O tym, jak wiele twarzy ma Nowy Jork, wiedzą chyba tylko kierowcy żółtych taksówek, którzy podczas długiej zmiany za kółkiem śledzą pełny
[photo position="inside"]20557[/photo] miejski cykl. Opowieść zaczyna się właśnie w taksówce, by przeskoczyć do pustego ranną porą pubu, a potem dalej na chasydzkie wesele, plac zabaw, na którym panoszą się nianie, i szkolny bal. W czasie tej wycieczki przez Chinatown, Diamond District, Coney Island, Upper East Side i Central Park mamy się dowiedzieć, kim są mieszkańcy
[photo position="inside"]20558[/photo]ukochanego miasta filmowców. Oczywiście liczni są tu ludzie sztuki, malarze i niezależni freelancerzy, tacy jak zapracowany kompozytor muzyki filmowej, romansujący przez telefon z asystentką reżysera, której dotąd nigdy osobiście nie spotkał. I ekscentryczne aktorki jeżdżące na wózkach inwalidzkich w ramach ćwiczeń metodą Stanisławskiego. Mamy tu także wachlarz barwnych mniejszości religijnych - żydów i dżinistów, celebrujących złote gody staruszków, samotnego kieszonkowca i piękne kobiety, które aż żal okradać. Ten miejski moloch dosłownie kipi od miłosnej chemii, a romans unosi się w powietrzu. Prostytutka może na chwilę stać się tajemniczą nieznajomą, a stateczna żona zagrać rolę ulicznej uwodzicielki.
[photo position="inside"]20559[/photo]Nic nie jest tu bowiem takie, jakim się wydaje, a we wszystkie interakcje wpisany jest potencjał zmiany.
Zakochany Nowy Jork to filmowa laurka. Próżno więc spodziewać się po nim obiektywnego dokumentu, surowego realizmu czy reportażowej rzetelności.
[photo position="inside"]20560[/photo]Pomimo zauroczenia i braku proporcji jego twórcom udaje się jednak uchwycić ducha metropolii, którą wszyscy tak dobrze znamy z innych filmowych dzieł. Zaletą antologii jest także jej staranna kompozycja. Tym razem to zaledwie 12 etiud połączonych dynamicznymi przejściami, a nie pół setki zgrzytających ze sobą chaotycznych impresji. Każda postać wraca tu co najmniej
[photo position="inside"]20561[/photo]dwa razy. Najsilniejszą stroną obrazu są scenki aktorskie; świetnie napisane dialogi, zaskakujące puenty i sprawni, niejednokrotnie znani wykonawcy to skok jakościowy w stosunku do źle zagranych pretensjonalnych miniaturek z innych prac zbiorowych. Rewelacyjnie wypadają zwłaszcza Ethan Hawke, Bradley Cooper i Orlando Bloom.
[photo position="inside"]20562[/photo]Najciekawsze są chyba segmenty debiutującego w roli reżysera Yvana Attala, japońskiego artysty wideo Shunji Iwai, Bretta Ratnera czy Joshuy Marstona. Jeśli tylko zdołacie wczuć się w klimat, to bez względu na to, czy byliście w Nowym Jorku naprawdę, czy tylko o nim śniliście, w którymś momencie seansu przez chwilę się w nim znajdziecie. I będzie to bardzo przyjemne uczucie.