"Pracownik miesiąca", reż. Greg Coolidge
DOROTA SMELA • dawno temuW zamyśle komedia romantyczna skrzyżowana z satyrą społeczną, w rezultacie ni pies ni wydra, czyli przypadek większości amerykańskich filmów. Tym razem jest jednak tak dramatycznie, że co bystrzejsi widzowie mogą się poczuć urażeni. Początkowo udający alterglobalistyczną w duchu satyrę piętnującą wyzysk pracowników wielkich korporacji Pracownik zmienia się w toku akcji w laurkę na ich cześć, zachwalając zalety marnie płatnej, niewolniczej pracy w hipermarkecie, który zostaje tu przedstawiony jako firma o rodzinnej atmosferze.
W zamyśle komedia romantyczna skrzyżowana z satyrą społeczną, w rezultacie ni pies ni wydra, czyli przypadek większości amerykańskich filmów. Tym razem jest jednak tak dramatycznie, że co bystrzejsi widzowie mogą się poczuć urażeni. Początkowo udający alterglobalistyczną w duchu satyrę piętnującą wyzysk pracowników wielkich korporacji Pracownik zmienia się w toku akcji w laurkę na ich cześć, zachwalając zalety marnie płatnej, niewolniczej pracy w hipermarkecie, który zostaje tu przedstawiony jako firma o rodzinnej atmosferze.
Super Club, w którym toczy się akcja, to imitacja amerykańskiego Wal-Marta — moloch, gdzie można kupić niemal wszystko, i to w dodatku po hurtowej cenie. Pracownicy dzielą się tu na dwie kategorie — nadgorliwych pracoholików i sympatycznych leni. Vince, który jest najszybszym kasjerem w kilku stanach i siedemnaście razy z rzędu wystawiał swoją podobiznę w gablocie dla pracowników miesiąca, jest typem upierdliwca, który wysila się tylko po to, by innym zatruć życie. Zack, dla odmiany, nie wysila się wcale — w godzinach pracy gra z innymi nieudacznikami w pokera, od dziesięciu lat jest pakowaczem i uważa zaszczyty w stylu złotych gwiazdek za zasługi w pracy za wielki obciach. Niestety do czasu. Kiedy w sklepie pojawi się biuściasta kasjerka Amy, Zack dostanie małpiego rozumu. Zamieni wytarte dżinsy na mundurek, a romantyczny etos przedstawiciela Pokolenia X na cyniczny pragmatyzm. Dowiedziawszy się, że dziewczyna leci na przodowników pracy, zachęcony dodatkowo nagrodą w postaci drogiego samochodu luzak zamienia się w ohydnego karierowicza, który po trupach kumpli prze do mety, a stopniem identyfikacji z firmą dorównuje klasycznemu amwayowcowi.
Jest oczywiście morał i sprostowanie, czyli słowa skruchy bohatera i jego nawrócenie, ale korekta ta nie dotyczy bynajmniej żenującej koncepcji hipermarketu jako domu rodzinnego, w którym szefowie-kapitaliści pełnią rolę dobrych wujków. Zamiast satyry wyszedł więc film propagandowy — nakręcony być może przez wielkie platformy handlowe, by podnieść wydajność pracowników (ciekawe, jak szybki byłby Vince z pampersem?). Do tego zbyt wulgarny, by generować nastroje romantyczne, bo grany przez Jessikę Simpson obiekt westchnień to głupawa blondyna, której wdzięk sprowadza się do pogłębiania dekoltu i szczerzenia wielkich jak łopaty zębów. Nietrudno uwierzyć, że takiej pannie mógłby imponować marny tytuł pracownika miesiąca.
Wszystko to jakoś nie kojarzy się z blaskiem świec i serenadą pod oknem. Zwłaszcza że dużo mówi się tu o puszczaniu bąków i bzykaniu na zapleczu. I to ma być śmieszne! Poza paroma typowymi dla filmów kategorii D dowcipami kiblowymi, rasistowskimi, szowinistycznymi i homofobicznymi szczytem poczucia humoru twórców są zagrania rodem z XIX-wiecznych teatrzyków osobliwości — wymachujący laską karzeł i dziewczyna z gigantycznymi uszami.
Stany to jednak osobliwy kraj i dlatego nie każdy film, który bije rekordy oglądalności za Oceanem, u nas również odnosi sukces kasowy. I ta pomyłka miesiąca będzie na to najlepszym dowodem. Nasza widownia tego nie kupi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze