„Chłopiec który zaginął”, Dror A. Mishani
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuTo opowieść o ciemności, która kryje się w każdym z nas, o niemożliwości szczerej rozmowy i samotności wśród tłumu. Wszyscy są tutaj w jakiś sposób skażeni. Splot ułomności wiedzie ku gorzkiemu, tragicznemu zakończeniu. A potem pojawia się promyk słońca. Powieść zamykają słowa „ciąg dalszy nastąpi”. Widywałem je aż za często. Dawno nie sprawiły takiej radości.
Dlaczego w Izraelu nikt nie pisze książek w stylu Agathy Christie? pyta inspektor Awi Awraham i sam sobie udziela odpowiedzi: bo u nas nie ma takich przestępstw. Nie mamy seryjnych morderców, porwań, prawie nie ma gwałcicieli atakujących kobiety na ulicy (…). U nas po prostu nie ma wielkich tajemnic. Od takich słów zaczyna się „Chłopiec który zaginął”. Wkrótce Awi Awraham gorzko ich pożałuje.
Sprawa wygląda na banalną. Szesnastoletni Ofer wyszedł z domu i nie wrócił. Zostawił telefon komórkowy. Awi Awraham zetknął się z wieloma podobnymi przypadkami i bagatelizuje sprawę. Ofer najprawdopodobniej upił się, zaćpał, wylądował z jakąś dziewczyną i wkrótce wróci. Ale nie wraca. Śledztwo zyskuje na powadze, zwłaszcza, gdy na jaw wychodzą kolejne informacje o chłopaku i jego rodzinie. Ofer, syn prostego marynarza i zahukanej kobieciny, zmuszany do opieki nad siostrą z zespołem Downa dusił się w domu i marzył o karierze aktorskiej. Wydawało mu się, że nikt go nie rozumie. Uciekł, czy popełnił samobójstwo? A może został zamordowany? Nieoczekiwaną pomoc przynosi sąsiad, który udzielał mu korepetycji z angielskiego. Facet jest zaburzony i jak większość wariatów ma dość szczególny wgląd w sprawę.
Nie będę owijał w bawełnę. Powieść wprawiła mnie w zachwyt i osłupienie, błyskawicznie plasując się na wysokim miejscu w moim prywatnym rankingu najlepszych książek minionego roku. Z pozoru banalna intryga z każdą stroną zyskuje na gęstości, a Dror A. Mishani zna zasady gatunku i bezbłędnie manipuluje czytelnikiem. Gdzieś w połowie lektury cieszyłem się myśląc, że rozwiązałem tajemnicę przed sympatycznym detektywem i rzeczywiście, moje domysły były trafne. Diabeł tkwi jednak w szczególe. Okoliczności Oferowego losu okazały się tyleż zaskakujące, co zdolne wstrząsnąć nawet najbardziej bezdusznym czytelnikiem. Wątpliwość, zasiana na ostatnich stronach jeszcze to podkręca.
To opowieść o ciemności, która kryje się w każdym z nas, o niemożliwości szczerej rozmowy i samotności wśród tłumu. Wszyscy są tutaj w jakiś sposób skażeni. Awi Awraham tkwi w policyjnych stereotypach i dawno już utracił zdolność wyjścia naprzeciw drugiemu człowiekowi. Gdyby przez chwilę pomyślał, okazał odrobinę serca, śledztwo z pewnością skończyłoby się szybciej. Sąsiad-korepetytor rozpaczliwie łaknie jakiejkolwiek bliskości, spaceruje na skraju przepaści i nawet o tym nie wie. Rodzice nie znali własnego syna. Syn znał ich aż za dobrze. Splot wszystkich tych ułomności wiedzie ku gorzkiemu, tragicznemu zakończeniu. A potem pojawia się promyk słońca.
Powieść zamykają słowa „ciąg dalszy nastąpi”. Widywałem je aż za często. Dawno nie sprawiły takiej radości.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze