"Kobiety pragną bardziej", Ken Kwapis
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuZekranizowany poradnik, który kręci się wokół spraw damsko-męskich. Znajdziemy serię recept: jak skuteczniej odczytywać zakamuflowane sygnały słane przez płeć przeciwną, jak radzić sobie w konkretnych sytuacjach (kiedy on nie dzwoni, nie odpowiada na twoje telefony, nie sypia z tobą itd.). Dostaje się kobietom, dla których zainteresowanie mężczyzn jest jedyną miarą ich wartości. Jeszcze ostrzej dostaje się paniom, które zawsze znajdują usprawiedliwienie dla każdego zachowania partnera.
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Świat się kończy. Nie od dziś wiadomo, że Hollywood to przede wszystkim maszyna do zarabiania pieniędzy. I dlatego ekranizowano tam już setki wątpliwej jakości powieści, dzienników, pamiętników. Oby tylko ich treść kręciła się wokół spraw damsko-męskich — to zawsze się sprzeda. Ale żeby od razu ekranizować poradnik?
Z taką sytuacją mamy właśnie do czynienia. Wpierw scenarzyści Seksu w wielkim mieście napisali poradnik dla zbłąkanych duszyczek. Serię recept: jak skuteczniej odczytywać zakamuflowane sygnały słane przez płeć przeciwną, jak radzić sobie w konkretnych sytuacjach (kiedy on nie dzwoni, nie odpowiada na twoje telefony, nie sypia z tobą itd.). A że poradnik stał się bestsellerem, szybko przeniesiono go na duży ekran.
Początkowo mogło wydawać się to trudne — książka to seria luźnych recept, nie ma tam żadnej konkretnej fabuły. Ale przecież autorzy są twórcami Seksu w wielkim mieście. A więc o duszy współczesnej kobiety (przynajmniej we własnym mniemaniu) wiedzą wszystko. Zaszczepić swe idee w realnym życiu — toż to dla nich pestka! I tak rzecz dzieje się (kto zgadnie?) w korporacyjnym biurze, gdzie koleżanki z sąsiadujących ze sobą boksów w tzw. przestrzeni otwartej w nieskończoność wałkują wspólne zmartwienia. A że lektura wspomnianego poradnika obiecuje rozwiązać wszystkie problemy czytelniczek, również powstały na jego kanwie film chce zaoferować tzw. szeroką refleksję. I tak pierwszoplanowych bohaterów mamy tutaj całą armię, a głównych wątków — kilkanaście. Trudno streścić tę (bardzo mało klarowną) fabułę, ale pokrótce: główną bohaterką i narratorką jest Gigi, słodka idiotka bez przerwy marząca o randkach, na które nikt jej nie zaprasza. Sąsiednie boksy zaludniają: żyjąca w pozornie szczęśliwym związku Beth grana przez Jennifer Aniston (szczęście to jest pozorne, dlatego, że jej wybranek, którego gra Ben Affleck, ani myśli się żenić), Janine (Jennifer Connelly), która swojego chłopaka (Bradley Cooper) co prawda zmusiła do ślubu, ale właśnie odkrywa, że romansuje on z seksowną Anną (Scarlett Johansson). Dalej mamy zagubioną w świecie internetowych randek Marry (Drew Barrymore) itd.
Kobiety pragną bardziej to film perfidnie przekłamany, bo jego początek wydaje się obiecujący. Twórcy sugerują, że stereotypy będą tutaj wyśmiane, a co najmniej potraktowane ironicznie. I rzeczywiście — przez pierwsze pół godziny niezbyt ostre ostrze humoru zostaje wykorzystane w słusznej sprawie dekonstruowania błędnych, acz powszechnych przekonań. Dostaje się kobietom, dla których zainteresowanie mężczyzn jest jedyną miarą ich wartości. Jeszcze ostrzej dostaje się paniom, które zawsze znajdują usprawiedliwienie dla każdego zachowania partnera (jeżeli nie dzwoni, na pewno zgubił numer telefonu; jeżeli nie zakochał się we mnie, musi być gejem itd.). I jest to refleksja udana — faktycznie optymizm, z jakim kobiety odbierają każdy męski sygnał, zasługiwał na takie właśnie ironiczne potraktowanie. Dalej twórcy biorą w obronę singli i wolne związki, których celem jest prawdziwe uczucie, a nie jak najszybsze dotarcie do (zdaniem wielu pań) jedynego sensownego rozwiązania, czyli małżeństwa.
Ale to wszystko jedynie pozory. Podobną optyką posługiwała się inna, niedawno obecna na naszych ekranach komedia Cztery gwiazdki. W obu filmach tupetu starczyło twórcom mniej więcej na pierwsze pół godziny. Dalej rzecz wygląda, jakby autorzy przestraszyli się własnej refleksji i prędko naprawili "błędy". Tzn. wyśmianym chwilę wcześniej stereotypom błyskawicznie oddali bezwzględną słuszność, a dalej (niestety w mocno egzaltowany sposób) wystawili im pomnik (jeżeli nie ołtarz). I tak, koniec końców, dowiecie się, panie, że musicie być słodkimi i naiwnymi idiotkami, bo tylko takich kobiet mężczyźni naprawdę pragną. Gdybyście miały inne wątpliwości, to bez obaw, ten film wyjaśni wam wszystko: dowiecie się, że każda singielka jest w istocie potworną frustratką, a każdy związek nieprowadzący do szybkiego ślubu — kłamstwem co się zowie. Jeżeli wasze zainteresowania ograniczają się wyłącznie do facetów, to naprawdę nie macie się czego wstydzić itd. I tak ten z początku ciekawy i przekorny film szybko podąża w stronę refleksji, jaką (zawsze po nieprzespanych z nerwów nocach) przekazują wnuczkom babcie ("zobaczysz, on cię wpędzi w lata!").
Pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego to skierowane przede wszystkim do kobiet kino jest w gruncie rzeczy wykładnią męskiego szowinizmu? Może chodzi o to, by wyciągnięty (zwykle siłą) na tego typu projekcję partner bez sarkania wytrzymał do końca seansu? I wyszedł z kina dowartościowany przekonaniem, że świat jego partnerki na nim się zaczyna i kończy? Naprawdę nie wiem.
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
I żeby wszystko było jasne — autor tego tekstu nie jest podstarzałą, ostrzyżoną na zapałkę, wojującą feministką w trampkach. Przeciwnie, jestem mężczyzną i bardzo kocham inteligentne kobiety. Dlatego namawiam: nie dajcie się portretować w ten sposób. Żyjemy w kapitalizmie, a więc rządzi konsument głosujący nogami (w tym wypadku kupujący bilet do kina). Nie dajcie się zwariować. Po prostu bojkotujcie takie filmy!
![](https://i.wpimg.pl/100x0/m.autokult.pl/vnjbcw5keq8ribvkghb0gmh4-6388312.png)
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze