„Największa przyjemność świata”, Jacek Dąbała
MAGDALENA SOŁOWIEJ • dawno temuPowieść napisana jest sprawnym, komunikatywnym językiem, ale kryminalna fabuła wymaga bardziej tajemniczych i zagmatwanych perypetii. Jest z założenia parodią powieści kryminalnej. Celowo przejaskrawia konwencję tego gatunku, ale niestety sama wpada w pułapkę konwencji i staje się kolejną sztampową opowieścią pozbawioną oryginalnych kreacji i pomysłów. Książka jest zbyt monotonna, by wywołać w nas wyjątkowy dreszcz emocji.
Pieniądze, piękne kobiety i seks to dziś najpopularniejsze motywy literackie, które gwarantują odpowiednią ilość sprzedanych egzemplarzy oraz sławę i uznanie. Wystarczy wrzucić wszystko do jednego worka, dodając trochę przemocy, polityki oraz wulgarności. Podobny schemat myślenia odnaleźć można w powieści Jacka Dąbały Największa przyjemność świata. Niestety lektura tej książki do przyjemności na pewno nie należy. Przynajmniej dla tych, którzy lubią i znają się na kryminałach.
Piękna dziewczyna zostaje porwana na życzenie klienta agencji towarzyskiej. A próbuje ją uratować przystojny, błyskotliwy detektyw, do złudzenia przypominający bohatera amerykańskich seriali. Najbardziej oczywista jest właśnie postać Artura Brandta – byłego dziennikarza śledczego, który po stracie pracy w telewizji zakłada biuro detektywistyczne. To do niego zwraca się z prośbą o pomoc rodzina porwanej dziewczyny. Artur Brandt staje się w tej powieści uosobieniem typowych schematów związanych z postacią detektywa – oto czarujący mężczyzna, trudniący się męskim fachem, a pod gruboskórną powierzchownością niezwykle wrażliwy na kobiecie wdzięki facet. Wydaje się, że narrator puszcza tu oko do czytelnika (niestety robi to zbyt często), bo nawet sposób mówienia bohatera sprawia wrażenie odgrzewanych kawałów:
Dziewczyna spojrzała na mnie kompletnie zaskoczona. Tym razem była w spodniach i żakiecie, pod którym nie zauważyłem żadnej bluzki. Pora na ciebie, moja Pani, męcz kogoś innego, przeleciało mi przez głowę. […] – Nie rozumiem – odezwała się, a jej duże oczy przyssały się do mnie jak macki. Hipnotyzowała mnie, hiena, ani chybi. Jeszcze chwila i uniesie mnie w powietrze, aby zacząć wymachiwać pode mną i nade mną jakimś kijem.
Jedną z głównych bohaterek powieści jest Nana Radwan – uprowadzona córka zamożnego biznesmena. To ona przeżywa dramat porwania i doświadcza losu szantażowanej kobiety. Porywacze należą do gangu handlującego żywym towarem. Z wybranymi dziewczynami kręcą filmy pornograficzne i umieszczają je w Internecie. Szantażują i zastraszają ofiary, a dzięki temu mogą nad nimi panować. W ręce szantażystów trafia także Nana Radwan – piękna dziewczyna, która wpadła w oko klientowi ekskluzywnej agencji towarzyskiej, wykorzystującej porwane dziewczyny.
Również fabuła erotyczno-kryminalna nie została potraktowana serio, bo powieść jest jakby z założenia parodią powieści kryminalnej. Celowo przejaskrawia konwencję tego gatunku, ale niestety sama wpada w pułapkę konwencji i staje się kolejną sztampową opowieścią pozbawioną oryginalnych kreacji i pomysłów. Chociaż Największa przyjemność świata z założenia ma być historią, którą czyta się lekko i przyjemnie, trzeba pamiętać, że to, co łatwe i przewidywalne, nie zawsze wychodzi na dobre czytelnikowi, który, skoro już zadał sobie trud przeczytania, chciałby mieć przyjemność odkrywania czegoś zupełnie nowego.
Postać Artura Brandta jest porównywana do Arsena Lupina i Herkulesa Poirota, ale jest to porównanie na wyrost. Żeby zaintrygować dzisiejszego odbiorcę literatury, trzeba zaproponować coś więcej niż odgrzewanie oryginału. Niestety, Artur Brandt to zlepek istniejących już pomysłów na postać detektywa. Chociaż powieść Jacka Dąbały napisana jest sprawnym, komunikatywnym językiem, to kryminalna fabuła wymaga bardziej tajemniczych i zagmatwanych perypetii. Niestety Największa przyjemność świata jest zbyt monotonna, by wywołać w nas ten wyjątkowy dreszcz emocji, jaki towarzyszy nam podczas wciągającej lektury.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze