„Krasnoludki nie przyjdą”, Sara Shilo
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuBardzo szczególna historia rodzinna. Tę słodko-gorzką opowieść o radzeniu sobie z nieszczęściem i trudami życia poznajemy z wielu perspektyw. Krasnoludki nie przyjdą, bo ludzie muszą radzić sobie sami z małymi i wielkimi nieszczęściami. To jest prawdziwa literatura. Autorka jest prawdziwą pisarką i wyczuwa słowo jak rekin kroplę krwi.
Bardzo szczególna historia rodzinna.
Simona jest szczęśliwą kobietą. Mąż bezustannie zabiega o jej względy, dopieszcza, nosi na rękach i zasypuje prezentami tak, że zazdrości jej pół Izraela. Gromadka dzieci rośnie zdrowo (jeśli nie liczyć jednego chłopaka o ogromnych dłoniach pozbawionych czucia), niczego nie brakuje, Simona nawet nie musi pracować. Tę bajkę przerywa najzwyklejsza w świecie pszczoła. Ukąszony Mas’uda pada martwy w falafelu, gdzie pracował. Wraz z tą śmiercią życie całej rodziny staje do góry nogami i, co tu kryć, zmienia się na gorsze. Mas’uda, owszem, zarabiał dobrze, lecz wszystko natychmiast wydawał. Na domiar złego, Simona jest w ciąży z bliźniakami. Ale w domu pojawia się ktoś jeszcze: Za najmłodszego w rodzinie robiła wtedy tylko sama śmierć taty. Miała wtedy pół roku – śmierć bobas, co nadal pachnie świeżością i nie wiadomo, co z niej wyrośnie. Ale szybko się rozwija – w pierwszym miesiącu leży bezradnie na pleckach, nie może się ruszać i tylko płacze, ale potem już przewraca się na brzuszek, zaczyna się czołgać, raczkować, zrzucać różne rzeczy na podłogę. (…) Jest szybsza niż my, wyciąga rączki po wszystko, co nie jest wystarczająco mocne i stabilne (…). Nie można takiej śmierci zostawić samej nawet na chwilę.
To jest, proszę państwa, prawdziwa literatura a nie żadne pitu-pitu. Sara Shilo, autorka Krasnoludki nie przyjdą jest prawdziwą pisarką i wyczuwa słowo jak rekin kroplę krwi.
Tę słodko-gorzką opowieść o radzeniu sobie z nieszczęściem i trudami życia poznajemy z wielu perspektyw. Simone nie chce zdjąć żałoby – opłakała już męża i teraz rozpacza nad sobą, nad swoim życiem przedzielonym na dwie połowy. Chusta zmieniła ją z kobiety w staruszkę. Musi rozstać się ze swoim dobrym życiem i podejmuje pracę w żłobku, gdzie wcześniej wpadała poplotkować i zadać szyku. Marszczy się i gaśnie, toczona przez wściekłość na los, na męża bo umarł i na siebie samą. Musi też poradzić sobie z kobietą w sobie i tym, czego ta kobieta chce. Dusi ją, zabiera światło, pilnuje, aby nie wypowiedziała ani słowa.
Dzieci kombinują na różne sposoby. Syn o zdeformowanych dłoniach uznaje, że jego kalectwo jest szczególnym, kłopotliwym darem od Stwórcy. Bóg przeznaczył go do rzeczy wielkich, tylko nie wiadomo, jakie to rzeczy są. Wraz z bratem trenują pustułkę na broń przeciwko terrorystom, kłopot w tym, że ptak umiarkowanie nadaje się do tego zadania. Najstarszy z braci, odniósłszy pierwszy sukces zawodowy, decyduje się na życie ascety. Oszczędza na kawalerkę, do której ma stosunek niemal erotyczny. Co się stanie, gdy jego drogę przetnie kobieta z krwi i kości? Czy Arab, któremu powierzył pieniądze, nie zechce ich zwędzić? Młodsza siostra, powiedziałby ktoś, wybiera krainę fantazji. Ktoś inny by rzekł, żyje w brzuchu bestii. Nad tym wszystkim unosi się duch ojca, bezcielesny, bezsilny i wszechobecny. Śmierć rośnie, zaczyna chodzić, rozrabia, wysuwa coraz nowe żądania. Trzeba o nią dbać, jak o człowieka.
Krasnoludki nie przyjdą, bo ludzie muszą radzić sobie sami z małymi i wielkimi nieszczęściami. Sukces ma wielu ojców, klęska – także niezawiniona – zawsze jest sierotą. Nieszczęście przemienia człowieka w przedziwny sposób. Życie jest dokładnie takie samo, a jednak zupełnie inne. Ludziom przychodzą do głowy rzeczy, które nie pojawiłyby się w innych okolicznościach i odwrotnie, coś znika bez powrotu. Można żyć – o tym jest ta książka.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze