„Kto znajduje, źle szukał”, Aglaja Veteranyi
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKsiążka wymyka się klasyfikacjom. Jak i życie autorki. Jest szczególnym rodzajem książki pośmiertnej. Znajdują się tutaj zapiski, próby literackie, wiersze, opowiadania, aforyzmy, odnalezione po zgonie pisarki lub nadesłane przez jej bliskich. W efekcie powstał kolaż rzeczy bardzo różnych pod względem jakościowym, tematycznym, rzecz którą trzeba przetrząsać. Książka jest zaproszenie do głowy i serca naznaczonego niezwykłym cierpieniem.
Gdyby kącik literacki Kafeterii dodawał punkty do recenzji, należałoby napisać usprawiedliwienie, czemu Kto znajduje, źle szukał takowych nie posiada. Książka – jeśli oczywiście jest to książka – wymyka się klasyfikacjom. Jak i życie autorki.
Aglaja Veteranyi urodziła się w Rumunii, dzieciństwo spędziła w trupie cyrkowej, gdzie pracowała jej matka. Szybko zawinęli się z ojczyzny, a wędrowny tryb życia skazał małą Aglaję na spanie w przyczepach, schroniskach, hotelach. Koniec końców wylądowała w Szwajcarii, gdzie zassało ją życie artystyczne i to z powodzeniem: jako aktorka, reżyserka, pisarka odniosła sukces. Burzliwe związki, alkohol tylko pogłębiły stany depresyjne, z którymi zmagała się od dziecka. Popełniła samobójstwo w wieku lat czterdziestu, a Kto znajduje… jest szczególnym rodzajem książki pośmiertnej. Znajdują się tutaj zapiski, próby literackie, wiersze, opowiadania, aforyzmy, odnalezione po zgonie pisarki lub nadesłane przez jej bliskich. Ci zresztą dopowiedzieli swoje, nadsyłając utwory związane z autorką.
W efekcie powstał kolaż rzeczy bardzo różnych pod względem jakościowym, tematycznym, rzecz którą trzeba przetrząsać. Aglaja w zdumiewający sposób łączy niemal nastoletnią niedojrzałość (przejawiającą się także w fascynacji brutalnością) z rzadko spotykaną wrażliwością, mądrością nawet i darem do tworzenia cudownych zbitek słownych – te, momentami, wybuchają na kartkach jak gwiazdy. Jest więc momentami świetnie, czasami słabo, zawsze zaś dziwnie. Otrzymaliśmy zaproszenie do głowy i serca naznaczonego niezwykłym cierpieniem.
Te odlegle od siebie teksty próbuje spajać paradoksalne przekonanie o własnym nieistnieniu, czy raczej pół-istnieniu („jeszcze się nie urodziłam”, powtarza Aglaja) z nieustannym przeczuciem śmierci, która wydaje się czymś bliskim, a zarazem, cholernie nie na miejscu. No bo jak mogę umrzeć, skoro mnie nie ma? W ten sposób ujawnia się absurdalność ludzkiego „istnienia”, trochę jestem, a trochę nie ma, cierpię, więc jestem, ale jednak cierpienie rozbija mnie na kawałki, no to znikam i jednak trzeba umrzeć.
Pisanie również jest cierpieniem i to szczególnie dotkliwym – powraca, niemal zapomniany watek pracy twórczej jako nieludzkiej wręcz mordęgi, Aglaja nieustannie przywołuje to przykre doświadczenie, zupełnie nowy rodzaj potworności, trzeba wyrwać ze świata rzeczy, ludzi, własne uczucia i przemocą przekuć na słowa. Tryska krew i walają się flaki. Nie sposób jednak odmówić autorce autentyczności tych przeżyć, tak samo trudno samemu się nie wzruszyć, a nawet nie pozwolić sobą wstrząsnąć.
I tylko szkoda, że zapiski Veteranyi ujęto w okładki, rezygnując z luźnej formy. Wyobrażam sobie te książkę jako plik luźnych kartek, rożnego kształtu, koloru, wielkości, dodatkowo część z nich należałoby poplamić kawą i naznaczyć śladami po niedopałkach. Następnie, karteluszki te należałoby rozrzucić po domu własnym oraz bliskich, powpychać pod kwiatki, między strony innych książek, w papierzyska, dokumenty, wreszcie, zostawić ukryte pod pakietem literatury klozetowej. Każdą osobno. Wówczas należy zapomnieć o Kto znajduje… właśnie po to, by moc znaleźć okruchy tej książki. Za pół roku, na przykład, sięgam po starą gazetę, a z niej wypada opowiadanie, wiersz. Pytam, co to takiego i czytam. Czasem popukam się w głowę, czasem zachwycę, zarumienię. Ale chyba nie można zmierzyć się z twórczością tej rozsypanej dziewczyny w inny sposób, jak właśnie poprzez rozsypanie. Chwytanie jej po kawałku, przypadkowo i w niespodziewanych momentach spodobałoby się samej autorce – więc książkę tę należy kupić, potargać i porozrzucać gdzie tylko się da.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze