"Batman- Początek", reż. Christopher Nolan
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuTwórcy filmu podjęli próbę pokazania narodzin człowieka – nietoperza. Batman – Początek usiłuje być filmem realistycznym. Każdy gadżet, którym posługuje się mroczny mściciel, zostaje ładnie zaprezentowany, jak na targach broni niekonwencjonalnej. Obserwujemy nie tylko trening Batmana, ale i jego poszukiwania własnej tożsamości, w tym wypadku – maski. I ten wątek: czas, gdy Bruce Wayne był tylko obolałym nieszczęśnikiem szukającym własnej drogi, jest rzeczywiście czymś nowym w batmanologii.
Batmana przedstawiać nie trzeba. Jeden z najsłynniejszych mścicieli w kostiumie powraca w filmie Christophera Nolana (Memento, Bezsenność), być może najbardziej widowiskowej ekranizacji kultowego komiksu Boba Kane’a.
Twórcy filmu podjęli próbę pokazania narodzin człowieka – nietoperza. Batman – Początek usiłuje być filmem realistycznym. Każdy gadżet, którym posługuje się mroczny mściciel, zostaje ładnie zaprezentowany, jak na targach broni niekonwencjonalnej. Obserwujemy nie tylko trening Batmana, ale i jego poszukiwania własnej tożsamości, w tym wypadku – maski. I ten wątek: czas, gdy Bruce Wayne był tylko obolałym nieszczęśnikiem szukającym własnej drogi, jest rzeczywiście czymś nowym w batmanologii. Już z tego względu Batman – Początek to seans obowiązkowy dla wszystkich fanów komiksu.
Odtwórca głównej roli Christian Bale (Mechanic, American Psycho) świetnie sprawdził się jako postać psychopatyczna, autodestrukcyjna i emanująca chropawą furią. To bardzo dobra rola. Nowy Batman zrywa z tradycją mściciela dystyngowanego i nieco zdystansowanego. Nienawiść, strach, poczucie winy i gniew są uczuciami, z którymi Batman sobie nie radzi, które go przerastają i z którymi przyjdzie mu wiecznie się zmagać. Bardziej niż z kolejnymi wrogami.
Zresztą w Batmanie aż roi się od znakomitych aktorów. Liam Neeson po raz kolejny gra mądrego mistrza miecza, pojawiają się też Rutger Hauer, Cillian Murphy jako zabójczy psychiatra, Morgan Freeman, a także Michael Caine — filmowy kamerdyner Alfred. Oraz, uwaga, Gary Oldman w roli poczciwego wąsacza, ostatniego nieskorumpowanego gliny w Gotham. Być może to najbardziej pozytywna rola w całej karierze Oldmana.
Jak już wspominałem, film usiłuje być realistyczny. Z różnym skutkiem. Dusza samego Batmana jest tutaj, moim zdaniem, mniej dopracowana niż jego technologiczne zabawki. Wątek nietzscheańskiego treningu w azjatyckim klasztorze ninja jest kuriozalny (tako rzecze Batman!), a nauczanie tamtejszej Al-Kaidy mocno bełkotliwe, nawet jak na komiksową powiastkę.
Scenografia również jest poniżej oczekiwań. Nowemu Gotham City daleko do monumentalnej, surrealistyczno-gotyckiej metropolii z rewelacyjnych filmów Tima Burtona. Z kolei walki wręcz i pościgi dzieją się tak szybko i dynamicznie, że niewiele już można zobaczyć. Hollywoodzki wyścig zbrojeń goni w piętkę.
W filmie słychać echa modnych ostatnio teorii spiskowych.. Pada sakramentalne pytanie — dlaczego miasto Batmana upadło tak nisko? Gotham City jest skorumpowane, konające i brudne – czyżby metafora współczesności? Okazuje się, że za wszystkim kryją się niecne knowania tajemniczych wrogów wolnego świata. I to jest piękne w amerykańskich filmach. I bardzo krzepiące.
Korupcja, kryzys, bezrobocie i brak perspektyw to sprawy nader przykre, ale odpowiedzialność zawsze można zrzucić się na jakiegoś odległego wroga. A Batman już się z nim policzy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze