„Jak wytresować smoka 2”, Dean DeBlois
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temu„Dwójka” raz po raz zapiera dech w piersiach. Niesamowite, podniebne sekwencje autentycznie wbijają w fotel, akcja gna na złamanie karku, nie ma tu (dosłownie!) chwili oddechu. Do tego nad wyraz efektowna batalistyka i cała galeria nowych bohaterów.
Z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy wychwalając brawurę studia Pixar pisaliśmy o Złotej Erze Amerykańskiej Animacji. Dziś całe zjawisko zdążyło się już wszystkim opatrzyć, a Pixar (po fatalnych „Autach 2” i zachowawczej „Meridzie walecznej”) wyraźnie spuścił z tonu. O dziwo drugą młodość przeżywa (długo krytykowany za odcinanie kuponów od „Shreka”) Dreamworks. Przełomem były chwalone (i kasowe) „Jak wytresować smoka?” i „Megamocny”. Wchodzący właśnie na nasze ekrany sequel tego pierwszego potwierdza wysoką formę Dreamworks. I więcej: jest wyraźnie lepszy od głośnego poprzednika.
Z „jedynki” pamiętamy wojnę ludzi i smoków oraz nastoletniego Czkawkę, syna wodza wikingów, który walczył o pojednanie obu ras. Z dobrym skutkiem: dziś na wyspie Berk ludzie i smoki żyją w pełnej symbiozie a Czkawka to już nie dziecko, ale młody mężczyzna szykowany, by niebawem zasiąść na tronie ojca. To klasyczny bohater wciąż szukający swojego miejsca w życiu: nie pragnie władzy, woli podniebne eskapady na grzbiecie ukochanego (i wciąż obdarzonego niepospolitym wdziękiem) smoka Szczerbatka. Idylla nie trwa długo: Berk najeżdża szalony (pragnący podporządkować ludzi i zabić wszystkie smoki) Drago Krwawręki.
DeBlois przyjmuje (znaną choćby z Harry'ego Pottera) koncepcję serii, która dojrzewa wraz z widzami. „Jak wytresować smoka 2” to film dalece bardziej (od poprzednika) mroczny. Niepokojący, moralnie dwuznaczny, dystansujący się od czarno-białego podziału na dobro i zło. Oczywiście do pewnego stopnia: to hollywoodzka produkcja, kontynuacja kasowego przeboju. I jak przystało na kontynuację twórcy dociskają gaz do dechy: „dwójka” raz po raz zapiera dech w piersiach. Niesamowite, podniebne sekwencje autentycznie wbijają w fotel, akcja gna na złamanie karku, nie ma tu (dosłownie!) chwili oddechu. Do tego nad wyraz efektowna batalistyka i cała galeria nowych bohaterów. Najważniejsze są oczywiście smoki: tym razem widzimy dziesiątki gatunków, a pierwszoplanowe (tj. służące bohaterom za wierzchowce) monstra są (stara, dobra Disney'owska szkoła!) przeurocze i przezabawne. Każdy z nich ma swoją osobowość, zwykle komicznie kontrastową względem charakteru ludzkiego bohatera-smoczego jeźdźca. Nie chcę zbyt wiele zdradzić, ale poza oszałamiającym kalejdoskopem wizualnych atrakcji twórcy przygotowali dla (nie tylko!) młodych widzów i odrobinę refleksji. O zwykle trudnych relacjach wewnątrz rodziny, o pułapkach rzeczywistości idealnej (zobaczycie smoczą utopię), o nieuniknionym procesie dojrzewania…
Ale „Smoki” to oczywiście przede wszystkim zabawa. Przednia i (jak każe kanon Złotej Ery Amerykańskiej Animacji) dopasowana do potrzeb bardzo różnych grup wiekowych. Rodzice, dzieci, dziadkowie, i zwyczajni kinomaniacy będą tu zgodnie rechotać, wstrzymywać oddech, zaciskać dłonie na oparciach kinowych foteli. Nic dziwnego: „Jak wytresować smoka 2” ma w tytule dwójkę, ale (póki co) w kategorii najlepszej animacji 2014 roku jest niekwestionowanym numerem jeden.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze