„Anielscy obrońcy”, Mary Stanton
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNajbardziej optymistyczna powieść ostatnich lat. Znajdziemy tu elementy twardej, męskiej prozy i kobiecego rozczulenia, klasycznego kryminału w stylu Agathy Christie, baśniowej fantastyki oraz horroru, trochę zaskakujących zwrotów akcji, zabawnych dialogów, ciekawych postaci. Nad całością unosi się duch optymizmu: nigdy nie jest za późno by zyskać kolejną szansę, nawet jeśli umarliśmy, albo otwieramy biznes w dziurze zabitej dechami, gdzie naszych usług potrzebują tylko zmarli.
Anielscy obrońcy są chyba najbardziej optymistyczną powieścią ostatnich lat. Wyobraźmy sobie tylko, że po śmierci otrzymujemy jeszcze jedną szansę, wcale nie na nowe życie, co mogłoby być raczej przykre, ale możemy pomóc sobie w procesie przed Panem Bogiem. Ten wcale nie jest wszystkowiedzący, z wrażliwością przygłuchego sędziego przysłuchuje się zeznaniom stron, a potem wydaje wyrok: niebo, czyściec albo kajdanki z rozgrzanej stali i hej, pędzimy na wieczny dołek w piekle. Oskarżony ma prawo do apelacji, a konkretnie – jednego życzenia, jakiekolwiek by nie było. W tym akurat wypadku, chodzi o telefon do prawnika. Kłopot w tym, że prawnik wciąż żyje i nie ma pojęcia o żadnych zaświatach.
Bree jest młodą panią adwokat, która po paru latach praktyk w kancelarii zajmującej się doradzaniem korporacjom postanawia się wybić na niezależność. Zamiast pofrunąć do Nowego Jorku i poznać Ally McBeal, ląduje w dziurze o nazwie Savannah, wynajmuje lokum w przyjemnej, cmentarnej okolicy, a potem dziwi się, że pierwsze otrzymane zlecenie przychodzi od ducha. Duchem tym jest staruszek Skinner, współczesny Rockefeller tak z majątku jak i z charakteru, który zmarł nagle w konsekwencji pechowego splotu zdarzeń: najpierw popłynął łodzią w towarzystwie syna i synowej, następnie dostał zawału, wpadł do wody, gdzie posiekało go śmigło turbiny. Jako bogacz ma następnie kłopoty z przejściem przez ucho igielne, o wejściu do Królestwa Niebieskiego nie wspomniawszy. Skazany na czyściec dzwoni do naszej Bree – a ta, chcąc nie chcąc musi odkryć kto go zabił, znaleźć jakieś jasne strony tego chciwego potwora i zafundować mu bilet do Raju.
Chrześcijaństwo ze zwartej struktury uchwyconej w ramy kościołów rozpada się w mamałydze popkultury, Dan Brown jest tutaj najbardziej jaskrawym przykładem ze względu na swą obrazoburczość. Mary Stanton wzięła z tej religii to tylko, na co miała ochotę, co pasowało do skleconej fabuły, o reszcie nawet nie wspomniała i ksiądz, czytając Anielskich obrońców, rwałby włosy z głowy. Szary czytelnik może mieć niezłą uciechę.
Anielscy obrońcy są mieszaniną stylów i gatunków. Znajdziemy tu elementy twardej, męskiej prozy i kobiecego rozczulenia, klasycznego kryminału w stylu Agathy Christie, baśniowej fantastyki oraz horroru. Delikatny nastrój grozy, generowany przez sny Bree, twarze za oknem i groby, gdzie ciała biedaków wrzucono w ziemię bez trumien, w dużym stopniu świadczą o wartości powieści. Znajdziemy tu trochę zaskakujących zwrotów akcji, zabawnych dialogów, ciekawych postaci, niestety – wszystko miesza się bezładnie i traci wyrazistość ze względu na słabość wątku kryminalnego.
Intrygę zbudowano na szacownej zasadzie zamkniętego pokoju. Oto jest trup i katalog podejrzanych, wśród których znajduje się zbrodniarz. Jego ujawnienie stanowi połowę atrakcji, druga połowa to sam sposób uśmiercenia. Wszystko wskazuje, że milioner Skinner zmarł w sposób naturalny, w końcu, wypadki na łodziach się zdarzają i tylko niebiańska interwencja rodzi podejrzenie, że było inaczej. A jeśli na łodzi znajdowała się określona liczba osób, prócz nich, całe zdarzenie obserwował jeden świadek, jasnym jest, że wszyscy są zamieszani w tę aferę. Mary Stanton gra znaczonymi kartami, co znacznie obniża przyjemność z lektury.
Nad całością, prócz ponurego Skinnera, unosi się duch optymizmu: nigdy nie jest za późno by zyskać kolejną szansę, nawet jeśli umarliśmy, albo otwieramy biznes w dziurze zabitej dechami, gdzie naszych usług potrzebują tylko zmarli.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze