Kobiety nie pragną już rycerzy!
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuDziś rycerz jest figurą przestarzałą, niedostosowaną i śmieszną. Więcej nawet! Rycerz został synonimem bezradności. Taki palant, okuty w zbroję samczych zachowań dowodzi każdym swoim krokiem, że nie zna współczesnych mu kobiet i nie wie, czego one naprawdę potrzebują. Rozbraja granat młotkiem. Wyrusza kombajnem, żeby zbierać kwiaty. Większego palanta ze świecą szukać. Nie wiem, czego kobiety teraz oczekują. Nie chcą rycerzy, w porządku. Ale czego pragną w zamian?
Pamiętacie jeszcze Don Kichota? Ten starzec z powieści Cervantesa oszalał od czytania średniowiecznych romansów, wsiadł na konia, założył miskę na głowę i walczył z wiatrakami, myśląc, że to smoki. Zabijał potwory, których nie było, świat śmiał się z niego, aż w końcu Don Kiszot umarł, zabity przez własne, mężne serce i własne złudzenia.
Współczuję Don Kiszotowi, gdyż sam przynależę do ginącego już, rycerskiego rodu. Puszczam kobiety przodem i całuję w rękę. Podaję nawet płaszcz i wstaję, gdy kobieta pojawia się w pomieszczeniu, w którym jestem. Kiedyś biłem się o koleżanki i gdyby ktoś, w moim towarzystwie obraził jakąś dziewczynę, dostałby ode mnie po gębie. Nawet teraz. Nie płaczę. Nie okazuję własnych słabości i unikam mówienia o uczuciach. W gruncie rzeczy, udaję, że nie mam żadnych uczuć. Chcę być wsparciem i obrońcą. Tak sobie wymyśliłem.
Głupie, prawda? Inaczej jednak nie umiem.
Jako rycerz, ostatnie wielkie zwycięstwo odniosłem dwa lata temu. Pojechałem z dziewczyną do Czarnogóry. Wynajęliśmy domek nad samym morzem. W dzień pływaliśmy w morzu, wieczorami piliśmy wino bądź rakiję. Fajnie było. Pewnego wieczoru okazało się, że nie mam kluczy. Nie mogliśmy dostać się do domku. Na szczęście, właścicielka mieszkała w pobliżu. Padł wyrok, sto euro za dorobienie.
Usiedliśmy z butelką rakii. Po paru kielichach zdołałem odtworzyć los kluczy. Siedziałem nad samym morzem, z nogami w wodzie, przyszła fala i wypłukała mi klucze z kieszeni kąpielówek. Wiedziałem mniej więcej gdzie. Ale co z tego? Klucze przepadły. Sto euro w plecy. Osuszyliśmy butelkę i poszliśmy spać.
Obudziłem się o świcie, pełen pustej energii, jaką oferuje jedynie pierwszy etap kaca. Pomyślałem: po moim trupie! Wskoczyłem w kąpielówki, zabrałem okulary do pływania i poszedłem nad morze. Woda była wciąż ciepła. Nurkowałem przez czterdzieści minut, aż wreszcie wyłowiłem te pieprzone klucze. Były jakieś dwadzieścia metrów od brzegu, na trzech metrach głębokości. Zdążyły już zardzewieć. Rozpoznałem je po breloczku.
Wracałem do domu przepełniony poczuciem dumy, którego nie sposób opisać, jakbym zamiast kluczy przynosił smoczy łeb, który właśnie odrąbałem. I co? Stanąłem w progu i wykrzyknąłem: „kochanie, wyłowiłem klucze!”.
W jej oczach zobaczyłem najpierw pretensje o to, że nie pozwalam spać. A potem proste pytania – po cholerę zrobiłeś to, Łukasz? Klucze kosztują 100 euro, po pięćdziesiąt na głowę. Niewiele. Można się zrzucić. A ty nurkowałeś prawie czterdzieści minut, na kacu, po paru godzinach snu. Mogłeś utonąć. Dla 100 euro. Dla głupich kluczy. Sam jesteś głupi!
Nie powiedziała tak. Ale wystarczyło spojrzenie.
Dotąd myślałem, że jestem rycerzem. Wtedy zrozumiałem, że tylko Don Kichotem, człowiekiem żyjącym w przeszłości, idiotą walczącym z wiatrakami. Nikt nie potrzebuje już rycerzy. Tylko my, rycerze nie potrafimy się z tym pogodzić.
Po prostu, nie wiem, czego kobiety teraz oczekują. Nie chcą rycerzy, w porządku. Ale czego pragną w zamian?
Rycerskość w moim rozumieniu nie wyklucza (a nawet zakłada) sprzątania, gotowania i opieki nad dzieckiem. Wykonuję, bądź wykonywałem wszystkie te czynności, a nawet zmywam i wyrzucam śmieci.
Mam okazać się miękki i uległy? Powinienem rozmawiać o swoich uczuciach? Przecież nie ma o czym! Moje uczucia są tylko zwyczajnymi uczuciami, niewartymi słów. A może chodzi o jakąś troskę o samego siebie, o krem pod oczy i zadbane paznokcie? Mam się zmiękczyć, golić włosy na klacie? Przecież i tak nie rosną!
Zadaję te głupie pytania tylko po to, by dać wyraz własnej bezradności. Nie ma innego powodu.
W tak zwanych dawnych czasach, rycerz (rozumiany dosłownie lub jako typ charakterologiczny) to był ktoś: twardziel, obrońca, Rambo. Kobiety kochały rycerzy. Rycerze mieli branie jak nikt inny, a wszyscy chłopcy najbardziej na świecie chcieli zostać rycerzami. Chodziło o przynależność do elit, do cudownego świata, gdzie leje się wino i trzaskają gumki od majtek.
A teraz – jak w tarocie. Karta rycerza została odwrócona, stając się swoim własnym przeciwieństwem.
Dziś rycerz jest figurą przestarzałą, niedostosowaną i śmieszną. Więcej nawet! Rycerz został synonimem bezradności. Taki palant, okuty w zbroję samczych zachowań dowodzi każdym swoim krokiem, że nie zna współczesnych mu kobiet i nie wie, czego one naprawdę potrzebują. Rozbraja granat młotkiem. Wyrusza kombajnem, żeby zbierać kwiaty. Większego palanta ze świecą szukać.
Jestem rycerzem, bo niczego innego nie potrafię. Powiedzmy wreszcie tę prostą prawdę.
Stosunek kobiet do rycerzy jest adekwatny. Traktują nas, biednych Don Kichotów jak słodkich durni. Jesteśmy niby zwierzę w cyrku, wyczyniające sztuczki. Ale warto dopowiedzieć, czasem dostaniemy w nagrodę cukierka. Prawdziwe życie jest poza cyrkiem. Gdzie – tego już nie wiem.
Mam niejasne przekonanie, iż na dnie swojego serca Don Kichot znał prawdę. Wiedział, że wiatrak jest tylko wiatrakiem, a nie żadnym smokiem. Nie chciał jednak żyć w prawdzie, a ja przyznaję mu rację. Smoki są dużo ciekawsze od wiatraków.
A ponieważ nie potrafię przestać być rycerzem, nadal nim pozostanę, godząc się na śmieszność. Ludzi za śmieszność się kocha. Być może nadejdą czasy, w których rycerze znów staną się potrzebni. Przecież zawsze byliśmy. Może nasza zbędność jest tylko chwilowa, może niechęć przeciw rycerstwu to nic więcej, jak głupi kaprys. Pewno nie, ale czegoś trzeba się chwycić.
Tymczasem, współczesne kobiety nie potrzebuja obrońców. Doskonale bronią się same.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze