"Beowulf", reż. Robert Zemeckis
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuLista nazwisk osób zatrudnionych przy niniejszej adaptacji może przyprawić o zawrót głowy. Reżyser Robert Zemeckis (m.in. Forrest Gump), scenarzyści Roger Avary (Pulp Fiction) i Neil Gaiman (prekursor powieści graficznej). Jakby tego było mało, grają giganci tacy jak Anthony Hopkins i John Malkovich. Mieliśmy więc prawo oczekiwać pełnej rozmachu, ale poważnej, epickiej opowieści. Niestety Beowulf to absurdalnie eklektyczny twór.
Beowulf to jeden z najstarszych zabytków literatury staroangielskiej. Hermetyczny, trudny do odczytania, przez wieki zajmował jedynie badaczy. Przetłumaczył go "na nasze", zinterpretował i na nowo podarował światu J.R.R. Tolkien. Ponoć do dziś przeklinają go za to angielscy uczniowie i studenci, których epos intryguje mniej więcej w takim samym stopniu jak nas Bogurodzica. Tyle że Beowulf jest długi i trudny. I pewnie na zawsze pozostałby cegłą typu 3 x "Z" (zakuj, zdaj, zapomnij), gdyby nie to, że w eposie zakochał się świat filmu, teatru, musicalu, operetki itd. Powstały dziesiątki, jeśli nie setki ekranizacji, inscenizacji i adaptacji. Od całkiem poważnych zaczynając, na zupełnie groteskowych kończąc. Słynnym absurdem był amerykański show Beowulf na lodzie. Lista nazwisk osób zatrudnionych przy niniejszej adaptacji może przyprawić o zawrót głowy. Reżyser Robert Zemeckis (m.in. Forrest Gump), scenarzyści Roger Avary (Pulp Fiction) i Neil Gaiman (prekursor powieści graficznej). Jakby tego było mało, grają giganci tacy jak Anthony Hopkins i John Malkovich. Mieliśmy więc prawo oczekiwać pełnej rozmachu, ale poważnej, epickiej opowieści. Niestety Beowulf to absurdalnie eklektyczny twór, któremu bliżej do owego "na lodzie" niż do arcydzieł kina fantasy.
W VI w. n.e. duńskie królestwo pustoszy straszliwy demon — Grendel. Na dwór króla Hrothgara (Hopkins) przybywają kolejni śmiałkowie. Wszyscy giną. Do czasu kiedy na wprost Grendela staje na wpół legendarny bohater ludowych opowieści Beowulf. Ten nie tylko uśmierca potwora, ale — by ostatecznie położyć kres złu — wyrusza, by walczyć z dalece bardziej niebezpieczną matką demona. Potworzyca ukazuje mu się pod postacią pięknej kobiety (Angelina Jolie), uwodzi go i zawiera z nim układ. Beowulf powraca na dwór Hrothgara, obwieszcza swoje zwycięstwo i przejmuje władzę. Ale za kłamstwo przyjdzie mu jeszcze zapłacić.
Żyjemy w czasach szalejącego postmodernizmu — łączenie w jedno wielu różnych gatunków stanowi dziś standard. Ale to, czego dopuścili się twórcy Beowulfa, to prawdziwe kuriozum. Pierwsze sceny epatują nastrojem prawdziwej, wczesnośredniowiecznej sagi. Jest mrocznie, heroicznie i dostojnie. Chwilę później pojawiają się w tym świecie bohaterowie nakreśleni z psychologiczną głębią właściwą jedynie komiksom, i to tym najmniej udanym. Bohaterowie są po prostu groteskowi i sztuczni. Potem mamy długie sekwencje walk — te przypominają już jedynie filmiki reklamujące najnowsze gry komputerowe. Ale po mniej więcej 45 minutach demonstrowania owej gry komputerowej twórcy najwyraźniej przypominają sobie o literackim pierwowzorze i na gwałt próbują dopisać swoim postaciom coś na kształt głębokiej psychologii. Powraca temat winy i kary, nad Beowulfem zawisa złowieszcza klątwa. Ale tylko na chwilę — dalej znów króluje sieczka na poziomie — przepraszam, nie znajduję innego porównania — wspomnianej gry komputerowej. I tak dalej. Że głupie to wszystko, to jeszcze pół biedy. Gorzej, że najzwyczajniej nudne.
Tak naprawdę ten film jest jedynie rozdmuchaną demonstracją kilkunastu nowatorskich ciekawostek z dziedziny komputerowej animacji. Zrealizowano go przy użyciu technik — nie pytajcie mnie, co to dokładnie oznacza — Real D, Dolby Digital 3D oraz IMAX 3D. Prezentowany w kinach IMAX 3D jest dziełem trójwymiarowym — i w tym sensie jest rzeczywiście efektowny — kły atakującego smoka naprawdę zatrzymują się centymetry przed twarzami widzów itd. Dużo gorzej wypada będąca główną atrakcją Beowulfa technika "performance capture". Tutaj należy się czytelnikowi kilka słów wyjaśnienia. Ponoć robi się to tak: aktor zostaje ubrany w naszpikowany elektronicznymi czujnikami kombinezon, tymi samymi czujnikami oblepia mu się twarz. Tak przystrojony cyborg gra bez dekoracji, kostiumów, charakteryzacji, świateł — dosłownie bez niczego. Impulsy z kombinezonów i masek idą wprost do komputera, gdzie można je dowolnie obrabiać. Nie przeczę, być może kiedyś ta technika pozwoli realizować projekty niemożliwe. Na razie nieprzebrana ilość tzw. efektów ubocznych czyni całą konstrukcję groteskową. Pozbawieni jakiegokolwiek kontekstu aktorzy grają sztucznie i manierycznie. I to aktorzy tacy jak np. Malkovich. W dodatku całość wygląda skrajnie nienaturalnie, Beowulf naprawdę przypomina najwyżej grę komputerową najnowszej generacji. W porównaniu z tradycyjnym kinem aktorskim wypada mniej więcej tak jak Toy Story w zestawieniu z Ratatujem. Twórcy zachwycają się nieograniczonymi możliwościami "performance capture", z entuzjazmem oznajmiają: teraz niski grubas może zagrać dwumetrowego wikinga — po prostu nałożymy na siebie dwie postacie. Dowolnie odmłodzimy, postarzymy — no wszystko, co chcecie. Z pełnym przekonaniem twierdzę — od dawna ten sam efekt można uzyskać przy pomocy konwencjonalnej pracy dwóch ludzi — charakteryzatora i operatora. I wygląda to wtedy jak film, a nie przedpotopowa animacja. Nie wierzycie? Najprostsze przykłady: wiecie, ile w rzeczywistości ma wzrostu odtwarzający gigantycznego wojownika Johna Rambo Sylvester Stallone? 168 cm. Po prostu dobiera się do niego niższych aktorów i nieco inaczej kadruje. Albo inaczej — ile widzieliście filmów, w których jeden aktor odgrywa role młodzieńca, mężczyzny w średnim wieku i starca? Mnóstwo, prawda? Bo od tego są charakteryzatorzy.
Być może "performance capture" zrewolucjonizuje kiedyś kino. Ale na razie jest to raczkująca technika tak pełna niedoskonałości, że ciężko traktować ją serio. Podobnie 3D — w sumie fajnie, kiedy obraz wychodzi z ekranu. Ale prosta manipulacja perspektywą jest nienaturalna dla naszej percepcji, szybko zaczyna męczyć i drażnić. A zresztą, wykonajcie prosty eksperyment — oglądając Beowulfa w 3D, przechylcie głowę, połóżcie ją na ramieniu — obraz natychmiast traci ostrość. I takie to są w sumie cuda.
Owszem, być może recenzenci podobnie reagowali na pierwsze filmy dźwiękowe, kolorowe itd. O magii kina stanowi także jego nieustanny rozwój. Wszystko to nie zmienia jednego faktu: Beowulf to nie jest dobry film. Przeciwnie, to film nieudany. Nudny, sztuczny, wręcz groteskowy. Taki na jedną gwiazdkę. Drugą daję za odwagę w poszukiwaniu nowych form dla opowiadania historii. Z nadzieją, że następcy Zemeckisa nie zapomną właśnie o tym — że trzeba mieć jeszcze historię do opowiedzenia.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze