"Chopper", reż. Andrew Dominik
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuTaki film musiał w końcu powstać. Chopper to biografia najsłynniejszego mordercy w dziejach Australii Marka "Choppera" Reada, psychopatycznego zboczeńca, który bez specjalnego powodu zamordował kilkanaście osób. Co znacznie ciekawsze, będący jak najbardziej autentyczną postacią Mark Read po odsiedzeniu stosunkowo krótkiego wyroku nie dość, że wyszedł z więzienia, to jeszcze spisał wspomnienia, w których otwarcie szczyci się i chwali popełnieniem dziewiętnastu morderstw.
Taki film musiał w końcu powstać. Chopper to biografia najsłynniejszego mordercy w dziejach Australii Marka "Choppera" Reada, psychopatycznego zboczeńca, który bez specjalnego powodu zamordował kilkanaście osób. Co znacznie ciekawsze, będący jak najbardziej autentyczną postacią Mark Read po odsiedzeniu stosunkowo krótkiego wyroku nie dość, że wyszedł z więzienia, to jeszcze spisał wspomnienia, w których otwarcie szczyci się i chwali popełnieniem dziewiętnastu morderstw. Szczyci się również ich zupełną przypadkowością. Ale że rzeczywistość czasami przerasta nawet najbardziej wymyślną fikcję, cała ta historia ma swój dalszy ciąg. Wydane drukiem wspomnienia odniosły ogromny sukces. Zachęcony powodzeniem Chopper pisał kolejne autobiograficzne książki, w których coraz bardziej realistyczne opisy swoich zbrodni coraz śmielej wzbogacał zabawnymi anegdotami. Powstałe w ten sposób dziewięć książek uczyniło z Choppera najbardziej poczytnego australijskiego autora. Przyniosły mu sławę i pieniądze, uczyniły z niego gwiazdę telewizji. W głowie się nie mieści? A jednak to wszystko prawda.
Utalentowany australijski reżyser Andrew Dominik ekranizację powieści Choppera wybrał sobie na temat debiutu. Powstał wyśmienity, sugestywny, poruszający i zmuszający do refleksji film. I jednocześnie jedna z najbardziej niemoralnych produkcji w dziejach kina.
Naprawdę, ten film można oceniać jedynie rozdzielając dwie określające go płaszczyzny. Płaszczyznę realizacyjną i etyczną. Realizacyjnie ten film jest majstersztykiem. Andrew Dominik to samorodny talent; już swoją pierwszą produkcją udowadnia, że czuje kino jak mało kto. Na najwyższe uznanie zasługuje praca odpowiedzialnych za zdjęcia Geoffreya Halla i Kevina Haywarda. Ich mdłe, czasem zgniłozielone, czasem bladoniebieskie zdjęcia robią ogromne wrażenie, ale dalekie są od efekciarstwa, konsekwentnie i spójnie budując atmosferę filmu. Doskonale zdaje egzamin muzyka Micka Harveya, na co dzień członka Nick Cave & The Bad Seeds. Harvey unika oczywistych efektów, nie ucieka się do zabiegów sztucznie kreujących nastrój zagrożenia, wybiera najprostszą i w tym przypadku najlepszą metodę — jego dźwięki kreślą obraz spalonej słońcem Australii, Chopper zabija zwykle w ciszy. Równie wyśmienity jest szybki, ale przejrzysty montaż.
Wszystko to blednie w zestawieniu z naprawdę niezwykłym aktorstwem. Odtwarzający postać Marka Reada Eric Bana to jeden z najbardziej znanych w Australii aktorów komediowych. Bana wykorzystał swoją szansę; udowodnił, że może zagrać wszystko. Jego Chopper jest odrażający, najchętniej widzielibyśmy go na krześle elektrycznym. To kreacja, która poraża autentyzmem, nie da się w nią nie uwierzyć. Co ciekawe, Bana i Dominik uzyskali efekt hiperrealizmu, omijając wszystkie możliwe uproszczenia i znane dotąd zabiegi scenariuszowe. Zwykle działa to na zasadzie: żeby potwora uczynić wiarygodnym, trzeba wyeksponować jego ludzkie strony, znaleźć w nim coś sympatycznego. Ale Dominik i Bana nie idą na łatwiznę. Nie przekonują nas, że winne są trudne dzieciństwo, środowisko, narkotyki itd. W miejsce tego serwują portret zimnego wykolejeńca, który po prostu jest taki, jaki jest. Mimo to siła kreacji Bany sprawia, że widz z zapartym tchem śledzi losy Choppera. Nie ma mowy o sympatii, ale pojawia się zainteresowanie, zdziwienie. To co niepojęte fascynuje. I tu dochodzimy do tej drugiej płaszczyzny — etycznej czy moralnej, jeżeli ktoś woli.
Z punktu widzenia etyki Chopper jest swoistym kuriozum. Wydarzeniem, którego nie da się w żaden sposób usprawiedliwić. Z kilku powodów — po pierwsze ten film nie daje i nie chce dawać żadnych odpowiedzi. Pozostawia ogromny niepokój, ale jest to niepokój, z którego nic nie wynika. Po drugie — jesteśmy świadkami absolutnego triumfu wielokrotnego zabójcy. Od małego pragnął zostać najsławniejszym w Australii seryjnym mordercą i w pełni swój cel zrealizował. Przy okazji zarobił mnóstwo pieniędzy. I to wydawało mi się kluczem do tego filmu, czymś, co usprawiedliwia fakt jego powstania. Bo można Choppera odbierać jako dzieło o ambicjach wręcz moralizatorskich, może on oddziaływać nawet jako agitka w sprawie zalegalizowania kary śmierci. Widz, niezależnie od swoich przekonań, pragnie takiej kary dla Marka Reada. Można sie w tym obrazie doszukiwać szerszej refleksji. Jeżeli książki Choppera — jak słusznie po ich lekturze wypowiedział się o autorze cytowany przez dystrybutora Paweł Kukiz - psychola i zboczeńca, cynicznego skurwiela, który zamiast wisieć pisze książki osiągają wielki sukces, to dokąd zmierza ten świat, dlaczego ludzie to w ogóle kupują?
Byłem gotów uznać sens całej tej produkcji. Byłem, dopóki wychodząc z kina, nie pojąłem najprostszej zależności. Mark "Chopper" Read to psychopata, ale także sprawny biznesmen, który na swoich publikacjach zarobił dużo pieniędzy. W przypadku ekranizacji autorowi książki należą się tantiemy, tzn. opłaty wynikające z praw autorskich. I o tym musicie pamiętać, idąc na ten obrzydliwy, ale i absolutnie wyśmienity film. Część pieniędzy, które zapłacicie za bilet, trafi prosto na konto Marka "Choppera" Reada. Zboczeńca, który mordował dla zabawy. Wspomożecie go finansowo. Chociaż i bez tego finansowo radzi sobie znakomicie. Zapewnili mu to wydawcy jego powieści. I pośrednio także autorzy tego filmu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze