„Papryka, sex i rock'n'roll”, Gergely Fonyo
DOROTA SMELA • dawno temuKulisy tej produkcji są iście hollywoodzkie - popularny musical sceniczny osadzony w latach 60. i sławiący zalety rock'n'rolla przeniesiony zostaje na ekran i zdobywa drugie tyle fanów. Smaczek polega na tym, że pikantna historia z tytułu rozgrywa się nie za Oceanem, ale w jednym z krajów byłego bloku wschodniego. Tłem dla przegryzanych papryką ekscesów są tu ponure czasy komunistycznego reżimu. Najważniejsza jest muzyka - żwawy rock'n'roll, który solówki fortepianowe przeplata z pełnymi aluzji tekstami, często mieszając politykę z seksem.
Kulisy tej produkcji są iście hollywoodzkie — popularny musical sceniczny osadzony w latach 60. i sławiący zalety rock'n'rolla przeniesiony zostaje na ekran i zdobywa drugie tyle fanów. Smaczek polega na tym, że pikantna historia z tytułu rozgrywa się nie za Oceanem, ale w jednym z krajów byłego bloku wschodniego i w oryginale zgodnie z prawdą nazywa się Made in Hungaria.
W dodatku tłem dla przegryzanych papryką ekscesów są tu ponure czasy komunistycznego reżimu. Młody, czupurny Miklós Fenyö wraca na Węgry z rodzicami po tym, jak zostają oni z przyczyn politycznych wydaleni z USA. Chłopak przywozi ze sobą hawajską koszulę, zapalniczkę Zippo i godziny rock'n'rolla wytłoczone na czarnych krążkach. Na wielu, łącznie ze starymi kumplami muzykami i przedstawicielami komitetu partyjnego, robi to spore wrażenie.
Zwłaszcza, że pojawienie się posłańca z Zachodu trafia na podatny grunt: nie tylko dziewczęta czują się na Węgrzech ściśnięte obyczajowym i propagandowym gorsetem. Wśród młodzieży zaczyna się tzw. ferment, który nie uchodzi niczyjej uwadze. Chłopak i jego talenty muzyczne zostają (pod groźbą sankcji) zaprzęgnięte do pracy w ludowej kapeli, która ma być pewniakiem w zorganizowanym ekspresowo konkursie szkolnych zespołów.
Miki staje przed dylematem — zbłaźnić się przed kolegami i śliczną Verą, której serce złamał niegdyś wyjazdem na Zachód, czy narazić na nieprzyjemności rodziców, którzy i tak z wielkim trudem odnajdują się w represyjnej rzeczywistości.
Jest tu sporo wątków pobocznych: gdzieś na marginesie przewija się intryga z podrywaczem z warsztatu samochodowego, obserwujemy też przepychanki i machloje wśród lokalnych oficjeli, poznajemy realia mieszkaniowe w Węgierskiej Republice Ludowej itd. Ale najważniejsza jest chyba muzyka — żwawy rock'n'roll, który solówki fortepianowe przeplata z pełnymi aluzji tekstami, często mieszając politykę z seksem, zazwyczaj traktowanym w sposób dość bezpruderyjny. Znajdujemy tu też odnośniki do ówczesnej sytuacji socjopolitycznej Węgier, przemian, które faktycznie zachodziły tam w latach 60.
Nie brakuje poczucia humoru, którego dostarczają liczne scenki rodzajowe z udziałem rozbuchanej erotycznie młodzieży i lawirującej między zasadzkami ideologicznymi starszyzny. Wyczuwa się w tym wszystkim nutkę nostalgii, bo choć z jednej strony powrót z USA na Węgry twórcy malują w kategoriach zesłania na Sybir, to jednocześnie lekki i przyjemny klimat filmu ma mówić: "patrzcie, u nas jeszcze nie było tak najgorzej". Bo rzeczywiście tzw. gulaszowy komunizm zezwalał na pewną wolność słowa, ograniczając jednocześnie wszechwładzę partii komunistycznej.
Problem w tym, że z punktu widzenia polskiego odbiorcy historia wypada nieco hermetycznie. Niby mamy odpowiednie przygotowanie i znajomość "socrealiów", ale wiele z filmowych sytuacji zaskakuje nas tak samo jak Francuza czy Anglika. Nad wszystkim wisi bowiem upraszczająca filmową rzeczywistość reguła, która każe przewodniczącego komitetu partyjnego pokazać jako tyrana pod wpływem muzyki zmieniającego się w reformatora o otwartym umyśle.
Pewnym problemem wydaje się teatralna proweniencja scenariusza; wszystko — od scenografii po aktorstwo — jest tu jakieś nienaturalne i manieryczne. W którymś momencie Seks… rejteruje z inteligentnego musicalu w rejony komedii licealnej, gdzie wzruszenia wywołuje w głównej mierze wątek romansowo-szkolny. A to na mnie osobiście nie działa. Owszem, doceniam ambitny zamiar, ale infantylnym uogólnieniom mówię: "nie".
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze