"Alpha Dog", Nick Cassavetes
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuOparta na faktach opowieść o najmłodszym przestępcy, który znalazł się na liście najbardziej poszukiwanych przez FBI. Opowieść o tym, jak spontaniczna decyzja może zaważyć na życiu całej grupy. Wyraźne odniesienia do sag o gangsterach, analiza współczesnej kultury młodzieżowej. Najlepszy film w karierze Nicka Cassavetesa, zadowoli wszystkich: i fanów sensacji, i komedii, i dramatów społecznych.
Oparta na faktach opowieść o najmłodszym przestępcy, który znalazł się na liście najbardziej poszukiwanych przez FBI. I jednocześnie zdecydowanie najlepszy film w karierze Nicka Cassavetesa.
Poznajemy grupę bananowej młodzieży z przedmieść Los Angeles. Bogate dzieciaki pretendują do miana prawdziwych gangsterów. Tyle że pretendują całkiem serio. Handel narkotykami przynosi im krociowe zyski, ledwo co pełnoletnie chłopaki mają już własne luksusowe domy, samochody, otacza ich gromadka głupiutkich, ale atrakcyjnych dziewcząt. Grupie przewodzi charyzmatyczny Johnny Truelove (Emile Hirsch), jego zastępcą jest najbystrzejszy w tym gronie Frankie (Justin Timberlake), narkotyki dostarcza im ojciec Johnny'ego Sonny (Bruce Willis). Wszystko układa się świetnie, do czasu kiedy wyraźnie psychopatyczny narkoman żydowskiego pochodzenia Jake Mazursky odmawia chłopakom spłaty długu. Wybucha konflikt, emocje wymykają się spod kontroli, dochodzi do porwania — zakładnikiem Johnny'ego staje się młodszy brat Jake'a Zack Mazursky. Początkowo Zack jest zachwycony, w towarzystwie gangsterów przeżywa najbarwniejsze dni swojego życia — trzydniową, nieustającą balangę, w trakcie której zaliczy szereg inicjacji (narkotykowych, seksualnych), a nawet — we własnym mniemaniu — zdobędzie przyjaciół. Wszystko komplikuje się, kiedy matka Zacka (Sharon Stone) informuje o porwaniu FBI. Jednocześnie porywacze uświadamiają sobie niewygodny fakt — amerykańskie prawodawstwo za porwanie i przetrzymywanie zakładnika przewiduje karę dożywocia…
Nick Cassavetes oferuje widzowi niezwykły melanż gatunków i estetyk. Czego tu nie ma? Wyraźne odniesienia do głęboko osadzonych w amerykańskiej tradycji epickich sag o gangsterach (takich jak np. Blow) sąsiadują tutaj z wnikliwą socjologiczną analizą współczesnej kultury młodzieżowej. Dramat o rozpadzie tradycyjnych więzi rodzinnych miesza się z wyśmienitą, pełną agresywnego, wyraźnie posttarantinowskiego humoru komedią. Cały komizm obrazu oparty jest na jednym, ale bezbłędnym pomyśle — wyśmienitym samopoczuciu porwanego Zacka. Ten koncept okazuje się komicznym samograjem, na którym rozegrana jest znaczna część Alpha Dog. Ale i na tym nie koniec. Bo jest to też thriller, w którym nieustanna balanga nieznacznie tylko przesłania nieuchronność konsekwencji. A nad wszystkim unosi się jedyny w tym bardzo amerykańskim filmie element narracji charakterystyczny dla kina europejskiego — opowieść o przypadku, o tym, jak jedna spontaniczna i nieprzemyślana decyzja może zaważyć na życiu całej grupy ludzi.
Mocną stroną Alpha Dog jest też aktorstwo. Jak zwykle wyśmienicie radzi sobie cudowne dziecko amerykańskiego kina ostatnich lat Emile Hirsch (Wszystko za życie, Królowie Dogtown ). Kapitalne są wielkie gwiazdy, którym alternatywny charakter całej produkcji pozwala na odrzucenie przyporządkowanych im hollywoodzkich stereotypów. Dyżurna seksbomba Sharon Stone świetnie odnajduje się w roli starej, brzydkiej i zrzędliwej matki braci Mazurskych. Cichym bohaterem Alpha Dog jest Bruce Willis — nie dość, że uroczo amoralny, to (nareszcie!) odrzucający aktorską manierę a la wiecznie zdziwiony szympans-troglodyta. Ale "głośny bohater" filmu i największa jego niespodzianka to Justin Timberlake. Dotąd kojarzyłem go jedynie jako sprawnego wykonawcę miałkiej muzyki pop. Tutaj okazuje się być pełnokrwistym aktorem, bardzo naturalnym i charyzmatycznym. I o ile na pierwszy rzut oka głównym bohaterem Alpha Dog jest Johnny Truelove, o tyle w praktyce Timberlake kradnie Hirschowi cały film. To właśnie Frankie Timberlake'a będzie tu postacią kluczową i najsilniej przyciągającą uwagę widza.
I byłoby to wszystko jedynie sprawnie zagranym i zmontowanym teledyskiem o hip-hopowej młodzieży, gdyby twórcy nie zdecydowali się zaaplikować swojemu dziełu solidnej dawki przewrotności. Bo w Alpha Dog prawie wszystko okaże się sprytnie zakamuflowanym kłamstwem. Nie mogę zdradzić zbyt wiele, ale dość powiedzieć, że koniec końców twardzi gangsterzy okażą się być nie tak znowu twardzi, wspaniali rodzice nie tak znowu wspaniali itd.
Skoro tyle zachwytów, dlaczego cztery, a nie pięć gwiazdek? Ano dlatego, że pięć rezerwujemy jedynie dla filmów epokowych, mających szansę na trwałe miejsce w historii kina. Zdaniem niżej podpisanego w tym roku mieliśmy jak dotąd dwa takie obrazy - Motyl i skafander i Wszystko za życie. Tak wysoko Alpha Dog nie sięga. To nie jest wybitne kino, ale z pewnością jest to kino bardzo dobre. Film Cassavetesa ma też rzadką zaletę — zadowoli wszystkich. I fanów sensacji, i komedii, i dramatów społecznych. I — co jeszcze rzadsze — dla wszystkich naprawdę nie oznacza tutaj "dla nikogo". Alpha Dog sprytnie łączy konwencje. W tym filmie "rozrywkowy" nie oznacza "głupi", "społeczny" nie oznacza "dydaktyczny" itd. Gorąco polecam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze