda69171fe5b-835950e,730,0,0,0.jpg)
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Jako samoświadoma pomimo wypaczeń jednostka próbuje za pomocą zdobyczy psychologii kontrolować swój zbrodniczy nałóg, chodząc na spotkania AA. Niestety dwa lata abstynencji przekreśla spektakularna zbrodnia popełniona na parze tancerzy baletowych. Teraz Brooks, któremu przyklaskuje, radzi i którego namawia do złego fikcyjny towarzysz, będący rodzajem jego alter ego, ma podwójny problem. Nie dość, że znów zabił, to w dodatku dał się złapać na gorącym uczynku pewnemu podglądaczowi.
Grający tytułowego Brooksa Kevin Costner, kojarzony z rolami szlachetnego obrońcy Indian czy jeszcze bardziej szlachetnego Robina Hooda, ma już w swoim dossier bohatera negatywnego — w 3000 mil do Graceland wcielił się w pozbawionego skrupułów rabusia-zabijakę. Jednak dopiero Mr. Brooks pokazuje, na co stać tego zapomnianego i ostatnio mocno lekceważonego aktora. Jego psychopata pomimo niedociągnięć scenariusza jest przerażająco wiarygodny, zarówno kiedy z natchnieniem zakochanego Szekspira opowiada o swoim sekretnym życiu, jak i kiedy serwuje żonie i córce maskę à la Pan Proper. Co zaś do samej postaci i osnutego wokół niej scenariusza, to nie ma wątpliwości, że jest to rezultat specyficznej mody, której zaczątkiem i kulminacją w USA był tegoroczny serial Dexter. Tytułowym bohaterem tego telewizyjnego hitu wszech czasów jest bowiem właśnie psychopatyczny zabójca, równie świadomy swojej inności i nieprzystosowania co Mr. Brooks i równie dobrze maskujący swe zbrodnicze instynkty pod fartuchem policyjnego laboranta. Przy czym złamanie tabu polega na perwersyjnej grze z widzem, który wbrew sobie zaczyna tego antybohatera lubić albo co gorsza, z nim się utożsamiać.
Podobnie odbiorca Mr. Brooksa z zaszokowanego obserwatora szybko przeistacza się w cichego wspólnika, kibicując jego wszystkim posunięciom i litując nad słabością psychola. Współczesny widz jest doskonale przygotowany na przyjęcie w swe przyzwalające i wybaczające ramiona wszelkiej maści wykolejeńców. Jest znudzony bohaterskimi wyczynami herosów i superbohaterów kina akcji z lat 90., a jego standardy etyczne zostały w odpowiedni sposób zaniżone za pomocą gore'owych produkcji z piłą w tytule, które zalewają ekrany od kilku lat. Przyzwyczajony do końskiej dawki przemocy, sadyzmu i wypruwania flaków daje sobie wmówić, że facet, który zabija zakochane pary, by fotografować ich ciała w romantycznych układach, jest tak naprawdę tylko lekko pogubiony i trzeba mu podać rękę.
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Te techniki manipulacji plus łamanie zasad dobrego smaku w kilku scenach zdecydowanie obnażają słabość Mr. Brooksa, który jest skądinąd filmem popisowo zrealizowanym i trzymającym w napięciu. Mimo że gdzieniegdzie brakuje mu dystansu i balansuje na granicy telenowelowej powagi (patrz sceny z Demi Moore), Mr. Brooks to murowany hit dla tych, którzy gustują w przesyconym przemocą współczesnym kinie komercyjnym, a uważają się za ciut delikatniejszych od widowni Hostelu.
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze