Humanista w cyberprzestrzeni
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuDziś klasyczna humanistyka jest w odwrocie. Coraz mniej osób studiuje polonistykę (podobno najmniej atrakcyjny finansowo kierunek), historię, kulturoznawstwo, filozofię i pedagogikę. Chociaż wciąż są amatorzy tego typu studiów, to decydując się np. na polonistykę wiedzą, że po pięciu latach nauki znalezienie pracy w wyuczonym zawodzenie będzie albo niemożliwe, albo całkowicie nieopłacalne. Właśnie dlatego uczelnie humanistyczne dwoją się i troją, by przyciągnąć kandydatów. Stąd takie specjalizacje jak: dziennikarstwo, komunikacja społeczna, edytorstwo i logopedia. Całkiem słusznie. Tylko czy jest to właściwa reakcja na zmieniające się czasy, w których internet i nowoczesne technologie odgrywają dominującą rolę? Czy polonista albo filozof w erze Web 2.0 to człowiek archaiczny, spoza intelektualnego mainstreamu?
Żyjemy w świecie intelektualnych skrótów, które – niczym piktogramy na lotnisku – mają nam w szybki, precyzyjny sposób przekazać informację. Nie ma tu miejsca na dwuznaczności, zabawę słowem i przemycanie ukrytych znaczeń. Dlatego przyzwyczailiśmy się do czytania tytułów i nagłówków artykułów lub przeglądania zdjęć w gazetach. Przecież tekst dłuższy niż kilkanaście zdań to dowód na to, że dziennikarz po prostu się rozgadał i nie potrafił – tak jak autorzy ściąg z omówieniami lektur – wyłożyć nam istotę sprawy. Zauważyli to naukowcy i nauczyciele, którzy zajęli się współczesną maturą, rezygnując z klasycznego wypracowania na rzecz testu sprawdzającego to, czy maturzysta w ogóle coś zrozumiał po przeczytaniu kilku wybranych akapitów. Bo z tym rozumieniem jest tragicznie. A że maturę ktoś zdać musi, trzeba było tak przygotować testy, by uczeń wykształcony na brykach mógł dostać odpowiednią ilość punktów. Co więc ma zrobić nauczyciel, który świeżo po ukończeniu studiów przyszedł do pracy, naładowany wiedzą i energią oraz z ambicjami, by nieść kaganek oświaty? A zamiast chłonnych umysłów znalazł przeciętniaka wyposażonego w namiastkę wiedzy, z którą nic nie można zrobić? Przecież na studiach młody absolwent do granic możliwości poznawał średniowieczną literaturę, interesował się twórczością Skamandrytów oraz tropił ślady orientalnej filozofii w literaturze Młodej Polski! Można się tylko załamać.
Nad problemem humanistyki w świecie nowoczesnych technologii zastanawiał się Edwin Bendyk, publicysta Polityki, współautor Niezbędnika inteligenta. Cywilizacja 2.0. Świat po rewolucji informatycznej. Otóż w tekście Humanistyka 2.0 Bendyk pisze, że już teraz na renomowanych amerykańskich i brytyjskich uczelniach powstają nowe kierunki studiów humanistycznych. To kulturomika, analityka kulturowa i software studies: Baza Google powstała przy wsparciu interdyscyplinarnego zespołu uczonych (co ciekawe, nie było wśród nich ani jednego humanisty), którzy 16 grudnia 2010 r. opublikowali artykuł w magazynie Science, wprowadzając do humanistyki nowe pojęcie: culturomics (kulturomika), oznaczające ilościową analizę kultury poprzez badanie olbrzymich baz danych. Pojęcie to nawiązuje bezpośrednio do genomiki, dziedziny biologii zajmującej się badaniem danych powstałych na podstawie rozkodowywania, mapowania i sekwencjonowania genomów kolejnych organizmów. Humaniści przyglądają się z ostrożnością kulturomicznym ambicjom, podkreślając, że same dane to nie wszystko, najważniejsza jest ich interpretacja – tego komputer nie zrobi. Rzeczywiście, jeśli przyjrzymy się publikacjom z wiktoriańskiej Anglii, okaże się, że w 1832 roku gwałtownie wzrosło zainteresowanie pojęciami syntaksa i prozodia. Wydawać by się mogło, że to dowód na popularność krytycznej dyskusji o poezji (oba te pojęcia zaczerpnięte są z literaturoznawstwa). Gdybyśmy jednak głębiej zajęli się tematem, odkrylibyśmy, że Syntax i Prosody to imiona dwóch wyścigowych koni, które wtedy odnosiły spektakularne sukcesy. Interpretacyjny błąd popełni zapewne ktoś, kto po przejrzeniu kilku linków dojdzie do wniosku, że odkrył poetyckie zainteresowania mieszkańców Wielkiej Brytanii. Ale to specjalista od cyberkultury pogrzebie głębiej, niczym detektyw analizując tytuły prasowe, kroniki towarzyskie i fotografie z tamtej epoki. Dzięki bazie danych Google, liczącej obecnie ponad 5 milionów publikacji, będzie to możliwe. Jednak potrzebne są do tego umiejętności internetowego researchera.
Rozwiązanie jest więc paradoksalnie proste. Wprowadzić do humanistyki więcej informatyki. Jeśli przyjmiemy słuszne założenie, że humaniści to specjaliści od języka (przynajmniej teoretycznie), uczmy humanistów copywritingu i redagowania stron internetowych. Wrażliwość na dwuznaczność niektórych formułowań, znajomość stylistyki i ortografii oraz językowa wyobraźnia – takie cechy powinny charakteryzować każdego dobrego copywritera. A do redagowania stron www wcale nie trzeba być informatykiem. Wystarczy znajomość podstawowych skrótów do adiustacji tekstu, by we współpracy z webmasterem wrzucać na stronę interesujące informacje. Z tym związany jest marketing w mediach społecznościowych. To humaniści przede wszystkim powinni odpowiadać za komunikację firmową na Facebooku czy NK.pl. Przecież social media marketing to żywioł codziennej, żywej komunikacji opartej na zrozumiałych sformułowaniach, użytych według precyzyjnej strategii marketingowej, która ma sprzedać produkt lub zainteresować usługami firmy.
Dziś trwa debata na temat tego, jak powinna wyglądać edukacja na lekcjach historii. Niektórzy twierdzą, że należy dokładnie omówić każdą epokę, od prehistorii aż po współczesność. Są też specjaliści, którzy chcieliby zająć się głównie wiekiem XX (na niego zawsze przypada najmniej godzin lekcyjnych). Dzięki temu uczniowie poznaliby współczesne mechanizmy historii, polityki i ekonomii. Bo aby lepiej zrozumieć współczesność, trzeba zagłębić się w historię, ale tę nieodległą, związaną właśnie z wiekiem XX. Znajomość genealogii Jagiellonów jest tu zupełnie niepotrzebna.
Może takim zabiegom należałoby poddać również studia humanistyczne, już od pierwszego roku wprowadzając przedmioty związane z nowoczesnymi technologiami, a rezygnując z informacji, które zapominamy tuż po egzaminach. Może na polonistyce za dużo jest poezji Morsztyna lub Kołłątaja, a za mało podstaw redagowania tekstu?
Nic dziwnego, że dziś najpopularniejsze są kierunki techniczne. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego stworzyło nawet program kierunków zamawianych, czyli takich, które – paradoksalnie – nie są oblegane przez studentów, a generują specjalistów potrzebnych dziś na rynku pracy. I tak, w przypadku województwa mazowieckiego, do kierunków zamawianych należy: informatyka, matematyka, biotechnologia, budownictwo, fizyka i chemia. Co ważne, program zakłada motywacyjne stypendia dla najlepszych studentów w wysokości 1000 zł. Dla przyszłych żaków rozwiązanie jest banalnie proste.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze