„Chciwość”, J.C. Chandor
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuScenariusz pierwszorzędnie napisany, doskonale wyreżyserowany, pełen niuansów i niejednoznaczności. Imponuje precyzją narracji: zachowano proporcje między analizą przyczyn kryzysu, wskazaniem winnych, i jednocześnie bardzo przyzwoitą obyczajówką pełną bohaterów z krwi i kości. Film ogląda się wyśmienicie.
Chciwość promuje bezbłędny slogan. Pierwsze 24 godziny kryzysu na Wall Street. Tak zareklamowany debiut J.C. Chandora nie powinien mieć problemów z przyciągnięciem widzów do kin. Bo ostatecznie, kto nie chciałby zobaczyć, jak to się wszystko zaczęło?
Obserwujemy zwyczajny dzień na Wall Street. W siedzibie jednego z gigantów dochodzi do serii zwolnień, jeden ze zwolnionych pozostawia swojemu koledze pendrive z (jak zapewnia) „gorącym” materiałem. Po wnikliwej analizie wykresów, zestawień i tabel Peter Sullivan (Zachary Quinto) dochodzi do przerażających wniosków. W ciągu kilkunastu najbliższych godzin znaczna część światowego kapitału (obligacje, kredyty hipoteczne, lokaty kapitałowe) okaże się stertą papierów bez porycia w realnej gotówce. Informacja szybko idzie w górę, zapoznają się z nią kolejni zwierzchnicy Petera: poczynając od kierownika działu (Kevin Spacey), aż po (nieosiągalnych na co dzień) szefów wszystkich szefów (m.in. Demi More i przede wszystkim Jeremy Irons). Wierchuszka widzi tylko jedną szansę na wyrwanie się z matni: natychmiastową sprzedaż całej firmy wraz ze wszystkim co posiada. A, że jest to nielegalna operacja, która najprawdopodobniej zburzy światowe rynki i doprowadzi do globalnego kryzysu? Szefowie muszą podjąć decyzję w ciągu zaledwie kilku godzin.
I na tym właściwie należałoby skończyć tę recenzję. Bo Chciwość rządzi się prawami pierwszorzędnego thrillera. Wciąga i zaskakuje. Ogląda się ją z zapartym tchem. A w takich sytuacjach nie wypada zbyt wiele zdradzić. Może tyle, że debiut Chandora jest pierwszorzędnie napisany, doskonale wyreżyserowany, pełen niuansów i niejednoznaczności. Imponuje precyzją narracji: zachowano proporcje między (dla fachowców pewnie powierzchowną, ale dla laików w sam raz) analizą przyczyn kryzysu, wskazaniem winnych, i jednocześnie bardzo przyzwoitą obyczajówką pełną bohaterów z krwi i kości. Bo najważniejsi są tu ludzie, nie rządzące ich (i naszym) życiem procesy. Pełen wątpliwości, jedyny „dobry” w tym towarzystwie Spacey, świadoma konsekwencji More, bezwzględnie cyniczny Irons: to kreacje, które zapamiętacie na długo.
Już dziś porównuje się Chciwość do klasycznego obrazu Olviera Stone’a z oscarową rolą Michaela Douglasa (Wall Street). Być może odrobinę na wyrost (Stone bezbłędnie wyczuł czas; Chciwość trafia na nasze ekrany już po m.in. prawdziwie demaskatorskim Inside Job), ale coś w tym jest: oba filmy stanowią swoistą klamrę, pokazują zjawisko od ekscytującego początku, aż po smutny koniec. Stone i Douglas ugrali na Wall Street trwałe miejsce w historii kina. Chandor zalicza tam efektowny debiut, ale warto śledzić jego dalsze losy: facet ewidentnie czuje kino. Bo można różnie oceniać Chciwość, ale nie sposób zaprzeczyć: ogląda się ją wyśmienicie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze