"Zasada dwóch minut", Robert Crais
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuSprawnie napisana powieść o zemście. Sympatia do bandyty wyróżnia książkę od masy innej sensacji. Autor zaskakuje zdolnością przywiązywania czytelnika do niewiarygodnych bohaterów. Unika zarzucania czytelnika masą technicznych szczegółów i tajników procedur policyjnych, nie poznajemy trzydziestu typów broni i zasad napadania na banki, za to te, podsunięte pod nos są interesujące. To samo dotyczy eleganckiego wtopienia wątku miłosnego w fakturę sensacyjną.
Postać dobrego łajdaka zadomowiła się w popkulturze, czasem silnie, choć chwiejnie niczym Jack Sparrow – przepraszam bardzo, kapitan Jack Sparrow. Tymczasem Max Dolman, bohater Zasady dwóch minut Roberta Craisa jawi się nie tyle jako dobry łajdak, lecz prawdziwy święty, który na skutek nikczemności losu przesiedział jedną trzecią życia w więzieniach. Ów prawy rabuś banków dał się zamknąć, gdyż zamiast zwiewać po napadzie zajął się reanimowaniem staruszka, który akurat padł rażony własnym sercem. Nieustannie dręczy się niskim poczuciem własnej wartości, rozpamiętuje ludzi których skrzywdził, zapewne roni łzy krokodyle nad smutnym losem cweli, a gdyby dostał kulkę między oczy, niechybnie z nieba sfrunęliby anieli, by zanieść go wprost na łono Najwyższego.
Dość złośliwości – Zasada dwóch minut to przyzwoita powieść o zemście, zaskakująco sprawnie napisana i tylko trudno stwierdzić, czy autor nie pomieszał sympatii dla bohaterów z naiwnością. Fakt faktem, ciepło jest czymś co wydatnie wyróżnia książkę od masy innej sensacji. W każdym razie – Holman opuszcza więzienie, licząc, że tym razem to była ostatnia odsiadka. Plany krzyżuje wiadomość o śmierci syna — policjanta, zastrzelonego z czterema kolegami w czasie prywatnej popijawy. Matka chłopaka, nim zmarła, chciała, by ich syn wyrósł na porządnego faceta, stąd Holman nie miał z nim specjalnego kontaktu. Co nie przeszkadza mu dążyć do poznania prawdy.
Wszystko wskazuje bowiem, że sprawa śmierdzi – jakim cudem czterech gliniarzy, niezbyt pijanych, dało się zaskoczyć prostemu bandycie? Czemu morderca natychmiast popełnia samobójstwo, a policjanci prowadzący śledztwo na komendę oślepli i ogłuchli? Co wspólnego z tym ambarasem ma dwóch innych bandytów, zastrzelonych podczas napadu? Szukając odpowiedzi, Holman wykonuje zaskakujący ruch – zwraca się do byłej agentki FBI, która wsadziła go ostatnim razem.
Równolegle rozgrywają się więc dwa wątki. Pierwszy to delikatnie zarysowana historia miłosna, sklejona wedle prawideł romansidła. Nie mogą różnić się bardziej i powinni się nie znosić. Do tego ona jest samotna i niezależna, on starzejący się i sfrustrowany. Oczywiście lody kruszeją, choć Crais próbuje uniknąć tandetnego happy endu. Dobroduszna prostota opisania tej znajomości wydaje się powtarzać w części sensacyjnej – gdzieś od połowy ujawnia się podział na dobrych i złych, co daje poczucie, że wiemy, co jest grane. A potem nie wiemy i wiemy na nowo – albo nam się zdaje. Końcówka jest woltą opartą na zasadzie kontrapunktu, gdzie wszystko staje do góry nogami. Szkoda jedynie, że zmierzając ku niej, powieść wyraźnie dostaje zadyszki.
Crais nie jest może nowym Forsythem, zaskakuje jednak sprawnym piórem i rzadką zdolnością przywiązywania czytelnika do niewiarygodnych bohaterów. Czasem temat go męczy, jednak wie, jak nie przeszarżować. Unika zarzucania czytelnika masą technicznych szczegółów i tajników procedur policyjnych, nie poznajemy trzydziestu typów broni i drobiazgowych zasad napadania na banki, za to te, podsunięte pod nos są co najmniej interesujące. To samo dotyczy eleganckiego wtopienia wątku miłosnego w fakturę sensacyjną, mimochodem patrząc, w jaki sposób Holman, jednocześnie pewny siebie i przepraszający, ugrywa kolejne punkty.
I dopiero teraz przyszła mi do głowy pewna konkluzja – czy Zasada dwóch minut nie jest przypadkiem książką niebezpieczną? Przy całej jej wartkości, strzelających stronach i niezwykłym cieple, niejedna czytelniczka może nabrać ochoty na romans z włamywaczem. A to nie byłoby fajne. Ej, dziewczyny… Bandyci tacy nie są…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze