Czy wiecie, dlaczego nie wolno zabijać jeleni? Pumy, ptaki, owszem, jelenie jednak są zakazane, jeleń bowiem, w odróżnieniu od rzeczonych papug i pum był kiedyś człowiekiem. Wbijając weń ostrze włóczni, rozpruwamy serce brata. A że kiedyś, nim dobry Kashiri, bóg - księżyc zlitował się nad ludźmi, ci jedli jedynie ziemię? No pewnie, że nie wiedzieliście. Inny przykład, czemu plamy pokrywają twarz księżyca? W dawnych czasach, gdy księżyc wędrował po ziemi, a jego ludzka żona porodziła słońce, pewna zawistna kobieta zaczaiła się w krzakach i chlusnęła mu w twarz kałem - plamy zostały na zawsze i oszpecony księżyc powędrował do nieba, skąd świeci nam do dziś. Gawędziarz Llosy pełen jest takich historii.
Wyobraźmy sobie więc grupy Macziguenów, wędrujące nieustannie, żeby słońce nie zatrzymało się na niebie. Bracia rozdzielają się w tej wędrówce, gubią się kuzyni i rodzice z dziećmi, a postać gawędziarza pozwala im wiedzieć o sobie nawzajem, a także - zachować tożsamość. Gawędziarz jest więc po części dwunożnym telewizorem, kroniką pokoleń, listonoszem i listem w jednym. Gdy zjawia się wśród swoich, ludzie porzucają swoje zajęcia, gromadzą się wokół niego, a ten gada i gada, bez zmęczenia, czasem całą noc, tylko przepłukując gardło. Oczywiście, bycie gawędziarzem to zawód jak każdy inny, a zarazem - przeznaczenie.
Czas zyskuje zupełnie inny wymiar. My przywykliśmy do jego linearności, wiem, na przykład, że w piątek byłem na piwie, dziś pracuję, a siedemdziesiąt lat temu wybuchła druga wojna światowa. W opowieści gawędziarza wszystko się zlewa, informacja o losach siostry zza rzeki należy do tego samego porządku co narodziny gwiazd oraz figle demonów, czas mityczny okazuje się tożsamy z teraźniejszością. Przynajmniej, póki opowieść trwa.
Tak też Llosa skonstruował swoją książkę, opowieści wylewają się z siebie nawzajem, Saul pojawia się na scenie tylko po to, by wydać z siebie dżunglę, jej ludzi, zwierzęta i demony, ze stwora wypełza sam Llosa, program telewizyjny, który robił, zawraca, roztapia się, by stać się na nowo Saulem i tak dalej, właściwie, Gawędziarza można by zapętlić i oddawać się lekturze w nieskończoność, w każdym razie, polecam czytanie tej książki tak jak ja to zrobiłem: od środka, przez początek, a końca po prostu nie ma.
Gawędziarz korzystnie wyróżnia się na tle dorobku peruwiańskiego autora - ogromna skala talentu Llosy idzie w parze z jego parciem na arcydzieła, wyraźnie widocznym w Rozmowie w katedrze czy Wojnie końca świata. Tu zdołał tego uniknąć, tworząc dziełko intymne, pulsujące wielobarwnością znikającego świata i przykuwające hipnotycznym okrucieństwem mitu.