Jak twierdzą psycholodzy, opuszczone dziecko do końca życia przeżywać będzie swoją traumę. Dlatego, by zmniejszyć ból wynikający z rozstania, za wszelką cenę dążyć będzie do wyjaśnienia prawdy. Tak właśnie czyni Weronika – przełamując paraliżujący strach przed poznaniem matki, bo chociaż kobieta nie chce nic zmieniać w swoim życiu, nie potrafi jednocześnie pozbyć się myśli, że gdzieś, w jakimś miejscu na Ziemi, żyje osoba, która zostawiła ją samą na pastwę obcych ludzi: Przez pół nocy wymiotowała w łazience własny strach, zanim zasnęła – brudna i zmęczona. […] List wciąż leżał na kanapie. Chwilę mu się przyglądała i wreszcie zdała sobie sprawę, że nieważne czy go wyrzuci, czy nie. On już odmienił jej życie. Weronika nie czuje nienawiści, ale zżera ją ciekawość, silniejsza od wszystkiego.
Luizie Piotrowicz udało się opisać to, co tkwi w psychice adoptowanego człowieka, odkrywającego, kim są jego prawdziwi rodzice. Nie ma w tej opowieści nic sztucznego, skrojonego na wyrost, przepełnionego nieszczerymi emocjami. Wprost przeciwnie: mamy obiektywną i jednocześnie bardzo emocjonalną opowieść, w której strach, ból, odrzucenie przeplata się z nadzieją, współczuciem i zrozumieniem. To ciekawe doświadczenie czytelnicze: obserwować przemianę Weroniki, ten nagły przypływ energii, by coś w życiu zmienić, by poznać prawdę, znaleźć kogoś, kto da prawdziwe oparcie.
Niezmiernie interesująca jest postać Michała, którego Weronika poznaje przez przypadek, w trakcie wizyty u matki. Michał był swego czasu dobrze zarabiającym dyrektorem banku, miał piękny dom i wspaniałą żonę. A wszystko to stracił, kiedy dowiedział się, że ma raka. Na szczęście mężczyzną zaopiekował się lekarz, który zaproponował mu nowatorską (jak się okazało - skuteczną) terapię. Michał dzień pod dniu wracał do zdrowia, a kiedy ostatecznie stanął na nogi, od nowa ułożył sobie życie, niosąc pomoc ludziom zmagającym się z chorobą i samotnością. Wśród nich znalazła się Weronika.
Książka Luizy Piotrowicz to powieść, o której zbyt szybko nie zapomnimy. Dotyka bowiem problemów, z którymi borykamy się na co dzień, narzekając na bark zrozumienia lub zwyczajnej ludzkiej pomocy. Bo choroba, opuszczenie, brak nadziei może nas dotknąć w każdej chwili - nagle, bez żadnej zapowiedzi. I wtedy tylko w bliskich osobach możemy pokładać jakąkolwiek nadzieję. Jeśli więc chcemy wiedzieć, do kogo zwrócić się z prośbą o wsparcie, zajrzyjmy do powieści Wszystkie moje matki. Na pewno nie pożałujemy kilku godzin poświęconych na lekturę.