„Kontrakt Paganiniego”, Lars Kepler
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuSkandynawskie kryminały – w odróżnieniu od polskich – służą przepracowaniu narodowych traum i przyjemnie kanalizują poczucie winy. Kompozycyjna strona powieści stanowi jej mocną stronę. Wątki splatają się elegancko, zdarzenia, choć momentami nazbyt efektowne, wynikają ładnie jeden z drugiego, rozproszone treści prawidłowo zbiegają się w zakończeniu. Autorzy zadali sobie wiele trudu tworząc zapadające w pamięć, dziwaczne postacie.
Hipnotyzerowi, pierwszej książce duetu Alexander&Alexandra Ahndoril (publikujących jako Lars Kepler), nieco brakowało do mistrzostwa świata. Druga część przygód komisarza Joona Linny wskazuje na znaczną poprawę.
Szwecją wstrząsają dwie śmierci, pozornie pozbawione związku. Potentat handlu bronią popełnia samobójstwo. Na dryfującym jachcie zostaje znaleziona młoda, martwa dziewczyna. Siedzi w suchej kabinie, a jednak się utopiła. Jakim cudem? Wkrótce okazuje się, że młoda denatka jest siostrą znanej aktywistki-pacyfistki, Penelopy Fernandez. Z kolei jej narzeczony postanowił dorobić sobie, szantażując wspomnianego wyżej handlarza kompromitującą fotografią. Facet odmówił zapłaty i wybrał sznurek. W tle dochodzi do nadzwyczajnego rozmnożenia wątków, ze wskazaniem na nielegalną sprzedaż szwedzkiej broni w Afryce i rozpaczliwą ucieczkę Penelopy przed zamaskowanym zabójcą oraz… podstarzałym gwiazdorem telewizji. Kto połapałby się w tym wszystkim? Chyba tylko Joon Linna, twardziel fińskiego pochodzenia, ciskający pod nosem siarczyste „perkele!”.
Kompozycyjna strona powieści stanowi jej mocną stronę. Wątki splatają się elegancko, zdarzenia, choć momentami nazbyt efektowne, wynikają ładnie jeden z drugiego, rozproszone treści prawidłowo zbiegają się w zakończeniu. Prócz Linny, autorzy zadali sobie wiele trudu tworząc zapadające w pamięć, dziwaczne postacie, żeby tylko wymienić faceta balansującego na granicy pedofilii. Dręczony bezsennością, potrzebuje pewnej piętnastolatki, przytula się i momentalnie zapada w sen, nie czyniąc jej krzywdy. Wielkie wrażenie robi mrukliwy gwiazdor telewizyjny, wykorzystujący przypadkową sytuację do sadystycznej gry. Narracja w czasie teraźniejszym winna podkreślić dynamikę zdarzeń, tymczasem dochodzi do czegoś przeciwnego. Powieść naszpikowana akcją, z kapitalnymi postaciami i wciągającą fabułą została wyrażona w sposób przejmująco statyczny. Strzelają się, gonią, ja jednak przysypiam.
Być może odpowiada za to walor edukacyjny książki. Dzięki opasłej lekturze życie czytelnika stanie się lepsze. Zapozna się ze szczegółami na temat odzyskiwania danych z twardego dysku, pozyska przydatną przecież wiedzę odnośnie rozpłatania przeciwnikowi gardła jednym szybkim ruchem i pozna metodę przebrania kogoś za siebie, a następnie wysadzenia w powietrze. Wspaniałe! Z Kontraktem Paganiniego w kieszeni mogę porzucić mdły chleb recenzenta na rzecz owocnej kariery przestępczej…
Skandynawskie kryminały – w odróżnieniu od polskich – służą przepracowaniu narodowych traum i przyjemnie kanalizują poczucie winy. Wydaje się, że za sprawą Larssona i Mankella przerobiono dwuznaczną rolę Szwecji podczas II wojny światowej, kiedy to naziści otrzymywali z północy surowce, broń jak i blond rekrutów do SS. Czas zająć się współczesnością. Szwedzi zarabiają ogromne pieniądze na eksporcie broni konwencjonalnej (o czym autorzy raczą uprzejmie przypomnieć), czego wyraźnie się wstydzą. Kontrakt Paganiniego ujmuje ten wstyd w zgrabne literackie ramy.
A ja widzę to w sposób następujący. Demokratyczna, liberalna, kipiąca ideami wolnościowymi Szwecja zarabia furę pieniędzy na sprzedaży broni konwencjonalnej każdemu, któremu wolno (albo i nie wolno) ją kupić. Broń zbiera swoje żniwo na całym świecie, co budzi zrozumiałe oburzenie ludności szwedzkiej. Władza, dorobiwszy się na wojenkach, funduje rozliczne stypendia artystom, w tym również literatom. Literaci, drapnąwszy kasę tłuką sążniste powieścidła przeciwko… handlowi bronią. A świat się kręci, tak jak zawsze się kręcił. Cudowne!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze