„Lincz”, Krzysztof Łukaszewicz
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuZgrabnie nakreślony, chwilami bardzo sugestywny tzw. obiecujący debiut. Łukaszewicz wyśmienicie kreuje nastrój bezradności i narastającego poczucia zagrożenia. Są w tym filmie sceny, których nie sposób oglądać „na zimno”. To kino pełne dzikich emocji, strachu, chorobliwej determinacji. Nie jest to wszystko przerysowane, przeciwnie; wypada nad wyraz wiarygodnie.
Debiutowi Łukaszewicza towarzyszyły wielkie oczekiwania. Sądząc po (bez mała solidarnie bardzo krytycznych) recenzjach film nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Tylko, czy aby na pewno? Moim zdaniem zawinił przede wszystkim nadgorliwy promotor, który wytrwale próbował wmówić wszystkim, że oto nadchodzi dzieło na miarę Długu i Domu złego. No więc nie nadchodzi, a porównywanie Linczu do wspomnianych tytułów to co najwyżej ponury żart. Z drugiej strony: Lincz to zgrabnie nakreślony, chwilami bardzo sugestywny tzw. obiecujący debiut.
Film nawiązuje do głośnych wydarzeń z 2005 roku. W niewielkiej mazurskiej wsi doszło wtedy do krwawego morderstwa. Ofiarą okazał się być wytrwale nękający lokalną społeczność recydywista. Zaranek (Wiesław Komasa) kradł, bił, zastraszał. Mieszkańcy bezskutecznie szukali ochrony u lokalnych władz, wreszcie wzięli sprawę w swoje ręce, doszło do głośnego linczu. Sprawa długo nie schodziła z pierwszych stron gazet: wpierw tematem były same drastyczne wydarzenia, potem śledztwo, kolejne procesy sądowe, wreszcie wszczęta przez prezydenta procedura ułaskawiająca.
Łukaszewicz wyśmienicie kreuje nastrój bezradności i narastającego poczucia zagrożenia. Zdesperowani mieszkańcy słyszą: nie mamy ludzi, może zajmiemy się tym jutro, brakuje nam radiowozu, a czy wy czasem nie przesadzacie? A, że to sceny doskonale znane wszystkim z codziennych obserwacji, widzowie szybko utożsamiają się z losami bohaterów. Są w tym filmie sceny, których nie sposób oglądać „na zimno”. Kolejne akty przemocy rzeczywiście przywołują, tak pożądaną przez dystrybutora, atmosferę najbardziej drastycznych scen Domu Smarzowskiego. To kino pełne dzikich emocji, strachu, chorobliwej determinacji. I o dziwo, nie jest to wszystko przerysowane, przeciwnie; wypada nad wyraz wiarygodnie.
Niestety: Łukaszewicz doskonale radzi sobie z tym, co trzeba rozegrać na przysłowiowym wysokim C. Ale znacznie gorzej wychodzi mu zwyczajna filmowa robota. Bo jest w tym filmie siła, ale jest też wszystko to, co kojarzymy z określeniem polskie kino (popularny zwrot o pejoratywnym znaczeniu). Przede wszystkim niezdarny scenariusz. I nie chodzi tu nawet o cokolwiek toporne łączenie różnych płaszczyzn czasowych. Drażni głównie bolesny, łopatologiczny schemat. Mieszkańcy Włodowa są bez mała święci, praworządni i niewinni. Prokurator jawi się wcieleniem szatana, a sam Zaranek… To właśnie na jego przykładzie najlepiej widać dobre i złe strony Linczu. Z jednej strony Komasa gra tu rolę życia, jest niezwykle sugestywny, odrażający (i przerażający też). Niejeden z widzów sam chętnie dołączyłby do katujących go chłopów. Z drugiej: Zaranek jest specyficznie odklejony, nie pasuje do reszty filmu, zamiast niekontrolującego własnej agresji degenerata — alkoholika widzimy tu demona z prozy Dostojewskiego, diabolicznego kusiciela, samo jądro ciemności ludzkiego umysłu. Tu właśnie łamie się narracja Linczu. Smarzowski pokazał piekło instynktów tkwiące w prostych ludziach. U Łukaszewicza widać to ujęcie na drugim planie, fajnie rozegrano ten aspekt w scenach zbiorowych. Ale główni bohaterowie, jak dla mnie, zbyt często robią tu wrażenie intelektualistów rozważających moralne aspekty swych czynów. I w tym momencie piekło staje się groteskowe.
A szkoda. Bo jest tu coś, co przekracza tradycyjny podział na kinowy ekran i siedzącą przed nim widownię. Coś, co bezwzględnie angażuje, wytrąca z codziennego komfortu, każe czuć się bez mała uczestnikiem zdarzeń. Gdyby nie tradycyjne wpadki spod znaku polskiego kina rzeczywiście mielibyśmy tak rzadki u nas przykład wielkiego kina. A tak pozostaje radość z obiecującego debiutu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze