"Sierociniec", Juan Antonio Bayona
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuPowstały pod opiekuńczymi skrzydłami del Toro film pogodził gusta krytyki i widzów. W samej Hiszpanii obejrzały go ponad 4 miliony ludzi, miał również doskonałe wyniki w USA. Spadła na niego lawina nagród i wyróżnień. I nie powinno to nikogo dziwić. "Sierociniec" to horror, jakiego nie widzieliście od dawna. To obraz przerażający i niezwykle sugestywny.
Coraz częściej słyszymy o "nowej fali hiszpańskiego kina". Nurt to nad wyraz ciekawy. Z jednej strony bezkompromisowy i głęboko artystyczny, malarski i estetyzujący. Z drugiej strony posiłkujący się gatunkami skrajnie komercyjnymi. Sensacje, ekranizacje komiksów, i — najczęściej — horrory. Ale jest to sprzeczność pozorna — skupieni wokół meksykańskiego emigranta Guillermo del Toro młodzi Hiszpanie redefiniują wspomniane gatunki, od nowa piszą ich historię. Wchodzący właśnie na nasze ekrany Sierociniec to doskonały przykład tego typu kina. Powstały pod opiekuńczymi skrzydłami del Toro (producent) film pogodził gusta krytyki i widzów. W samej Hiszpanii obejrzały go ponad 4 miliony ludzi, miał doskonałe wyniki w USA. Jednocześnie na Sierociniec spadła lawina nagród i wyróżnień. I nie powinno to nikogo dziwić. Wierzcie mi - Sierociniec to horror, jakiego nie widzieliście od dawna.
Na pierwszy rzut oka życie Laury (znakomita Belen Rueda) to spełniona baśń. Wychowana w domu dziecka sierota odnalazła swoje miejsce w dorosłym życiu. Wciąż młoda i piękna, ma bogatego, kochającego męża, ich adoptowany syn Simon to dzieciak śliczny, inteligentny i rezolutny. Świadoma swojego szczęścia Laura chce pomagać innym — za jej namową mąż kupuje sierociniec, w którym dorastała. Cała trójka wprowadza się do ogromnej, secesyjnej rezydencji, w której planują stworzyć Dom Szczęśliwego Dziecka — luksusowy sierociniec dla dzieci chorych, ułomnych, pokrzywdzonych przez los. Z początku nic nie zapowiada tragedii. Owszem, w domu panuje dziwna atmosfera, ale nie wzbudza to niczyich obaw. Ostatecznie w którym starym, pustym domu nie skrzypi podłoga, nie szumi wiatr itd. Z czasem rezydencję odwiedza zdeformowana, dziwna, stara kobieta, która niepokojąco dużo wie o Laurze i Simonie. Simon coraz częściej opowiada rodzicom o nowych kolegach, których nie widzi nikt poza nim samym. Ale i to przecież zdarza się dzieciom, którym brakuje kontaktu z rówieśnikami. Lęk pojawia się kiedy ktoś wciąga domowników w dziwną grę — pojawiają się dawno zagubione przedmioty, inne, nowe — giną. Simon szkicuje portrety swoich nowych przyjaciół, a Laura rozpoznaje w nich postacie towarzyszy własnych dziecięcych zabaw. Odżywa przeszłość. Chwilę później Simon ginie. Wielomiesięczne poszukiwania, pomimo udziału policji, telewizji i prasy, nie dają rezultatu. Zrozpaczona Laura postanawia szukać odpowiedzi wewnątrz domu.
Sierociniec to wspaniały i niezwykle sugestywny film. Jako się rzekło — doskonały przykład na to, jak Hiszpanie, sięgając po pozornie wytarte klisze, od nowa piszą historię gatunku. Bo mamy tutaj wiele do bólu ogranych już elementów — pusty, upiorny dom na odludziu, chłopiec, który widzi więcej niż dorośli, niespokojne duchy skrzywdzonych niegdyś dzieci, tajemnicze odgłosy, upiorne reminiscencje — tym wszystkim horrory karmią się od zawsze. Nie brak tu także odniesień do konkretnych filmów, pojawiają się cytaty z Ducha, Lśnienia, Kręgosłupa diabła. Pomimo tego Sierociniec (podobnie jak Labirynt Fauna) wyznacza nową jakość. Dlaczego?
Powodów jest wiele. Na pierwszy plan wysuwa się skrajnie antyamerykańskie i głęboko artystyczne podejście. Nie odnajdziemy w "Sierocińcu bezmyślnej przemocy, idiotycznych scen gwałtu i tortur a’ la Piła. Nie będzie tutaj straszenia banalnymi patentami typu - "coś nagle wyskoczy z cienia, a my aż podskoczymy na fotelach". Bayona i Del Toro straszą widza nieustannie, ale robią to przy pomocy bardzo subtelnych metod — grają cieniem, perspektywą i światłem, manipulują czasem i dźwiękiem. Jednocześnie wykazują się niezwykłym zmysłem estetycznym, właściwie każdy kadr z Sierocińca oprawiony w ramy byłby pięknym, secesyjnym obrazem.
Ale i na tym nie koniec. Nowa jakość hiszpańskich horrorów nie kończy się na ich wizualnym pięknie. Hiszpanie pamiętają o tym, o czym dawno zapomnieli rozkochani w efektach specjalnych (czytaj: hektolitrach krwi i kilogramach flaków) amerykańscy autorzy horrorów. A mianowicie o tym, że w filmie, niezależnie od gatunku, najważniejsza jest historia. Sierociniec może pochwalić się scenariuszem skonstruowanym z chirurgiczną niemal precyzją. Cała opowieść jest niewiarygodnie wciągająca, i — paradoksalnie — logiczna.
Na szczęście jest w tym wszystkim jeszcze jeden, niezwykle istotny element — dla Bayony i Del Toro liczy się człowiek. Sierociniec zaskakuje przejmująco i wnikliwie zarysowaną psychiką bohaterów. Być może w tym właśnie tkwi metoda na renesans horroru. W amerykańskich produkcjach już od dawna bohaterowie są jedynie drewnianymi konstrukcjami służącymi np. do ćwiartowania, w efekcie ich losy są widzowi obojętne. W Sierocińcu mamy prawdziwych ludzi, prawdziwe traumy i dramaty, wobec których nie sposób pozostać obojętnym.
Wymieniać te nowe elementy można jeszcze bardzo długo. Kropką nad i jest tutaj moim zdaniem ogromna łatwość, jaką mają Bayona i Del Toro w postmodernistycznym mieszaniu trzech gatunków: horroru, baśni i dramatu psychologicznego. Efektem wieloznaczność, alegoryczność i ogromna paleta możliwych interpretacji. Bo jest Sierociniec horrorem o duchach, ale jest też dramatem o lęku przed samotnością, o niemożliwym do przezwyciężenia bólu, jaki przynosi utrata najbliższych. Jest również wyśmienitym studium lęków i traum. Ale też hołdem dla siły, jaką może mieć jedynie macierzyńska miłość. Równie dobrze — co podkreślają twórcy — można odczytywać Sierociniec jako wnikliwy obraz rodzącego się obłędu. Albo jako klasyczną baśń, w której dobro triumfuje jedynie poza światem materialnym. I — co najważniejsze — żadna z tych płaszczyzn nie będzie nadinterpretacją.
Po przeczytaniu tej recenzji fan horrorów może wyciągnąć mylny wniosek: "szykuje się mdłe, artystyczne kino, a na takie filmy nie chadzam". Nic bardziej mylnego. Sierociniec to obraz autentycznie przerażający; nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak bardzo bałem się w kinie. A, że wszystkie moje teksty o horrorach przenika nieskończone współczucie dla zwichniętych umysłów fanów wszystkich "Pił itd., wreszcie mogę napisać z satysfakcją — idźcie, obejrzyjcie Sierociniec. Przekonacie się wreszcie, na czym polega strach w kinie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze