"Shrek 2", reż. Andrew Adamson
MICHAŁ GRZYBOWSKI • dawno temu"Shrek 2" jest wymarzoną pozycją na lato i nie tylko. Nawet jeżeli widać już drobne zmęczenie materiału, to jest to problem, który będzie miał znaczenie dopiero w kolejnych odsłonach serii, na razie tylko miejscami może nieznacznie zmącić przyjemność.
Jeffrey Katzenberg, jeden z właścicieli wytwórni DreamWorks i producentów obu części "Shreka", po kilku dniach obecności swojego najnowszego dziecka w kinach obwieścił w prasie, iż od początku brano pod uwagę nie mniej, nie więcej, lecz cztery części przygód zielonego Ogra. Manewr ciekawy — nikt już siłą rzeczy nie będzie mógł z całą pewnością powiedzieć, że kolejne odsłony Shreka są wymuszone kasowymi sukcesami, możemy przynajmniej teoretycznie wierzyć, że to rzeczywiście składowe z góry ustalonego i bardzo przemyślanego planu. Niesamowite, ale na razie, po seansie "Shreka 2", faktycznie tak to wygląda…
Shrek i jego wybranka, niegdyś piękna księżniczka, dziś szczęśliwie zakochana Ogrzyca Fiona, otrzymują zaproszenie na obiad od rodziców panny młodej. Tradycyjny rodzinny posiłek nie wygląda najlepiej — wielki zielony Ogr nie jest wymarzonym zięciem dla kochających córeczkę rodziców. W grę wchodzi także inna kwestia; otóż przed laty Król zawarł układ z niejaką Matką Chrzestną, na podstawie którego Fiona musi poślubić jej syna, Księcia z Bajki. Zdesperowany ojciec wynajmuje osławionego pogromcę ogrów, Kota w Butach. Ten ma zabić Shreka, jednak sprawy szybko się komplikują.
"Shrek 2" nie przynosi jakichś specjalnych zaskoczeń, nie odkrywa też nowych dróg — bazuje na pomysłach i koncepcji części pierwszej, rozwija je jedynie nieznacznie, ale najważniejsze, że robi to dobrze. Osobiście obawiałem się ugrzecznienia charakterystycznego shrekowego humoru, ale tak się nie stało. Klimat w dalszym ciągu jest prawdziwie wariacki, wątki wciąż można odczytywać na wielu płaszczyznach, tak że każdy znajdzie coś dla siebie, oko do starszego widza "puszczane" jest dosłownie co pięć minut. Przewrotne nawiązania do mitów, bajek i innych filmów to shrekowa podstawa, nowe postacie bawią — stylizowany na Banderasa Kot w Butach, czy Matka Chrzestna, której pseudonim mówi więcej niż się wydaje — wszystkie są niejednoznaczne i ciekawe.
W Polsce premiera "Shreka 2" jest istotna także za sprawą dubbingu. W pierwszej części Bartosz Wierzbięta pokazał w tej dziedzinie coś zupełnie świeżego, i choć metoda tak dużej reinterpretacji oryginalnego tekstu jest dosyć kontrowersyjna, to jednak wtedy sprawdziła się świetnie. Nawiązania do polskich filmów, kwestie pisane pod poszczególnych aktorów podkładających głos — wszystko to sprawiło, że Shrek wydawał się prawdziwie swojski. Tu będzie pewnie podobnie, żarty są dalej efektowne, ale maniera Wierzbięty powoli robi się już męcząca. Aktorzy ponownie spisali się natomiast świetnie, chociaż niektóre smaczki w polskiej wersji, co nieuniknione, uciekły. Dla ciekawych oryginału mam dobrą informację — takie kopie również są do obejrzenia, chociaż jest ich mniej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze