"Mężczyzna z laserem. Historia szwedzkiej nienawiści", Gellert Tamas
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuZe względu na temat „Mężczyzna z laserem” jest książką fascynującą. Dostajemy nie tylko wnikliwy portret mordercy, ale i głęboki wgląd w szwedzkie społeczeństwo. Niestety, jest to również książka wyjątkowo nieudolnie napisana.
Ćwierć wieku temu Szwecja była zupełnie innym krajem, niż jest dzisiaj. Masowo osiedlający się emigranci (głównie pochodzenia arabskiego) zaczęli budzić żywiołowy sprzeciw organizacji i partii, przynajmniej umownie związanych z prawicą. Zjawisko, jak się wydaje, miało szerszy wymiar niż działalność grupek skinhedów. W parlamencie pojawili się populiści, nawołujący do rozprawienia się z przybyszami, na ulicach zrobiło się niewesoło. Przypomnijmy, że Szwecja należy do państw o bardzo dobrze rozbudowanej opiece socjalnej. Prawo skonstruowano w sposób utrudniający emigrantom korzystanie z tych dobrodziejstw. Niemniej, powstał ferment, z którego skorzystał John Ausonius. Należy przyznać, w bardzo szczególny sposób.
Naprawdę nazywał się inaczej, kilkukrotnie zmieniał nazwisko, a jego losy są, w pewnym aspekcie, typowym przykładem życia nieudacznika. Inteligentny, o ogromnych ambicjach, nie może odnaleźć się w społeczeństwie. Jednego dnia jest kloszardem, drugiego biznesmenem. W końcu, zaczyna napadać na banki i urzędy pocztowe. Wybiera je starannie, a zdobyte tą drogą pieniądze natychmiast przepuszcza w kasynach.
Ausonius ma świadomość, że napady z bronią w ręku to nie przelewki. Boi się, że może zostać złapany. Pomysł, na jaki wpada jest równie błyskotliwy, co makabryczny. John kupuje kilka sztuk broni i zaczyna strzelać do emigrantów. Czai się w ciemności, używa laserowego celownika. Z klikunastu ofiar umiera, na szczęście, tylko jedna. Szwedzka policja zostaje postawiona w stan podwyższonej gotowości. Gliniarze penetrują środowisko skinhedów i nikt nie ma czasu zainteresować się napadami na małe placówki bankowe…
Ta historia wydarzyła się naprawdę. Gellert Tamas poświęcił wiele czasu i pracy na zbieranie materiałów, spotkał się również z Johnem Ausoniusem, dożywotnio osadzonym. Czytając niektóre fragmenty po prostu nie mogłem uwierzyć, że autor jest cenionym dziennikarzem, zdobywcą nagród i tak dalej. Zdania są rozwlekłe, dialogi drętwe, sam pomysł fabularyzowania tej historii trudno uznać za trafiony. Gdyby za temat zabrał się ktoś z lepszym piórem, „Mężczyzna z laserem” byłby rewelacją, tak jest tylko dobrze.
Mam, oczywiście, swoją interpretację poczynań Johna Ausoniusa. Fryderyk Nietzsche w „Tako rzecze Zaratustra” przedstawia sylwetkę bladego przestępcy. Tłumaczy, że ten zbrodniarz nie mordował dla pieniędzy, lecz łaknął „szczęścia noża”. Zabierając pieniądze próbował uzasadnić tę radość mordowania. Myślę, że w wypadku Ausoniusa było podobnie. John nie strzelał do ludzi, by móc w spokoju rabować banki, ale rabował banki, aby dać sobie jakiś kruchy powód do mordowania. Dlatego też przepuszczał pieniądze w kasynie – był dość inteligentny i opanowany, aby zrozumieć, że tam nie da się wygrać. On chciał przegrać. Tylko wówczas miałby pretekst, żeby wziąć broń i zaczaić się w ciemności, na kogoś niewinnego.
Wbrew autorowi, „Mężczyzna z laserem” jest poruszającą opowieścią o irracjonalnym pędzie do zabijania i o sposobach, w jaki można ten pęd racjonalizować. I tylko język boleśnie zgrzyta.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze