„Gambit turecki”, Borys Akunin
LEWI • dawno temuStałam w kolejce do kasy w Empiku, gdy zza pleców dobiegły mnie wygłaszane po rosyjsku, lecz nie do mnie skierowane, wymieniane w 4-osobowej grupce pochlebne uwagi na temat autora trzymanej przeze mnie w ręku powieści kryminalnej pt. „Gambit turecki” - Borysa Akunina. To przypadkowe zetknięcie się z opinią płynącą prosto z ust narodu, w którego języku ojczystym utwór powstał, a także w którego realiach historycznych, kulturalnych i społecznych została umiejscowiona akcja, wzmogło we mnie i tak już rozbudzone artykułami prasowymi zaciekawienie bestsellerową serią powieści detektywistycznych z Erastem Fandorinem w roli głównej.
Stałam w kolejce do kasy w Empiku, gdy zza pleców dobiegły mnie wygłaszane po rosyjsku, lecz nie do mnie skierowane, wymieniane w 4-osobowej grupce pochlebne uwagi na temat autora trzymanej przeze mnie w ręku powieści kryminalnej pt. „Gambit turecki” - Borysa Akunina. To przypadkowe zetknięcie się z opinią płynącą prosto z "ust narodu", w którego języku ojczystym utwór powstał, wzmogło we mnie i tak już rozbudzone artykułami prasowymi zaciekawienie bestsellerową serią "Przygód Erasta Fandorina". Teraz, po lekturze nie tylko „Gambitu tureckiego”, ale i dwóch innych książek z w/w serii, odczuwam zawód i mam słuszne podstawy, by ponarzekać na ich liczne wady. Z drugiej strony, nie mogę skrywać, że do śledzenia dalszych losów Erasta Fandorina nikt mnie nie zmuszał, tak jak nikt nie każe mi obżerać się czekoladkami, chociaż moje racjonalne „ja” jest ich wielkim wrogiem.
Borys Akunin pisze tak, jakby chciał trafić do wszystkich Rosjan, schlebiając sprytnie, w sposób mniej lub bardziej zamaskowany, wspólnym dla większości z nich gustom i poglądom. Jednocześnie rosyjski “pisarz roku 2000” nie traci z oczu ani na chwilę rozrywkowego charakteru swojego pisarstwa, dzięki czemu czytelnik nie rosyjskojęzyczny, mający blade pojęcie zarówno o historii, jak i doraźnych problemach Rosji, skonsumuje „Gambit turecki” równie gładko jak jego angielskie pierwowzory o Sherlocku Holmesie czy Herculesie Poirot. Borys Akunin jest bowiem zdolnym, dowcipnym gawędziarzem, który ciepłym głosem narratora rosyjskiej bajki o carewiczu Iwanie snuje swą opowieść o kraju, w którym kiedyś lepiej się żyło, a jego mieszkańcy kompleksów wobec reszty Europy i cywilizowanego świata czuć nie musieli. Inną kwestią jest, czy amator kryminałów będzie potrafił go do końca z równą uwagą słuchać, bowiem Akunin, jako autor szpiegowskiej intrygi, zawodzi i z umiarkowanym powodzeniem wciąga nas do zabawy.
Na tle pozostałych dwóch wydanych w Polsce książek o przygodach Erasta Fandorina: „Azazela” i „Lewiatana”, „Gambit turecki” wyróżnia się jako powieść z ambicjami. Ten tom przygód błyskotliwego carskiego tajniaka nawiązuje, oczywiście nie w wymiarze intelektualnym i artystycznym, do jednej z najwybitniejszych powieści nie tylko rosyjskiej, ale i światowej literatury - „Wojny i pokoju”. W dziele Tołstoja, podobnie jak w historii szpiegowsko-kryminalnej Akunina, fabuła rozgrywa się w scenerii działań wojennych, tak ważnych dla przyszłości Rosji; pojawiają się car i kwiat rosyjskiej arystokracji; główni bohaterowie, poza Fandorinem, to narwana i kochliwa panienka z dobrego domu oraz rywalizujący o jej względy romantyczni, nieobliczalni i nieustraszeni w boju (ech, ta słowiańska dusza) oficerowie; bieżące problemy są pretekstem do dyskusji o przyszłości Rosji, jej misji, jeśli takową ma do spełnienia, geopolityce, rozdarciu między Wschodem a Zachodem…
Rozumiem, że Rosjanie czytają „Gambit turecki” także jako powieść „ku pokrzepieniu serc”, lecz z prawdziwym, trzymającym w napięciu kryminałem tego typu proza ma niewiele wspólnego. Co gorsza, autor nie dostarcza czytelnikowi wystarczających danych, na podstawie których tenże mógłby spekulować, tworzyć hipotezy i „obstawiać” winnego. Rozwikłanie tajemnicy nie dostarcza zatem przyjemności, płynącej właśnie z tego, że czytelnik dał się zaskoczyć, skoro nie dane mu było zaangażować się w to zadanie. Pod tym względem dużo lepszym kryminałem, chociaż mniej ciekawą powieścią, jest „Lewiatan”. Ale i w tej części przygód radcy Fandorina Borys Akunin nie zmniejszył znacząco dystansu dzielącego go od autorki „Morderstwa w Orient Ekspresie”; aby uczynić rozwiązanie zaskakującym posuwa się do zabiegów, które są niczym innym jak oszukiwaniem czytelnika.
Jednak mój największy zarzut wobec Akunina dotyczy stworzonej przez niego postaci genialnego detektywa-tajniaka Erasta Fandorina, który — choć postępowy, wykształcony, zeuropeizowany — reprezentuje typ urzędnika-patrioty, który jest najtrwalszym filarem takich „zamordystycznych” reżimów jak ten, który, mimo globalnego ocieplenia, niecałkiem odpuścił u naszego dużego sąsiada. No i zbyt przypomina mi obecnego prezydenta Rosji — Władimira Putina. Obydwaj, Putin i Fandorin, rozpoczęli swą karierę w służbie wywiadu na placówce zagranicznej. Co więcej, obydwie te postaci łączy szereg upodobań i cech osobistych, których lista jest zbyt długa, bym uznała tę zbieżność za przypadkową. Podobnie jak bijący rekordy popularności w społeczeństwie obecny prezydent Rosji, Erast Fandorin jest wstrzemięźliwy w spożyciu alkoholu, chłodny i rzeczowy, budzi respekt u partnerów zagranicznych, zna języki obce; ma w sobie ten magnetyczny urok, wobec którego rosyjskie kobiety nie potrafią pozostać obojętne, zaś bez względu na płeć wzbudza powszechną sympatię i zaufanie; w manierach, stroju, gustach zorientowany na zachód, ale siłę i spokój wewnętrzny czerpie ze wschodnich sztuk walki. I wreszcie, obydwaj mają lekceważący stosunek do demokracji, czego być może ten z krwi i kości otwarcie nie zadeklarował, lecz jego czyny, jak rzadko którego człowieka, świadczą dobitnie o jego niechęci do wynalazku ateńskiego.
Jednak nie Putina chcę (przynajmniej w tym miejscu) krytykować, lecz autora serii „Przygód Erasta Fandorina” za to, że postać swojego głównego bohatera stworzył w oparciu o sondaże opinii publicznej, dla niepoznaki poprószył mu skronie siwizną, obdarzył ekscentrycznymi nawykami jak na prawdziwego detektywa przystało, et voila - pierwsi lepsi napotkani Rosjanie pieją z zachwytu na widok okładki "Gambitu tureckiego". Takie pisarstwo to nie wirtuozeria — to rynkowa skuteczność.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze