„Zanim odejdą wody”, Todd Phillips
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuPo Kac Vegas (najbardziej kasowej komedii wszech czasów w kategorii: dozwolone od 17 lat) Todd Phillips serwuje nam kolejną, opartą na niemal identycznych założeniach komedię kumpelską. Nie dorównuje ona jednak głośnemu poprzednikowi. Zabrakło subtelności i odrobiny realizmu. Nowy film jest nazbyt dosłowny i ostentacyjnie przesadzony. Ale jednocześnie barwny, wartki i dynamiczny. Chwilami irytuje, ale z pewnością nie nudzi.
Wsławiony powodzeniem Kac Vegas (najbardziej kasowej komedii wszech czasów w kategorii: dozwolone od 17 lat) Todd Phillips serwuje nam kolejną, opartą na niemal identycznych założeniach tzw. komedię kumpelską.
Biznesmen Peter Highman (Downey Jr.) chce jak najszybciej wrócić do Los Angeles. Śpieszy się, by zdążyć na poród swojego pierwszego dziecka. Na lotnisku poznaje (i natychmiastowo obdarza zdecydowaną antypatią) Ethana Trembalaya (Galifianakis) – niezrównoważonego, wiecznie upalonego i przyciągającego jak magnes wszelkie możliwie kłopoty początkującego aktora. Na skutek żartu Ethana obaj zostają nie tylko wyrzuceni z samolotu, ale także wpisani na czarną listę: odtąd mają zakaz latania. A, że bagaż Petera (a w nim jego dokumenty, pieniądze i karty kredytowe) został już odprawiony do L.A. Highman z braku alternatywy przyjmuje propozycję Tremblaya: w dalszą drogę udadzą się wynajętym przez Ethana autem. Jak nietrudno się domyśleć, ich wspólna podróż będzie (wciąż narastającą) serią katastrof.
Zaczyna się to bardzo efektownie. Wpierw dostajemy (trafną i adekwatną) drwinę z amerykańskiej obsesji bezpieczeństwa po 11 września. Bardzo mocne wejście mają obaj aktorzy. Powszechnie znany (i nieomal zawsze obsadzany wg tego klucza) wielbiciel wszelkiej maści używek, wieczny chłopiec i notoryczny bywalec kuracji odwykowych Downey Jr gra tu poważnego biznesmena, ojca rodziny, faceta, który na wstępie deklaruje, że nigdy w życiu nie zażywał żadnych narkotyków. Czym budzi powszechne rozbawienie na widowni. I tak właśnie Downey Jr buduje postać Highmana: to jedna wielka (i chwilami naprawdę przepyszna) porcja autoironii, kpina z dotychczasowego wizerunku. Nieco mniej wdzięczne zadanie przypada Galifianakisowi: jego Etan to właściwie kopia Alana z Kac Vegas. Ale trzeba oddać Phillipsowi, że to mechaniczne powtórzenie nie razi. Galifianakis ma wyśmienite wyczucie komedii slapstickowej. Jego naturalny wdzięk skutecznie broni postać Ethana. Dalej jest już nieco gorzej. Bo filmów opartych o konflikt pary niedopasowanych bohaterów powstały tysiące. O ich sukcesie zawsze decydowała (napisano już o tym całe tomy) tzw. „szczególna chemia” pomiędzy postaciami. A tej w Zanim odejdą wody wyraźnie brakuje. Każdy z aktorów sam w sobie jest naprawdę świetny, ale zgranego duetu stworzyć im się nie udaje. A, że narodziny przyjaźni Petera i Ethana są głównym (i jednocześnie najmniej wiarygodnym) założeniem filmu, cała fabuła szybko okazuje się być jedynie sztuczną konstrukcją, którą ma nas doprowadzić do kolejnych (i kolejnych) gagów. W dodatku są to gagi nierówne. Z jednej strony Todd Phillips sięga po swoją specjalność: humor łamiący wszelkie tabu. I tak dostajemy (chwilami kapitalne) żarty z okaleczonych weteranów wojennych, rasistowskie drwiny z fasadowej tolerancji rasowej itd. Z drugiej reżyser (świadomy tego, jak bardzo się powtarza) wprowadza nowe wątki. A są to niestety w większości zapożyczenia z highschoolowych komedii romantycznych. A więc pierdzi się tu i beka, bawić ma nas np. publiczna masturbacja bohatera (i jego psa). Raz po raz króluje klasyczny humor fizjologiczno– toaletowy. Ma to wnieść świeży powiew, ale w praktyce przypomina, że Todd Phillips w gruncie rzeczy od ponad dziesięciu lat kręci wciąż ten sam film.
Co nie znaczy, że jest to produkcja kompletnie nieudana. Powyższe zarzuty mają przede wszystkim ostrzec oczekujących obrazu podobnej klasy fanów Kac Vegas. Zanim odejdą wody nie dorównuje głośnemu poprzednikowi. Zabrakło subtelności i odrobiny (choćby umownego) realizmu. Nowy film Phillipsa jest nazbyt dosłowny i ostentacyjnie przesadzony. Ale jednocześnie barwny, wartki i dynamiczny. Chwilami irytuje, ale z pewnością nie nudzi. Dla tych wszystkich, którzy pragną osłodzić sobie listopadowe słoty porcją niezobowiązującej rozrywki może okazać się właściwym wyborem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze